– Słuchaj, co ja mam zrobić…?! – jęknęła z bezgraniczną rozpaczą.
– Odstawić go od piersi kategorycznie i stanowczo – odparłam bez wahania. – Czy ty nie jesteś przypadkiem dla niego za miękka?
– Och, nie wiem! Och, możliwe, że tak, ale przecież wiesz, że ja nie umiem odmawiać, jeśli ktoś tak natrętnie nalega! Boże, jak on mnie męczy!
Była tak przygnębiona i zrozpaczona, że doprawdy nie przechodziło mi przez usta zbyt może nietaktowne pytanie, czy to nie ona zamordowała Edka, żeby jej nie zdradził, a po Edku skrzywdziła jeszcze następne siedem osуb. Zaczynałam w to powątpiewać, bo aczkolwiek bez trudu można jej było przypisać zabуjstwo w afekcie, to jednak trudno było uwierzyć w dalszą działalność z premedytacją. Chyba że ona zaczęła, a jej luby, oszalały z miłości, kontynuował. Z nadzieją pomyślałam, że luby zapewne wrуcił do hotelu, gdzie właśnie czatuje Paweł, ktуry go wreszcie zobaczy.
– Słuchaj, co on właściwie robi, ten twуj Giuseppe? – spytałam ostrożnie. – Kim on jest?!
– Nie mуj!!! – zaprotestowała rozpaczliwie Ewa. – Nie mуj!!!
– Dobrze, nie twуj. Co on robi?
– Och, nie wiem, wszystko mi jedno! Jest tak zwanym człowiekiem interesu. Jakieś tam rуżne afery i biznesy. Jest okropnie bogaty. W nosie go mam razem z jego pieniędzmi.
Błyskawicznie przeleciała mi przez głowę ponętna myśl, żeby wobec tego napuścić na niego Białą Glistę, ale od razu uświadomiłam sobie rуżnicę w ich wyglądzie i myśl zwiędła w zaraniu. Po Ewie na Białą Glistę nie poleci, musiałby być ślepy albo nienormalny. Szkoda.
– Był w Polsce? – pytałam chytrze dalej.
– Nie wiem – odparła Ewa obojętnie. – Możliwe, że tak. Jeździ po całym świecie. Och, co mnie obchodzi, czy był w Polsce, ja nie wiem, co mam z nim zrobić w Danii! Teraz!
– Chyba ci w końcu nic innego nie pozostało, jak tylko wyznać wszystko Rojowi – powiedziałam, wzdychając ciężko. – W ostateczności Roj da mu po pysku…
– Roj wepchnie mu mnie w objęcia – przerwała Ewa z rozgoryczeniem. – Będzie uważał, że ja z nim będę szczęśliwa. On mnie kocha i usunie się z miłości do mnie!
Przyjrzałam jej się zdumiona i zaskoczona. Wypisz wymaluj to samo mуwiłyśmy obie z Alicją, rozważając kandydaturę Ewy i Roja! To nie do wiary, jakie jesteśmy mądre!…
– Słuchaj, możliwe, że ja tu kiedyś jeszcze znienacka przyjadę – mуwiła Ewa nerwowo. – Uprzedź Alicję jakoś dyplomatycznie. On myśli, że ja tu muszę bywać ze względu na to morderstwo. A propos, czy ktoś jeszcze został zabity?
Poczułam się z lekka wstrząśnięta. To jednak prawda, że nic bardziej nie ogłusza i nie ogłupia niż miłość. W nagłym wybuchu samokrytycyzmu uświadomiłam sobie, że i ja sama znacznie energiczniej zainteresowałabym się tymi zbrodniami, gdybym nie miała generalnie czegoś innego na głowie.
– Nie wiem, na kim stanęłaś – powiedziałam. – Kto u ciebie jest ostatnią ofiarą?
– Zdaje się, że ostatnio zginęła ciotka Thorkilda – powiedziała Ewa niepewnie. – Coś chyba o tym słyszałam…?
– Jesteś zapуźniona w rozwoju. Po pierwsze ciotka też wyżyła…
– Co ty powiesz? Przetrzymała? W tym wieku?
– Duńskie staruszki mają twarde życie. Wraca do zdrowia w szpitalu. Po drugie po ciotce ofiarą padła Agnieszka i pani Hansen, sprzątaczka Alicji. Wszystkie szpitale są zapchane pomyłkami naszego mordercy, bo Thorstena też trzymają, podejrzewając wstrząs mуzgu. Jedna osoba została oskalpowana, a dodatkowo stracił życie przypadkowy obcy osobnik, nie przewidziany w programie. Mamy szalenie aktywnego zbrodniarza.
– Potworne – powiedziała Ewa z roztargnieniem. – Potworne. Hekatomba w Allerшd. Doprawdy, powinnyście już z tym skończyć…
Wepchnąwszy ją do pociągu, poczułam się dziwnie wytrącona z rуwnowagi. Rzeczywiście, miała rację, doprawdy powinnyśmy już z tym skończyć! Chyba mamy źle w głowie, jeżeli pozwalamy na dalsze morderstwa!
– Jak możesz tak uprzejmie rozmawiać z tą zbrodniarką?! – wykrzyknęła z oburzeniem i rozgoryczeniem Zosia, kiedy wrуciłam do domu.
Nie miałam nawet czasu jej odpowiedzieć, bo ujrzałam, że Paweł też wrуcił. Nie spotkałyśmy go po drodze, bo odprowadzałam Ewę okrężną nieco trasą, wijącą się pomiędzy ogrуdkami. Rzuciłam się na niego zachłannie.
– No i co?! Widziałeś go?!
– A skąd! – odparł Paweł ze zniechęceniem. – Znуw go nie było.
– Ależ jak to nie było, pojechał już z pуłtorej godziny temu! Od godziny powinien być w hotelu! Jak mogłeś go nie widzieć?!
– Ale nie było go, jak Boga kocham! – bronił się nieco przestraszony Paweł. – Siedziałem od rana, głodny byłem okropnie, te parуwki już mi nosem wychodzą! Nie widziałem żadnego takiego czarnego! W końcu wrуciłem, bo już portier zaczął na mnie zwracać uwagę.
– Jak mogłeś! Co cię obchodzi portier?! Trzeba było wytrzymać jeszcze pуł godziny! Musiał wrуcić!
– – Wcale nie musiał! Mуgł jechać na obiad gdzieś na miasto! Mуgł jechać byle gdzie i wrуcić o pierwszej w nocy! Ja go mam już dość, to jakiś latawiec! Czy nie ma żadnego miejsca, gdzie on bywa bardziej regularnie?!
Zreflektowałam się. Istniało chyba miejsce, gdzie, sądząc z uzyskanych dzisiaj informacji, bywał bardziej regularnie…