Upór w kwestii wyłapywania dwunastki doprowadził nas niemal do ruiny oraz do tego, że najbliższego wagonu ostatniego pociągu do Allerød dopadliśmy w ostatniej chwili. Wysiadając na stacji, natknęliśmy się na Alicję i Zosię, które jechały w następnym wagonie i które, jak się okazało, natknęły się z kolei na naszych dawnych dobroczyńców, niegdyś mieszkaniodawców, i zostały przez nich zaproszone na kolację. Sensacyjne morderstwo, popełnione pod lampą w Allerød, sprawiło, że stanowiły towarzystwo szczególnie atrakcyjne.
— I po co myśmy się tak spieszyli (
— Zamierzaliście się nie spieszyć (
— Oczywiście (
— Ojej, jaka znowu siła wyższa (
— Nie raz (
— I po co myśmy się tak spieszyli? — powiedział Paweł z pretensją. — Myślałem, że już dawno czekasz i tupiesz ze zdenerwowania.
— Zamierzaliście się nie spieszyć i potem iść te dwadzieścia kilometrów piechotą czy nocować na dworcu? — zaciekawiła się Alicja.
— Oczywiście — powiedziała Zosia zgryźliwie. — On nigdy się nie spieszy i potem okazuje się, że mu przeszkodziła siła wyższa.
— Ojej, jaka znowu siła wyższa! — obraził się Paweł. — Że się tam raz zdarzyło…
— Nie raz, tylko co najmniej dwadzieścia razy!