doskonale wiedział, jak może się to skończyć. - Nagle zrobiło mi się duszno i...
- Doprawdy? - Głos Severusa ociekał lodem. - Jak to więc przewidująco z twojej
strony, że założyłeś buty... - Harry czuł na sobie sztyletujący wzrok mężczyzny. Czuł,
jak niemal wypala mu rany na skórze, rozcinając ją niczym skalpelem i próbując
wedrzeć mu się w duszę. - Po raz ostatni mówię, że masz na mnie spojrzeć!
Harry skulił się, niemal wgnieciony w ziemię tonem Severusa.
Boże, niech on przestanie... niech przestanie...
Jego oczy drżały, kiedy wpatrywał się w podłogę, zaciskając pięści i próbując
pozbierać się do kupy.
- Co się dzieje? - Usłyszał nagłe pytanie, kiedy w żaden sposób nie zareagował na
wydany przed chwilą rozkaz. I tym razem w głosie mężczyzny wyczuł coraz
wyraźniejsze, coraz bardziej chropowate pęknięcie. - Co głupiego zrobiłeś, Potter? I
przysięgam, że jeżeli jeszcze raz spróbujesz obrazić mnie równie żałosnym
kłamstwem, to nie ręczę za siebie.
Harry zacisnął usta. Już prawie nie mógł oddychać. Nie, kiedy Severus znajdował się
tak blisko, zaledwie kilka kroków od niego, a on nie mógł... musiał...
Wystarczyło tylko... wyrzucić to z siebie. Cały ten ciężar. Ten paraliżujący strach.
Zamknąć oczy i po prostu... tulić się do tych czarnych szat. I już nigdy nie musieć
wynurzać się z obejmującej go ciemności.
Jego gardło było tak ściśnięte i paliło tak bardzo, jakby ktoś wlał mu w nie kwas, który przeżarł je na wylot, sprawiając, że Harry nie był w stanie wydusić z siebie słowa.
Odwrócił się gwałtownie, nie chcąc, by Severus to zobaczył.
To nie należało do niego. To był jego sekret. Jego ciężar. Ciężar, który już za parę
godzin zniknie na zawsze.
I wtedy usłyszał głos Severusa. Znacznie bliżej. Tuż za sobą.
- Co się stało? - Jego ton stał się subtelniejszy, jakby Severus nie chciał go spłoszyć.
I Harry wyczuwał w nim znacznie większe... zdenerwowanie. - Co próbujesz przede
mną ukryć? Co chciałeś zrobić?
Harry zacisnął powieki.
Nie. Niech do niego nie podchodzi! Niech go zostawi! Niech pozwoli mu odejść.
- Potter? - Ostrożny dotyk na ramieniu sprawił, że Harry gwałtownie otworzył oczy.
Zaledwie kilka godzin temu wszystko wyglądało tak inaczej. Wystarczyło tylko wziąć
eliksir i pójść.
A teraz?
Zamknął oczy, odwrócił się i rzucił do przodu, oplatając ramionami nagą klatę
piersiową Severusa i wtulając się w niego z taką siłą, jakby pragnął się z nim stopić.
- Ja... naprawdę muszę zaczerpnąć powietrza... duszno mi. Nie martw się. Nic się nie
stało.
Błagam, uwierz w to i mnie puść. Błagam, błagam, błagam...
Severus poruszył się i Harry poczuł łagodny dotyk na brodzie, unoszący jego twarz.
Jeszcze mocniej zacisnął powieki, chociaż niewiele brakowało, a rozchyliłby je, kiedy
poczuł gorący język, wślizgujący mu się do ust niczym wąż. Kolana ugięły się pod
nim, a skórę pokryła misterna siatka dreszczy. Twarde, wilgotne wargi przywarły
ciasno do jego warg, a oddech Severusa zmieszał się z oddechem Harry'ego.
Boże, to było tak cudowne... uwielbiał, kiedy Severus całował go w ten sposób...
Jego dłonie mimowolnie powędrowały w górę, wplatając się we włosy mężczyzny, a
wtedy Snape przygarnął go do siebie jeszcze bliżej, pogłębiając pocałunek i
penetrując wnętrze ust Harry'ego z takim pragnieniem, jakby próbował wyssać z
niego duszę.
I nagle, w ułamku sekundy... wargi i język zniknęły.
Harry poczuł się tak, jakby nagle zabrano mu powietrze i gwałtownie uniósł powieki.
Ujrzał przed sobą dwoje idealnie czarnych oczu, wpatrujących się w niego z
najwyższym skupieniem.
I dokładnie w tej samej chwili wszystko zaczęło wirować, rozmazując mu się przed
oczami. Jego dusza otworzyła się, niezdolna do obrony, poddając się napierającej
czerni i z pełnym otępienia przerażeniem zrozumiał, że w tym właśnie momencie...
przegrał.
Otoczyła go ciemność. Nieprzenikniona ciemność, przez którą spadał i spadał i miał
wrażenie, że trwa to w nieskończoność. Gdzieś w oddali trzaskały drzwi, widział
migające w oknach światła, które mijał z ogromną prędkością, ale nie potrafił się
zatrzymać.
W końcu uderzył o ziemię z taką siłą, iż całe powietrze uleciało mu z płuc i odkrył, że
znajduje się na samym dnie głębokiej studni, w pomieszczeniu bez drzwi i okien, a
jego jedynym towarzyszem jest gęsty, wilgotny mrok. I że czai się w nim coś
lepkiego, coś o świszczącym oddechu, owiewającym mu twarz lodowatym
podmuchem.
Z przerażeniem wycofał się pod ścianę, podkulając nogi i ukrywając głowę pomiędzy
kolanami.
Był sam. Zupełnie sam.
64. What have you done
Część 2
Ciemność przypominała oleistą substancję wlewającą mu się do ust i nosa. Lepką i
gęstą, o nieprzyjemnym, cierpkim smaku, przesiąkniętą zapachem rozkładu.
Zdawała się jedynie potęgować przeżerający mu wnętrzności strach, owiewający
jego twarz cuchnącym, świszczącym oddechem.
Co miał zrobić? Jak walczyć z czymś, czego nawet nie widział? Co wydawało się
niematerialne, a jednocześnie tak bardzo realne, iż miał wrażenie, że wystarczy
wyciągnąć rękę, aby dotknąć tej czającej się w mroku grozy. Dokąd uciec, skoro
znajdował się w miejscu pozbawionym wyjścia? Strącony na samo dno... czego?