— Żołd dostaliśmy — jesteśmy syci i szczęśliwi — słudzy jego świątobliwości — odparł chór wybijając każdy wyraz.
— W tył zwrot!.. — zakomenderował książę.
Odwrócili się. Prawie każdy miał na plecach głębokie i gęste blizny od kijów; ale świeżych pręg nie było.
„Oszukują mnie!..” — pomyślał następca. Kazał robotnikom iść do koszar i nie witając się ani żegnając z nomarchą wrócił do pałacu.
— Czy i ty mi powiesz — rzekł w drodze do Tutmozisa — że ci ludzie są robotnikami z Sochem?…
— Wszakże oni sami to powiedzieli — odparł dworak.
Książę zawołał, aby mu podano konia, i odjechał do wojsk obozującyeh za miastem.
Cały dzień musztrował pułki. Około południa na placu ćwiczeń, pod dowództwem nomarchy, ukazało się kilkudziesięciu tragarzy z namiotami, sprzętami, jadłem i winem. Ale książę odprawił ich do Atribis, a gdy nadszedł czas posiłku dla wojska, kazał sobie podać i jadł owsiane placki z suszonym mięsem.
Były to najemne pułki libijskie. Kiedy książę wieczorem kazał im odłożyć broń i pożegnał się z nimi, zdawało się, że żołnierze i oficerowie ulegli szaleństwu. Krzycząc: „żyj wiecznie”, całowali jego ręce i nogi, zrobili lektykę z włóczni i płaszczów, ze śpiewami odnieśli księcia do miasta, a w drodze kłócili się o zaszczyt dźwigania go na ramionach.
Nomarcha i urzędnicy prowincji, widząc zapał barbarzyńskich Libijczyków i łaskę dla nich następcy, zatrwożyli się.
— Oto jest władca… — szepnął do Sofry wielki pisarz. — Gdyby zechciał, ci ludzie pobiliby mieczem nas i dzieci nasze…
Strapiony nomarcha westchnął do bogów i polecił się ich łaskawej opiece.
Późno w nocy Ramzes znalazł się w swym pałacu i tu powiedziała mu służba, że zmieniono mu pokój sypialny.
— Dlaczegóż to?
— Bo w tamtej sypialni widziano jadowitego węża, który skrył się tak, że nie można go znaleźć.
W skrzydle sąsiadującym z domem nomarchy znajdowała się nowa sypialnia. Był to czworoboczny pokój otoczony kolumnami. Miał alabastrowe ściany pokryte malowaną płaskorzeźbą przedstawiającą — u dołu rośliny w wazonach, wyżej — girlandy z liści oliwkowych i laurowych.
Prawie na środku stało wielkie łoże wykładane hebanem, kością słoniową i złotem. Pokój oświetlały dwie wonne pochodnie, pod kolumnadą znajdowały się stoliki z winem, jadłem i wieńcami z róż.
W suficie był wielki otwór czworoboczny zasłonięty płótnem.
Książę wykąpał się i legł na miękkim posłaniu, jego służba odeszła do dalszych komnat.
Pochodnie zaczęły przygasać, po sypialni wionął chłodny wiatr nasycony wonią kwiatów.
Jednocześnie w górze odezwała się cicha muzyka arf. Ramzes podniósł głowę. Płócienny dach pokoju usunął się i przez otwór w suficie widać było konstelacją Lwa, a w niej jasną gwiazdę Regulusa. Muzyka arf wzmogła się.
„Czy bogowie wybierają się do mnie w odwiedziny?…” — pomyślał z uśmiechem Ramzes.
W otworze sufitu błysnęła szeroka smuga światła; było ono mocne, lecz łagodne. W chwilę później ukazała się w górze lektyka w formie złotej łodzi, niosącej altankę z kwiatów: słupy były okręcone girlandami z róż, dach z fiołków i lotosów.
Na sznurach spowitych zielonością, złota łódź bez szmeru opuściła się do sypialnej komnaty. Stanęła na podłodze, a spod kwiatów wyszła niepospolitej piękności naga kobieta. Ciało jej miało ton białego marmuru, od bursztynowej fali włosów płynęła woń upajająca.
Kobieta, wysiadłszy ze swej napowietrznej lektyki, uklękła przed księciem.
— Jesteś córką Sofry?… — spytał jej następca.
— Prawdę mówisz, panie…
— I mimo to przyszłaś do mnie?
— Błagać cię, ażebyś przebaczył memu ojcu… Nieszczęśliwy on!.. od południa leje łzy i tarza się w popiele…
— A gdybym mu nie przebaczył, odeszłabyś?
— Nie… — cicho szepnęła.
Ramzes przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. Oczy płonęły mu.
— Dlatego przebaczę mu — rzekł.
— O, jakiś ty dobry!.. — zawołała tuląc się do księcia. A potem dodała z przymileniem:
— Każesz wynagrodzić szkody, które wyrządził mu ten szalony robotnik?
— Każę…
— I mnie weźmiesz do swego domu…
Ramzes popatrzył na nią.
— Wezmę cię, bo jesteś piękna.
— Doprawdy?… — odparła obejmując go za szyję. — Przypatrz mi się lepiej… Między pięknymi Egiptu zajmuję dopiero czwarte miejsce.
— Cóż to znaczy?
— W Memfis, czy koło Memfis, mieszka twoja najpierwsza… Na szczęście tylko Żydówka!.. W Sochem jest druga…
— Nic o tym nie wiem — wtrącił książę.
— O, ty gołąbku!.. Więc zapewne nie wiesz i o trzeciej w Anu…
— Czy i ona należy do mego domu?…
— Niewdzięczniku!.. — zawołała uderzając go kwiatem lotosu. — Gotów jesteś za miesiąc o mnie powiedzieć to samo… Ale ja nie dam zrobić sobie krzywdy…
— Jak i twój ojciec.
— Jeszcześ mu nie zapomniał?… Pamiętaj, że odejdę…
— Zostań już… zostań!..
Na drugi dzień namiestnik raczył przyjąć hołdy i ucztę od nomarchy Sofra. Publicznie pochwalił jego zarząd prowincją i aby wynagrodzić szkody wyrządzone przez pijanego robotnika, darował mu połowę naczyń i sprzętów, które otrzymał w mieście Anu.
Drugą połowę tych darów zabrała córka nomarchy, piękna Abeb, jako dama dworu księcia.
Nadto kazała sobie wypłacić z kasy Ramzesa pięć talentów na stroje, konie i niewolnice.