Читаем Faraon полностью

— Jeden bunt nie zapłaconych robotników więcej sprawia szkody państwu, aniżeli warte są te bogactwa — surowo odezwał się Ramzes.

— Święte słowa!.. Należy zapisać je na pomnikach — w tejże chwili odezwano się między gośćmi. — Bunt odrywa ludzi od pracy i zasmuca serce jego świątobliwości… Nie godzi się, ażeby robotnicy po dwa miesiące nie odbierali żołdu…

Z nieukrywaną pogardą spojrzał książę na zmiennych jak obłoki dworaków i zwrócił się do nomarchy.

— Oddaję ci — rzekł groźnie — tego skatowanego człowieka. Jestem pewny, że nie spadnie mu włos z głowy. Zaś jutro chcę zobaczyć pułk, do którego należy, i przekonać się, czy skarżący mówił prawdę.

Po tych słowach namiestnik wyszedł zostawiając nomarchę i gości w wielkim strapieniu.

Na drugi dzień książę, ubierając się przy pomocy Tutmozisa, zapytał go:

— Czy robotnicy przyszli?

— Tak, panie. Od świtu czekają na twoje rozkazy.

— A ten… ten Bakura jest między nimi?

Tutmozis skrzywił się i odparł:

— Zdarzył się dziwny wypadek. Dostojny Sofra kazał go zamknąć w pustej piwnicy swego pałacu. Otóż ten hultaj, bardzo silny człowiek, wyłamał drzwi od drugiego lochu, gdzie stało wino, przewrócił kilka dzbanów bardzo kosztownych, a sam tak się spił, że…

— Że co?… — spytał książę.

— Że umarł.

Następca zerwał się z krzesła.

— I ty wierzysz — zawołał, że on sam zapił się na śmierć?…

— Muszę wierzyć, bo nie mam dowodów, że go zabito — odpowiedział Tutmozis.

— Ale ja ich poszukam!.. — wybuchnął książę.

Biegał po komnacie i parskał jak rozgniewane lwiątko. Gdy nieco uspokoił się, rzekł Tutmozis:

— Nie szukaj, panie, winy tam, gdzie jej nie widać, bo nawet świadków nie znajdziesz.

Gdyby ktoś w rzeczy samej z rozkazu nomarchy zadławił tego robotnika, nie przyzna się.

Sam umarły także nic nie powie, a zresztą, cóż by znaczyła jego skarga na nomarchę!.. W tych warunkach żaden sąd nie zechce rozpocząć śledztwa…

— A jeżeli ja każę?… — spytał namiestnik.

— W takim razie przeprowadzą śledztwo i dowiodą niewinności Sofry. Po czym ty, panie, będziesz zawstydzony, a wszyscy nomarchowie, ich krewni i służba zostaną twoimi wrogami.

Książę stał na środku pokoju i myślał.

— Wreszcie — mówił Tutmozis — wszystko zdaje się przemawiać za tym, że nieszczęsny Bakura był pijak albo wariat, a nade wszystko człowiek obcego pochodzenia. Bo czyliż rodowity i przytomny Egipcjanin, choćby przez rok nie pobierał żołdu i dwa razy tyle dostał kijów, czy ośmieliłby się — wpadać do pałacu nomarchy i z takim wrzaskiem wzywać ciebie?…

Ramzes pochylił głowę, a widząc, że w drugim pokoju są dworzanie, rzekł zniżonym głosem:

— Czy ty wiesz, Tutmozisie, że od czasu jak wyruszyłem w tę podróż, Egipt zaczyna mi się wydawać jakiś inny. Niekiedy pytam samego siebie: czy ja jestem w obcym kraju? to znowu serce moje niepokoi się, jakbym miał na oczach zasłonę, poza którą dzieją się łotrostwa, których ja — nie mogę dojrzeć…

— Toteż i nie wypatruj ich, bo w końcu wyda ci się, żeśmy wszyscy powinni iść do kopalń — odparł ze śmiechem Tutmozis. — Pamiętaj, że nomarchowie i urzędnicy są pasterzami twego stada. Gdy który wydoi miarę mleka dla siebie albo zarżnie owcę, przecie go nie zabijesz ani wypędzisz. Owiec masz za dużo, a o pastuchów trudno.

Namiestnik, już ubrany, przeszedł do sali poczekalnej, gdzie zebrała się jego świta: kapłani, oficerowie i urzędnicy. Następnie wraz z nimi opuścił pałac i udał się na dziedziniec zewnętrzny.

Był to obszerny plac zasadzony akacjami, pod cieniem których oczekiwali księcia robotnicy. Na odgłos trąbki cały tłum zerwał się z ziemi i uszykował w pięć szeregów.

Ramzes, otoczony błyszczącym orszakiem dostojników, nagle zatrzymał się, chcąc najpierw z daleka obejrzeć pułk kopaczy. Byli to ludzie nadzy, w białych czepcach na głowie i takichże przepaskach około bioder. W szeregach doskonale można było odróżnić brunatnych Egipcjan, ciemnych Murzynów, żółtych Azjatów i białych mieszkańców Libii tudzież wysp Morza Sródziemnego.

W pierwszej linii stali kopacze z oskardami, w drugiej z motykami, w trzeciej z łopatami.

Czwarty szereg stanowili tragarze, z których każdy miał drąg i dwa kubełki, piąty również tragarze, lecz z wielkimi skrzyniami, obsługiwanymi każda przez dwu ludzi. Przenosili oni wykopaną ziemię.

Przed szeregami co kilkanaście kroków stali majstrowie: każdy miał w rękach mocny kij i duży cyrkiel drewniany lub węgielnicę.

Kiedy książę zbliżył się do nich, zawołali chórem: „obyś żył wiecznie!”, i uklęknąwszy uderzyli czołem o ziemię.

Następca kazał im powstać i znowu przypatrzył się z uwagą.

Byli to ludzie zdrowi i silni, bynajmniej nie wyglądający na takich, którzy od dwu miesięcy utrzymywali się z żebraniny.

Do namiestnika przystąpił nomarcha Sofra ze swoim orszakiem. Ale Ramzes udając, że go nie spostrzegł, zwrócił się do jednego z majstrów:

— Jesteście kopaczami z Sochem? — zapytał.

Majster jak długi upadł twarzą na ziemię i milczał.

Książę wzruszył ramionami i zawołał do robotników:

— Jesteście z Sochem?

— Jesteśmy kopacze z Sochem!.. — odpowiedzieli chórem.

— Dostaliście żołd?

Перейти на страницу:

Похожие книги

Вечер и утро
Вечер и утро

997 год от Рождества Христова.Темные века на континенте подходят к концу, однако в Британии на кону стоит само существование английской нации… С Запада нападают воинственные кельты Уэльса. Север снова и снова заливают кровью набеги беспощадных скандинавских викингов. Прав тот, кто силен. Меч и копье стали единственным законом. Каждый выживает как умеет.Таковы времена, в которые довелось жить героям — ищущему свое место под солнцем молодому кораблестроителю-саксу, чья семья была изгнана из дома викингами, знатной норманнской красавице, вместе с мужем готовящейся вступить в смертельно опасную схватку за богатство и власть, и образованному монаху, одержимому идеей превратить свою скромную обитель в один из главных очагов знаний и культуры в Европе.Это их история — масшатабная и захватывающая, жестокая и завораживающая.

Кен Фоллетт

Историческая проза / Прочее / Современная зарубежная литература