W wielu państwach istnieją obszary lodowate, ziemie przez większą część roku skute mrozem, martwe. Takie są np. wielkie połacie Kanady. Weźmy duńską Grenlandię albo amerykańską Alaskę. A jednak nikomu nie przychodzi do głowy straszyć dzieci: umyj rączki, bo ześlą cię do Kanady! Albo: baw się grzecznie z tą dziewczynką, bo wywiozą cię do Ameryki! W tamtych krajach po prostu nie ma dyktatury, nikt nikogo nie zakuwa w kajdany, nikt nie więzi w obozach, nie wysyła do pracy w potępieńczy mróz, na pewną śmierć. Tam człowiek ma jednego przeciwnika — zimno. Tu aż trzech — zimno, głód i uzbrojoną przemoc.
W 1842, w Paryżu, Adam Mickiewicz wygłosił dwa wykłady w College de France o pamiętnikach jenerała Kopcia. Kopeć walczył u boku Kościuszki pod Maciejowicami i tam wzięty do niewoli został przez Rosjan skazany na Sybir. Kopcia wieźli jakieś 10 tysięcy kilometrów po bezdrożach Rosji i Syberii — na Kamczatkę.
Była to prawdziwa droga przez piekło.
Wieźli, jak pisze jenerał, w kibitce, „która miała model kufra, obita wkoło skórami, a w środku żelazną blachą, z boku tylko okienko dla podania wody lub jedzenia”.
„Ten kufer, opowiada dalej Kopeć, był bez żadnego siedzenia, a że byłem z ran nie wyleczony, dawano mi wór z słomą i włożony był na mnie tytuł aresztanta sekretnego z numerem tylko, bez imienia. Jest to u nich w takim rodzaju aresztant największy kryminalista, z którym nikt pod największą karą nie może rozmawiać, ani też wiedzieć, jak się nazywa i za co wzięty”.
Wieziony w kibitce, jak w zatrzaśniętej wiekiem trumnie, tylko po dźwiękach domyślał się, gdzie jest. Słysząc turkot bruku, sądził, że są w mieście: „Szóstego dnia posłyszałem turkot bruku, był to Smoleńsk”. Z ciemnej kibitki wsadzają go prosto do ciemnej celi, tak że Kopeć nigdy nie może się zorientować, czy jest dzień, czy noc: .,Były tam dwa okna z kratami żelaznymi, przebijane czarnymi deskami, aby nigdzie dzienne światło wchodzić nie mogło. Trzeba było zgadywać noc lub dzień, warta ani słowa nigdy do mnie mówić nie chciała”. Udręczony podróżą, Kopeć jednak nie może spać — punkt postoju na drodze w głąb Syberii to miejsce kaźni: „Sypiać nie mogłem: słychać mi się zdawało poza innymi murami obok mnie jakieś różne bicia, katowania i szczęk kajdan”.
Wloką jenerała na śledztwo. „Pytają Kopcia, pisze Mickiewicz, jaka była przyczyna jego buntu. Miłość ojczyzny — odpowiada. Komisja oburza się na tę odpowiedź i przerywa przesłuchanie nie mogąc ścierpiec dumy więźnia”.
Dalej wiozą Kopcia na wschód. „Od Smoleńska do Irkucka, wspomina jenerał, trzech żołnierzy z mojej straży zginęło, inni nogi albo ręce połamali z wierzchołka mojej kibitki. Gdy pijani i nieuważni z gór lecieli, zdarzało się to często, że kiedy rozpędzą konie, kibitka się wywraca i konie wleką po ćwierć mili, a ja zamknięty tłukę się jak śledź w beczce, lecz że byłem obwijany worem, sieczką i słomą, to mnie ratowało”.
Mimo że wieziony w kibitce-trumnie, jenerał ma świadomość pewnego uprzywilejowania — jego wiozą, innych pędzą latami piechotą: „Na drodze napotykałem po kilkaset ludzi obojej pici, na zsyłkę pędzonych ku Irkuckowi, przy małej bardzo straży, których od kolonii do kolonii przesyłają i ledwo w końcu trzeciego roku z Europy do Irkucka przybywają. Uciec tam żaden nie może, gdyż nigdzie nie masz pobocznych kolonii... gdyby zaś który chciał z niewolników w bok gdzie się schronić do lasu, zostanie od zwierząt zjedzony...”
Ta wędrówka zesłańca nie jest tylko przemieszczaniem się w miejscu i w czasie. Towarzyszy mu bowiem proces odczłowieczenia: ten, który dotrze do kresu (o ile po drodze nie umrze), został już pozbawiony wszystkiego, co ludzkie. Nie ma nazwiska, nie wie, gdzie jest, nie wie, co z nim zrobią. Odebrano mu język: nikt z nim nie chce rozmawiać. Jest przesyłką, jest rzeczą, jest igraszką.
Potem jenerała pozbawiają nawet kibitki, gnają go piechotą: „Szliśmy zawsze od rana do wieczora bez popasu”.
I dodaje:
„drogi żadnej, tylko strasznymi górami i wąwozami”.
„drogi żadnej, tylko strasznymi górami i wąwozami”. Marzyłem zobaczyć Bajkał, ale była noc, czarna plama w oszronionej ramie okna. Dopiero rano ujrzałem góry i wąwozy. Wszystko w śniegu.
Śnieg i śnieg.
Jest styczeń, środek syberyjskiej zimy.
Za oknem wszystko wydaje się zesztywniałe z zimna, nawet jodły, sosny i świerki wyglądają jak wielkie, skamieniałe sople, wystające ze śniegu ciemnozielone stalagmity.
Nieruchomość, nieruchomość tego pejzażu, jakby pociąg stał w miejscu, jakby był tej okolicy częścią — też nieruchomy.