– A co powiedziałaś potem, jak Biała Glista zaczęła go jeść? – spytałam z zainteresowaniem, bo Zosia i Paweł stracili na chwilę głos.
– Że ona go już jadła wcześniej przez pomyłkę, bo nie zdążyłam jej powiedzieć, więc teraz tym bardziej nie powiem. Zdaje się, że się trochę zdziwił, ale wolę, żeby się zdziwił niż otruł.
– Okazuje się, że wcale by się nie otruł – powiedziała Zosia z pretensją. – Dlaczego Paweł? Nie mogłaś powiedzieć, że napluła Joanna?
– Nie wiem. Paweł mi jakoś bardziej pasował.
– Mnie nie szkodzi – powiedział Paweł wielkodusznie. – W razie potrzeby mogę robić nawet gorsze rzeczy. Zastanawiam się, dlaczego on ją napadł w moim pokoju. Nie zaczął chyba polować na mnie i nie myślał, że to ja?
Nasza myśl oderwała się od dżemu, Thorstena i Białej Glisty i zajęła nową zagadką. Rzeczywiście, morderca wydawał się nieobliczalny. Siedemdziesięcioletnia duńska sprzątaczka Alicji nie była podobna ani do niej, ani tym bardziej do Pawła, ponadto zginęła w porze, kiedy wiadomo było, że Alicji nie ma w domu. Jakiż cel mуgł mu przyświecać przy popełnianiu tej zbrodni?
– Pracuje na akord – oświadczył Paweł w nagłym natchnieniu. – Musi wyrobić normę, nie może zabić Alicji, to zabija byle kogo. Szczegуlnie że tu ma to samo nazwisko i może z czystym sumieniem przysiąc, że załatwił panią Hansen.
– Nie wygłupiaj się – powiedziała z niesmakiem Zosia. – Moim zdaniem on tu czegoś szukał, a ona go na tym złapała. Oczywiście listu od Edka. Wykorzystał to, że nikogo nie było w domu, szukał w pokoju Pawła, a ona akurat przyszła. To jasne, że on ma klucze.
To było jasne właściwie już od początku i tylko Alicja usiłowała zamykać oczy na oczywistość z niechęci do kłopotуw związanych ze zmianą zamkуw.
Zgodnie i bez oporуw przyznaliśmy, że Zosia ma rację. Wrуciliśmy do pokoju Pawła. Na stole, gdzie stała maszyna do szycia, leżały igły, nici, rуżne szmaty, żurnale i tym podobne rzeczy, wszystko było poprzestawiane. Starając się ominąć wzrokiem podłogę, na ktуrej zostały liczne ślady katastrofy, wspуłczująco spoglądając na nosze z ofiarą, ulokowane na łуżku, Zosia palcem wskazała zmiany. Nie dalej jak dwa dni temu szyła coś i sama zrobiła tu-porządek. Zważywszy jej pedanterię w tej dziedzinie, można było wykluczyć wątpliwości.
– Tutaj też jest poprzestawiane – rzekła Alicja, przyglądając się tonącej pod stosami papierуw fisharmonii. – Wszystkie te kupy inaczej leżą. Listu od Edka nie ma, przeszukałam to już dwa razy.
Przybyły w parę minut pуźniej pan Muldgaard wysłuchał naszych informacji, dokonał szczegуłowych oględzin, porozmawiał z lekarzem i potwierdził nasze przypuszczenia.
– Zewłoka była poniewierana – oświadczył z wyraźną naganą. – Zabito poza wrota, na kuluaru. Morderca stoił tu. – To mуwiąc, ustawił się obok maszyny do szycia. – A nadspodziewana osoba, ktуra go zaskacze, spoziera od tu. – Wyszedł na korytarzyk i zajrzał do pokoju, występując z kolei w roli pani Hansen.
– On, morderca, nerwicowy, strzelał pistoletem dwa razy.
– On wszystko robi dwa razy – zauważył Paweł.
– Dwa razy walił po głowie, dwa razy truł…
Pan Muldgaard zamilkł na chwilę, przyjrzał mu się z zainteresowaniem, po czym ciągnął dalej.
– Osoba padała tu, na kuluaru, zaś morderca poniewierał zewłoka do komnata. Ja myślę, ponieważ on pragnił, aby wrota zawarte będą.
– Chciał zamknąć drzwi? – upewniła się Zosia.
– Po cholerę wpychał ją pod stуł? – zdziwił się Paweł.
– A gdzie miał wepchnąć? Pod łуżko? Nie ma wolnej podłogi na całego człowieka…
– To jednak rzeczywiście złapała go na szukaniu – powiedziała Alicja.
– Ciekawe, czy rozpoznała, kto to jest… No dobrze, a co ten pana człowiek? Znуw nic nie widział?
Pan Muldgaard uśmiechnął się tajemniczo i wyprosił nas z korytarzyka, gdzie przystąpili do roboty jego wspуłpracownicy, bo pani Hansen nie mogła w nieskończoność leżeć na łуżku Pawła. Znalazłszy się w salonie, wyjaśnił nam, że wprowadził w życie nową, odkrywczą myśl. Jego człowiek mianowicie robił zdjęcia. Siedział w zaroślach, dość daleko od domu, tak aby mieć widok rуwnocześnie na furtkę od ulicy i na dziurę w żywopłocie, i fotografował teleobiektywem wszystko, cokolwiek znalazło się w polu jego widzenia. Zdjęcia zostaną wywołane, powiększone i nazajutrz pokazane wszystkim wkoło. W ten sposуb, być może, uda się wyodrębnić kogoś, kogo nikt nie zna i kto się okaże mordercą.
– Nareszcie jakaś rozsądna myśl – pochwaliła Alicja.
– Pułapka w domu byłaby lepsza – mruknął krytycznie Paweł.
Pan Muldgaard nagle odwrуcił się do niego.
– Pan mуwi dobrze – rzekł. – On robi dwa razy. Teraz uwaga, drugie strzela z pistoleta. Do jaka osoba?
– O rany, nie wiem – odparł Paweł, nieco zaskoczony.
– No, dobrze. Podumać należy…