Ramzes patrzył na Sarę i mimo woli porównywał jej szczerą miłość — z wyrachowaniem Fenicjanki, jej tkliwe wybuchy — z podstępnym chłodem Kamy.
„Zaprawdę! — myślał. — Fenicjanie są jadowitymi gadami. Ale jeżeli Ramzes Wielki posługiwał się na wojnie lwem, dlaczego ja przeciwko wrogom Egiptu nie miałbym użyć żmii?” I im plastyczniej wyobrażał sobie przewrotność Kamy, tym bardziej pożądał jej. Dusze bohaterskie niekiedy szukają niebezpieczeństw.
Pożegnał Sarę i nagle, nie wiadomo skąd, przypomniał sobie, że Sargon jego podejrzewał o udział w napadzie.
Książę uderzył się w czoło.
— Czyżby to ten mój sobowtór — rzekł — urządził bijatykę posłowi?… A w takim razie kto go namówił?… Chyba Fenicjanie?… A jeżeli oni chcieli do tak brudnej rzeczy wmięszać moją osobę, więc słusznie mówi Sara, że to są nikczemnicy, których powinienem się wystrzegać…
Znowu odezwał się w nim gniew i książę postanowił kwestię rozstrzygnąć natychmiast. A ponieważ właśnie zapadał wieczór, więc Ramzes nie wstępując do siebie poszedł do Kamy.
Mało obchodziło go, że może być poznany; na wypadek zaś niebezpieczeństwa miał przecie miecz…
W pałacyku kapłanki świeciło się, ale ze służby nikt nie kręcił się w przysionku.
„Dotychczas — pomyślał — Kama wyprawiała swoją służbę, kiedy ja miałem przyjść do niej.
Dziś — czy przeczuwa mnie, czy może przyjmuje szczęśliwszego ode mnie kochanka?… „
Wszedł na piętro, stanął przed komnatą Fenicjanki i nagle odsunął kotarę. W pokoju była Kama i Hiram i o czymś szeptali.
— O!.. w zły czas przychodzę… — roześmiał się następca. — Cóż to, i wy, książę, zalecacie się do kobiety, której pod karą śmierci nie wolno być łaskawą dla mężczyzn?
Hiram i kapłanka oboje zerwali się z taburetów.
— Widocznie — rzekł Fenicjanin kłaniając się — jakiś dobry duch ostrzegł cię, panie, że o tobie mówimy…
— Przygotowujecie mi jaką niespodziankę? — spytał namiestnik.
— Może!.. Kto to wie?… — odparła Kama patrząc na niego w sposób wyzywający.
Ale książę odparł chłodno:
— Oby ci, którzy zechcą nadal robić mi niespodzianki, nie zawadzili własną szyją o topór albo powróz… To by więcej ich zdziwiło aniżeli mnie ich postępki.
Kamie uśmiech zastygł na półotwartych ustach; Hiram pobladł i pokornie odezwał się:
— Czym zasłużyliśmy na gniew pana i opiekuna naszego?
— Chcę wiedzieć prawdę — rzekł książę siadając i groźnie patrząc na Hirama. — Chcę wiedzieć: kto urządził napad na asyryjskiego posła i wmięszał w tę nikczemność człowieka tak podobnego do mnie, jak moja ręka prawa jest podobna do lewej.
— Widzisz, Kamo — odezwał się struchlały Hiram — mówiłem, że poufałość tego łotra do ciebie może sprowadzić wielkie nieszczęście… A oto masz!.. Nawet nie czekaliśmy długo.
Fenicjanka rzuciła się do nóg księciu.
— Wszystko powiem — zawołała jęcząc — tylko wyrzuć, panie, ze swego serca urazę do Fenicji… Mnie zabij, mnie uwięź, ale nie gniewaj się na nich.
— Kto napadł Sargona?
— Lykon, Grek, który śpiewa w naszej świątyni — odparła wciąż klęcząc Fenicjanka.
— Aha!.. więc to on wtedy śpiewał pod twoim domem i on jest tak podobny do mnie?…
Hiram schylił głowę i położył rękę na sercu.
— Hojnie płaciliśmy temu człowiekowi — rzekł — za to, że jest podobnym do ciebie, panie…
Sądziliśmy, że nędzna jego figura może przydać ci się na wypadek nieszczęścia…
— I przydał się!.. — przerwał następca. — Gdzie on jest? Chcę widzieć tego doskonałego śpiewaka… ten mój żywy obraz…
Hiram rozłożył ręce.
— Uciekł łotr, ale my go znajdziemy — odparł. — Chyba, że zamieni się w muchę, albo glistę ziemną…
— A mnie przebaczysz, panie?… — szepnęła Fenicjanka opierając się na kolanach księcia.
— Wiele przebacza się kobietom — rzekł następca.
— I wy nie będziecie mścili się na mnie?… — trwożnie zapytała Hirama.
— Fenicja — odparł starzec powoli i dobitnie — największy występek zapomni temu, kto posiądzie łaskę pana naszego, Ramzesa — oby żył wiecznie!..
Co się zaś tyczy Lykona — dodał zwracając się do następcy — będziesz go miał, panie, żywym lub zmarłym…
To powiedziawszy Hiram nisko ukłonił się i opuścił pokój zostawiając kapłankę z księciem.
Ramzesowi krew uderzyła do głowy. Objął klęczącą Kamę i szepnął: — Słyszałaś, co powiedział dostojny Hiram?… Fenicja zapomni ci największy występek!..
Zaprawdę, ten człowiek jest mi wierny… A jeżeli on tak powiedział, jaką znajdziesz wymówkę?…
Kama całowała jego ręce szepcząc:
— Zdobyłeś mnie… jestem twoją niewolnicą… Ale dziś zostaw mnie w spokoju… uszanuj dom, który należy do boskiej Astoreth.
— Więc przeprowadzisz się do mego pałacu? — spytał książę.
— O bogowie, co wyrzekłeś?… Od czasu jak słońce wschodzi i zachodzi, nie było jeszcze wypadku, ażeby kapłanka Astoreth… Ale trudno!.. Fenicja, panie, daje ci taki dowód czci i przywiązania, jakiego nigdy nie otrzymał żaden z jej synów…
— Więc… — przerwał książę tuląc ją.
— Tylko nie dziś i nie tutaj… — błagała.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Dowiedziawszy się od Hirama, ze Fenicjanie darowali mu kapłankę, następca jak najprędzej chciał ją mieć w swym domu nie dlatego, ażeby bez niej nie mógł żyć, lecz że stanowiła dla niego nowość.