Ten? A może ten?! Ten nie, ten wygląda na porządnego człowieka. A myślisz, że szpieg ma rogi na głowie? Szpieg może wyglądać normalnie, może się nawet dobrotliwie uśmiechać! Oczywiście w ogóle nie trafiają, bo pośród tych stu nie było żadnego szpiega. Teraz już nie ma szpiegów. Nie ma? Czy można sobie wyobrazić świat bez szpiegów? Myśl żołnierza pracuje, szuka, przenika. Jedno jest pewne — szpieg chce się tu dostać za wszelką cenę, prześliznąć, przemycić, przerwać. Tylko pytanie — który to on spośród dziesiątków ludzi, którzy cierpliwie oczekują na moment, kiedy na każdym z nich spocznie czujna para jasnych oczu? Czasem mówią — nie ma już zimnej wojny. Ale ona ciągle jest, jest wr
tym krążeniu wzroku między fotografią a twarzą, w tym natarczywym i świdrującym wpatrywaniu się, w tym badawczym i podejrzliwym spojrzeniu, w tym namyśle, wahaniu i niepewności, co ostatecznie z nami zrobić.Widok Moskwy zachwycił Chateaubrianda. Autor „Pamiętników zza grobu” towarzyszy Bonapartemu w wyprawie na Moskwę. 6 września 1812 roku wojska francuskie docierają do wielkiego miasta: „Napoleon konno zjawił się przy straży przedniej. Trzeba było przebyć jeszcze jedno wzniesienie; graniczyło z Moskwą jak Montmartre z Paryżem i nazywało się Górą Pokłonną, ponieważ Rosjanie modlili się tutaj na widok świętego miasta, jak pielgrzymi na widok Jeruzalem. Moskwa o złotych kopułach, jak mówią słowiańscy poeci, jaśniała w słońcu: dwieście dziewięćdziesiąt pięć cerkwi, tysiąc pięćset pałaców; domy z ozdobnie wycinanego drzewa, żółte, zielone, różowe, brakło tylko cyprysów i Bosforu. Kreml kryty blachą polerowaną albo malowaną był częścią tej całości. Pośród wykwintnych will z cegły i marmuru płynęła rzeka Moskwa otoczona parkami z sosen — palm tego nieba. Wenecja w dniach chwały nie była na wodach Adriatyku świetniejsza... Moskwa! Moskwa!, krzyczeli nasi żołnierze i zaczęli klaskać w ręce”.
„...ponieważ Rosjanie modlili się tutaj na widok świętego miasta, jak pielgrzymi na widok Jeruzalem”.
Tak, bo Moskwa była dla nich świętym miastem, stolicą świata, Trzecim Rzymem. Tę ostatnią ideę wysunął już w XVI wieku mędrzec i wizjoner pskowski — mnich Filoteusz. „Dwa Rzymy już upadły (Piotrowy i Bizancjum) — pisał w liście do ówczesnego księcia moskiewskiego Wasyla III. — Trzeci Rzym (Moskwa) stoi. Czwartego nie będzie” — zapewniał kategorycznie księcia. Moskwa: oto kres historii, koniec wędrówki ziemskiej rodzaju ludzkiego, brama otwarta do niebios.
Rosjanie potrafili wierzyć w takie rzeczy głęboko, z przekonaniem, fanatycznie.
Takiej Moskwy, jaką zobaczył Napoleon owego słonecznego wrześniowego popołudnia 1812 roku — już nie ma. Spalili ją Rosjanie następnego dnia, żeby zmusić Francuzów do odwrotu. Potem Moskwa paliła się kilkakrotnie. „Nasze miasta — pisze gdzieś Turgieniew — palą się co pięć lat”. To zrozumiałe: budulcem Rosji było drewno. Drewno było tanie, wszędzie rósł las. Budynek z drewna można szybko postawić, a ponadto drewniana ściana dobrze trzyma ciepło. Za to jeżeli wybuchnie pożar — pali się wszystko, całe miasto. Tysiące i tysiące mieszczan rosyjskich znalazło śmierć w płomieniach.
Szansę ocalenia miały tylko te cerkwie i pałace arystokracji, które budowano z cegły i kamienia. Ale takie budownictwo było w Rosji rarytasem, luksusem. Otóż burzenie cerkwi przez bolszewików było nie tylko walką z religią, ale i niszczeniem jedynych śladów przeszłości, całej historii. Zostawała pustynia, czarna dziura.
Starą Moskwę, którą dziś można oglądać już tylko na rycinach Michaiła Pylajewa, próbował ostatecznie zniszczyć Stalin.
Wszelcy dyktatorzy, niezależnie od epoki i kraju, mają jedną wspólną cechę: wszystko wiedzą, na wszystkim się znają. „Myśli Juana Perona” („Doctrina .Peronista”, Buenos Aires, 1948), „Myśli Przewodniczącego Mao” (Pekin, 1962), myśli Kadafiego i Ceausescu, Idi Amina i Alfredo Stroessnera — nie ma końca tym głębiom i mądrościom. Stalin znal się na historii, ekonomii, poezji i językoznawstwie. Jak się okazało, znał się również na architekturze. W 1934 roku — to znaczy między jedną straszliwą czystką a drugą, jeszcze potworniejszą — polecił stworzyć plan przebudowy Moskwy. Poświęcał mu, pisano z nabożeństwem, wiele czasu i uwagi. Nowa Moskwa miała podkreślać swoim wyglądem następujące cechy epoki: triumf, potęgę, monumentalność, mocarność, powagę, masywność, niezwyciężoność (według E. W. Sidorina, „Woprosy filosofii”, 12/1988). Ostro przystąpiono do dzieła. Poszedł w ruch trotyl, kilofy i spychacze. Zaczęto burzyć całe dzielnice, wysadzać w powietrze cerkwie i pałace. Z pięknych mieszczańskich apartamentów wysiedlono dziesiątki tysięcy ludzi — do namiotów, do slumsów. Stara Moskwa znikła z powierzchni ziemi, na jej miejsce powstały ciężkie i monotonne, ale potężne gmaszyska — symbol nowej władzy. Na szczęście, jak to nieraz bywało w realnym socjalizmie, bałagan, lenistwo i brak narzędzi uchroniły część miasta przed ostateczną zagładą.