Czy słyszałem o diedowszczynie? Tak, słyszałem. To system znęcania się podoficerów i starszych roczników żołnierzy nad rekrutami. Jeden ze złośliwych nowotworów toczących Armię Czerwoną. Społeczeństwo sowieckie sprowadzone do rozmiarów plutonu czy kompanii i ubrane w mundur. Istota tego społeczeństwa: znęcanie się silnego nad słabszym. Rekrut jest słabszy, więc starsi rangą czy stażem w armii robią z niego swojego niewolnika, pariasa, czyścibuta, spluwaczkę. Rekrut musi się wkupić w nową, zdziczałą społeczność, musi utracić osobowość i godność. W tym celu rekruta maltretują, gnębią, łamią, niszczą. Biją go i katują. Czasem nie wytrzymuje pastwienia się i szczucia, okrucieństwa i terroru, próbuje uciekać albo popełnia samobójstwo. Rekrut, który przemęczy się i przetrwa bezlitosny karcer diedowszczyny, będzie żyć tylko jedną myślą — odkuć się, zemścić, wziąć odwet za swoje upokorzenia, za to, że tarzali go w błocie i w kale, że musiał wąchać onuce kaprali, że kopali go buciorami w twarz. Ale na kim wczorajszy rekrut weźmie odwet? Komu będzie zabierać paczki z domu, komu odbije nerki? Oczywiście — słabszemu od siebie, a więc — nowemu rekrutowi.
Ten tradycyjny już, zwyczajowy sadyzm ma dziś nowe pożywki, bo w armii rozgorzały konflikty etniczne i religijne: Uzbek zabija Tadżyka, pluton prawosławnych (Rosjanie) ściera się z plutonem muzułmanów (Tatarzy), szamanista (Mordwin) wbija nóż w plecy ateiście (Niemcowi).
Strwożone, przerażone matki zaczęły się organizować w różne związki i stowarzyszenia, aby zmusić władze do walki z diedowszczyną. Można je spotkać na różnych demonstracjach i pochodach, jak idą niosąc przed sobą dwie fotografie: na jednej młody chłopiec, zdjęcie zostawione matce na pamiątkę, kiedy szedł do wojska, na drugiej ta sama twarz, ta sama głowa — już w trumnie. Jeżeli matka jest w miarę zamożna, te zdjęcia są oprawione w ramki, za szkłem. Ale widzi się też kobiety biedne, które niosą liche, wystrzępione fotografie. Deszcz i śnieg zmywa już i zaciera rysy młodej twarzy. Jeżeli, przechodząc, zatrzymacie się na chwilę, kobieta podziękuje wam za ten gest.
Sąsiadka z samolotu mówi mi o udrękach swojego syna-rekruta szeptem, na ucho: zdradza przecież tajemnice wielkiej armii. Nie wiem, czy czytała studium Michajłowskiego o Dostojewskim. Stary, wielki tekst napisany w 1882 roku. Michajłowski był rosyjskim eseistą, myślicielem. Odrzucał Dostojewskiego, nazywał go „okrutnym talentem”, ale jednocześnie podziwiał jego przenikliwość, jego geniusz. Michajłowski pisze, że Dostojewski odkrył w człowieku cechę straszną — niepotrzebne okrucieństwo. Że w człowieku jest skłonność do zadawania innym cierpienia — bez przyczyny i bez celu. Człowiek zadręcza drugiego bez żadnego powodu, tylko dlatego, że dręczenie daje mu rozkosz, do której nigdy głośno się nie przyzna. Cecha ta (niepotrzebne okrucieństwo), połączona z władzą i pychą, stworzyła najokrutniejsze tyranie świata. Odkrycia tego, podkreśla Michajłowski, dokonał Dostojewski, który w opowiadaniu „Wieś Stiepańczykowo i jej mieszkańcy” opisał małą, prowincjonalną kreaturę— Fomę Opiskina, dręczyciela, potwora, tyrana. „Dajcie Fomie Opiskinowi władzę Iwana Groźnego lub Nerona, pisze Michajłowski, a nie ustąpi im w niczym i zadziwi świat swoimi zbrodniami”. Ponad pół wieku przed umocnieniem się Stalina na Kremlu i przed dojściem Hitlera do władzy Dostojewski z proroczą intuicją dostrzegł w postaci Fomy Opiskina protoplastę obu tych tyranów.
Foma, pastwiąc się nad swoimi ofiarami, zaspokaja potrzebę znęcania się, dręczenia, sprawiania bólu. Foma to człowiek niepraktyczny („jest mu potrzebne to, co niepotrzebne”), zadając innym cierpienia nie osiąga nic — nie można więc rozpatrywać go w żadnych kategoriach racjonalnych, pragmatycznych. Nie myśli o tym, że znęcanie się nad ludźmi nie ma celu i do niczego nie prowadzi — ważny jest sam proces znęcania się, samo tyranizowanie, uprawianie okrucieństwa dla okrucieństwa. Istotna dla oprawcy jest tu sama czynność męczenia innych, samo sadystyczne działanie, samo bycie okrutnym. Foma „bez żadnej przyczyny bije zupełnie niewinnego człowieka”. To sprawia mu rozkosz i daje poczucie władzy absolutnej. W tej czystej, nieskalanej bezinteresowności zadawania cierpienia, określonej przez Michajłowskiego jako „niepotrzebne okrucieństwo”, widzi on wielkie psychologiczne odkrycie Dostojewskiego.
Ale dlaczego, zastanawia się Michajłowski, ludzie typu Fomy Opiskina znajdowali dla siebie taki podatny grunt w Rosji? Bo, odpowiada, „główną cechą Rosjanina, utrwaloną w narodzie rosyjskim — jest bezustanne dążenie do cierpienia”. Tak, to musiał być Rosjanin, żeby opisać postać Fomy, żeby odkryć jego mroczną duszę, którą przepełnia „nieposkromiona, samoistna złość”, żeby pokazać nam jego straszne, niepojęte Podziemie.