Twissell wpatrzył się w rozżarzony koniuszek papierosa, jakby szukając natchnienia. — Nie może nic powiedzieć bezpośrednio. Nie może napisać: „Cooper z 78 wylądował w 20 i wzywa Wieczność”.
— Skąd pan ma tę pewność?
— To niemożliwe! Podanie dwudziestemu Stuleciu informacji, której ówcześni ludzie nie powinni uzyskać, byłoby równie szkodliwe dla kręgu Mallansohna, jak niewłaściwa akcja z naszej strony. My istniejemy nadal, a więc przez całe swoje życie w bieżącej Rzeczywistości Prymitywu Cooper nie wyrządził szkody tego rodzaju.
— Poza tym — powiedział Harlan, wycofując się z kontemplacji problemów kręgu Wieczności, o które Twissell wyraźnie mało się troszczył — tygodnik najprawdopodobniej nie zgodziłby się na opublikowanie czegokolwiek, co wydawałoby się redakcji majaczeniem wariata albo czego by nie rozumiała. Podejrzewałaby oszustwo albo jakąś nielegalną działalność, do której nie chciałaby się mieszać. Więc Cooper nie może użyć standardowego międzyczasowego w swoim ogłoszeniu.
— To musi być coś finezyjnego — rzekł Twissell. — Musi nas zawiadomić pośrednio. Zamieścić ogłoszenie, które będzie się wydawało całkowicie normalne ludziom Prymitywu. Absolutnie normalne! A jednak musi być to coś oczywistego dla nas. Bardzo oczywistego na pierwszy rzut oka, ponieważ musimy to znaleźć wśród niezliczonych ogłoszeń. Jak wielkie powinno ono być? Czy te ogłoszenia są kosztowne?
— Sądzę, że dość kosztowne.
— A Cooper musi oszczędzać pieniądze. Poza tym, żeby nie wzbudzić nadmiernego zainteresowania, powinno być jednak małe. Ale jakie?
Harlan rozłożył ręce.
— Pół szpalty?
— Szpalty?
— To są drukowane tygodniki, wie pan. Na papierze. Druk ułożony jest w szpalty.
— Och, tak. Jakoś nie potrafię odróżnić literatury od filmu… Dobrze, mamy więc pierwszą wskazówkę. Musimy szukać półszpaltowego ogłoszenia, które praktycznie na pierwszy rzut oka powinno świadczyć, że człowiek, który je zamieścił, pochodzi z innego Stulecia (oczywiście z przyszłości), a które jednak jest na tyle normalnym ogłoszeniem, że żaden człowiek z tamtego Stulecia nie dostrzeże w nim nic podejrzanego.
— A co będzie, jeśli go nie znajdę?
— Znajdziesz. Wieczność istnieje, prawda? A jak długo istnieje, jesteśmy na właściwym tropie. Powiedz mi, nie przypominasz sobie takiego ogłoszenia z czasów twojej pracy z Cooperem? Czegoś, co cię uderzyło, choćby tylko na chwilę, jako dziwaczne, zwariowane, niesamowite, w jakiś sposób fałszywe?
— Nie.
— Nie chcę, żebyś odpowiadał tak szybko. Namyśl się pięć minut.
— Nie ma potrzeby. Kiedy przerabiałem z Cooperem czasopisma, on nie był w 20 Stuleciu.
— Proszę, chłopcze. Rusz głową. Wysłanie Coopera w 20 Stulecie wprowadziło odchylenie. To nie jest Zmiana, to nie jest odchylenie nieodwołalne. Ale bywają pewne zmiany przez małe „z”, albo mikrozmiany, jak sieje zwykle określa w komputacji. W chwili gdy Cooper został wysłany w 20 wiek, w odpowiednim numerze magazynu ukazało się ogłoszenie. Nasza Rzeczywistość zmieniła się minimalnie, w tym sensie, że mogłeś patrzeć na stronę z tym ogłoszeniem, choć nie robiłeś tego w poprzedniej Rzeczywistości. Rozumiesz?
Harlan znowu zdumiał się łatwością, z jakąTwissell torował sobie drogę przez dżunglę logiki czasowej i „paradoks” Czasu. Potrząsnął głową.
— Nie przypominam sobie nic w rym rodzaju.
— A gdzie trzymasz roczniki tego periodyku?
Mam specjalną bibliotekę zbudowaną na poziomie drugim, specjalnie z myślą o Cooperze.
— Doskonale — powiedział Twissell. — Idziemy tam. Natychmiast.
Twissell wpatrywał się z zaciekawieniem w stare oprawne tomy w bibliotece, a następnie wziął jeden z nich. Były tak stare, że papier należało konserwować specjalnymi metodami. Zatrzeszczał przy niezbyt delikatnym dotknięciu.
Harlan jęknął. W lepszych czasach kazałby Twissellowi odejść od książek, mimo że był on Starszym Kalkulatorem.
Stary człowiek oglądał pomarszczone stronice i poruszał wargami czytając archaiczne słowa.
— To jest ten angielski, o którym zawsze mówią filologowie, prawda? — zapytał stukając palcem w kartę.
— Tak, angielski — mruknął Harlan. Twissell odłożył tom.
— Ciężki i niezgrabny.
Harlan wzruszył ramionami. Dla wyjaśnienia: większość Stuleci Wieczności była to era filmu. Znaczna mniejszość — era zapisu cząstkowego. Jednak druk i papier nie należały do rzeczy zupełnie nieznanych.
Powiedział:
— Książki nie wymagają takiego rozwoju technologii jak filmy. Twissell potarł podbródek.
— Właśnie. Możemy zaczynać?
Wyciągnął inny tom z półki, otworzył na samym początku i wpatrywał się w stronę w niezwykłym skupieniu.
Harlan pomyślał: czy on sądzi, że znajdzie rozwiązanie przez szczęśliwy przypadek?
Twissell, widząc dezaprobatę we wzroku Technika, poczerwieniał i odłożył książkę.
Harlan wziął pierwszy tom z 19,25 centycenturii i zaczął systematycznie przewracać strony. Siedział sztywno, tylko jego ręka i oczy się poruszały.
Od czasu do czasu wstawał po nowy tom i wtedy robili przerwę na kawę i na posiłki.
Wreszcie powiedział ciężko:
— Nie ma sensu, żeby pan tu siedział. Twissell spytał:
— Czy ci przeszkadzam?
— Nie.