Specjalista od szafki, rozgryzłszy do końca tajemnicę, opowiadał coś panu Muldgaardowi, ktуry nagle zaczął okazywać lekki niepokуj.
– Samochуd numer pani jaka jest? – zwrуcił się do Alicji.
Alicja spojrzała na niego, a potem na kartkę przyczepioną do ścianki regału.
– BM 18 235. Dlaczego?… Co się stało? Pan Muldgaard powtуrzył numer po duńsku. Obaj ze specjalistą popatrzyli na siebie. Wydawali się nieco wstrząśnięci. W napięciu oczekiwaliśmy wyjaśnienia.
– Niedobrze – powiedział pan Muldgaard z troską. – Bardzo źle. Wielki ogień na autostrada, samochуd volvo zadawał cios do cysterna z benzyną. Numer jego nader podobna…
– Thorsten…! – krzyknęła pobladła gwałtownie Alicja.
Wszystkich nas podniosło z miejsc. Trzeci zamach tego samego dnia to już wydawało się za wiele! Specjalista powiedział coś po duńsku i Alicja jakby skamieniała.
– Co on powiedział?! – krzyknęła nerwowo Zosia, szarpiąc ją za ramię. – Co on mуwi?!
– Zawęgielniona zewłoka we środka samochуd – przetłumaczył zmartwiony i pełen wspуłczucia pan Muldgaard.
– Matko Boska, co za koszmarny wieczуr! Ile tych ofiar jeszcze będzie…?!
W parę minut potem wszyscy razem pojechaliśmy na miejsce katastrofy samochodami pana Muldgaarda i specjalisty od szafki. Na głupie protesty Bobusia i Białej Glisty, pozostawionych samym sobie, nikt nie zwrуcił uwagi. Bobuś w charakterze niedoszłej ofiary stanowił dla nas samą przyjemność, sprzątaczka była osobą zupełnie obcą, ale Thorsten był bliski, znajomy, sympatyczny… Jego śmierć, tak straszna, to już była jakaś przytłaczająca potworność!
Wypadek przytrafił się na rozgałęzieniu szos do Hillerшd i Helsingшr. Obecni na miejscu przypadkowi świadkowie zgodnie stwierdzili, że cysterna z benzyną, wyjeżdżająca z szosy od strony Helsingшr, przyhamowała na widok volvo jadącego od strony Kopenhagi, zmierzającego, sądząc z pasa, do Hillerшd. Volvo było na łuku i leciało dość szybko. Zamiast skręcić lekko w lewo, pojechało prosto i wyrżnęło wprost w cysternę. Pożar wybuchł natychmiast.
Zamieszanie jeszcze panowało potężne, chociaż ogień już został ugaszony, bo tak imponujące katastrofy nie przytrafiają się na każdym kroku. Z samochodu Alicji zostały do niczego niepodobne szczątki. Zwęglone zwłoki zabrano już do jednej sanitarki, obok drugiej kłębił się tłum ludzi.
Alicja, ktуra cała drogą szczękała zębami, teraz straciła rуwnowagę do reszty. Wydzierając się z objęć Zosi, szlochając, zupełnie nie panując nad sobą i wydatnie zwiększając zamieszanie, pchała się do ambulansu ze zwęglonymi zwłokami. Tłum obok tego drugiego nieco się rozproszył, wszyscy bowiem zainteresowali się wybuchłą z nagła w pobliżu dziką awanturą. I oto za ludźmi, nie wierząc własnym oczom, ujrzałam Thorstena we własnej osobie, żywego, zdrowego, na własnych nogach, w nieco tylko podniszczonej odzieży, Rozepchnęłam policjantуw i dopadłam Alicji.
– Uspokуj się! Wyjdź stąd! – wrzasnęłam, usiłując wywlec ją z powrotem. – Przestań opłakiwać obcych ludzi, dosyć masz swoich! Thorsten żyje!!!
Pуłprzytomna ze zdenerwowania i rozpaczy Alicja porzuciła zdobywany ambulans i rzuciła się na Thorstena. Thorsten pozwalał się obmacywać, obcałowywać i ściskać, rуwnocześnie wykrzykując coś po duńsku z wielkim przejęciem. Lekarze i policja, nie kryjąc głębokiego niezadowolenia, wszelkimi siłami starali się wydrzeć go Alicji i wepchnąć z powrotem do sanitarki. Istny cud, że nie rozszarpali go przy tej okazji na sztuki. Piekło kotłowało się w blasku świecących zewsząd reflektorуw.
– On mуwi, że szlag trafił układ kierowniczy – wyjaśniła nam Alicja już w drodze powrotnej do Allerшd. – Kierownica swoje, a koła swoje. Oddzieliło mu się nagle jedno od drugiego. Nic już nie zdążył zrobić, bo to było tuż przed tą cysterną, ona wyjechała trochę za bardzo na środek, tyle że zdjął nogę z gazu. Co było dalej, nie wie, bo stracił przytomność. Wyrzuciło go z samochodu w momencie uderzenia. Pewnie nie zablokował drzwi; ten zamek w moich lewych drzwiczkach byt trochę zepsuty i słabo trzymał. Ocknął się po jakiejś pуłgodzinie i całkiem dobrze się czuje. Zabrali go do szpitala, bo się boją wstrząsu mуzgu.
Obawy były dość naturalne. Gwałtowność wypowiedzi Thorstena w kwestii rodzaju uszkodzenia nasuwała podejrzenia, że musiał doznać nie tylko wstrząsu mуzgu, ale także czegoś znacznie gorszego, co spowodowało w nim zmiany charakterologiczne. Jeszcze wpychany do sanitarki, wydzierał się z rąk, odwracał, wychylał i wykrzykiwał do Alicji informacje z nie spotykanym w Danii temperamentem.
– A kto to jest w takim razie ta zwęglona ofiara?
– Jeden facet, jakiś zupełnie obcy człowiek, ktуrego spotkał w Kopenhadze w stacji obsługi. Wysiadł mu samochуd, zaczęli rozmawiać i Thorsten zabrał go ze sobą, do Allerшd.
– Potworne! Niewinny człowiek…! Chyba mu było przeznaczone!
– A kierowca cysterny? On chyba też żyje?
– Żyje, trochę poparzony, też wyleciał na drugą stronę. Thorsten mуwi, że to musiało zostać zrobione specjalnie.