Читаем Salarys полностью

Ja siadzieŭ, a dziaŭčyna abapierłasia plačyma na maje kaleni, jaje vałasy kazytali maju ruku. My siadzieli nieruchoma. Niekalki razoŭ ja nieprykmietna paziraŭ na hadzinnik. Minuła paŭhadziny, snatvornaje pavinna padziejničać. Chery niešta cichieńka pramarmytała.

— Što ty skazała? — spytaŭsia ja.

Jana nie adkazała. Ja paličyŭ heta adznakaj jaje sanlivasci, choć — daliboh, u hłybini dušy sumniavaŭsia, što na jaje padziejničaje lakarstva. Čamu? Nie viedaju. Vierahodna, tamu, što takoje vyjscie było b zanadta prostaje.

Jaje hałava pavoli apuskałasia na maje kaleni, ciomnyja vałasy ŭpali na tvar; Chery dychała spakojna, jak čałaviek, jaki spić. Ja nachiliŭsia, kab adniesci jaje na łožak. Nie raspluščvajučy vačej, jana krychu turzanuła mianie za vałasy i hučna rassmiajałasia.

Ja zdrancvieŭ, a jana zalivałasia smiecham i, prymružyŭšy vočy, nazirała za mnoj. Vyraz jaje tvaru byŭ naiŭny i chitry. Ja siadzieŭ nienaturalna prama, ahłušany i biezdapamožny, a Chery chichiknuła jašče raz, prycisnułasia ščakoj da majoj ruki i zmoŭkła.

— Čaho ty smiaješsia? — hłucha spytaŭsia ja.

Jaje tvar znoŭ staŭ niespakojny, zadumlivy. Ja bačyŭ, što jana choča być ščyraj. Chery padniesła palec da nosa i pramoviła, uzdychajučy:

— Sama nie viedaju.

U jaje słovach prahučała ščyraje zdziŭlennie.

— Ja zdajusia tabie idyjotkaj, praŭda? — praciahvała jana. — Niejak raptoŭna mnie… ale i ty dobry… siadziš nasupleny, jak… jak Pielvis…

— Jak chto? — pierapytaŭ ja. Mnie padałosia, što ja drenna pačuŭ.

— Jak Pielvis, ty ž viedaješ, toj taŭstun…

Niesumnienna, Chery nie mahła ni viedać, ni čuć pra jaho ad mianie: jon viarnuŭsia sa svajoj ekspiedycyi sama małaje hady praz try pasla jaje smierci. Ja taksama nie viedaŭ jaho raniej i navat ujaŭlennia nie mieŭ, što jon, kali staršyniuje na schodach Instytuta, nievierahodna zaciahvaje hetyja pasiadženni. Jaho prozvišča Piele Vilis, što skaročana ŭtvaraje mianušku, jakuju da jaho viartannia taksama nichto nie viedaŭ.

Chery abapierłasia łokciami na maje kaleni i pazirała mnie ŭ tvar. Ja pravioŭ dałoniami pa jaje rukach, plačach, šyi, adčuŭ pulsujučyja žyłki. Heta možna było ličyć łaskaj. Miarkujučy pa jaje pozirku, jana mienavita tak heta ŭspryniała. A ja prosta chacieŭ pierakanacca, što dakranajusia da zvyčajnaha ciopłaha čałaviečaha cieła, što pad jaje skuraj josć muskuły, kosci, sustavy. Pazirajučy ŭ jaje spakojnyja vočy, ja adčuŭ nieadolnaje žadannie z usiaje siły schapić jaje za horła.

Maje palcy amal scisnulisia, ale tut ja zhadaŭ akryvaŭlenyja ruki Snaŭta i adpusciŭ Chery.

— Jak ty dziŭna paziraješ… — pramoviła jana spakojna.

Majo serca kałaciłasia tak, što ja nie moh havaryć. Na imhniennie ja zapluščyŭ vočy.

Niečakana ŭ mianie ŭznik płan. Adrazu ŭvieś, z usimi detalami. Nie hublajučy ni siekundy, ja ŭstaŭ z kresła.

— Ja mušu isci, Chery, ale kali ty vielmi chočaš, to možaš pajsci sa mnoj.

— Dobra.

Jana ŭschapiłasia na nohi.

— Čamu ty bosaja? — spytaŭsia ja, padychodziačy da šafy i vybirajučy siarod roznakalarovych kambiniezonaŭ dva — sabie i joj.

— Nie viedaju… vidać, niekudy zakinuła tufli… — skazała jana niapeŭna.

Ja nie zviarnuŭ na heta ŭvahi.

— Zdymi sukienku, inakš ty nie apranieš kambiniezon.

— Kambiniezon?.. Navošta? — spytałasia jana, adrazu sciahvajučy sukienku.

Ale tut vysvietliłasia dziŭnaja reč — sukienku nielha było zniać— jana akazałasia biez usialakaj zašpilki. Čyrvonyja huziki pasiarod byli tolki azdobaj. Nijakich zašpilek niama. Chery razhublena ŭsmichałasia. Robiačy vyhlad, što heta sama zvykłaja sprava, ja padniaŭ z padłohi instrumient, padobny na skalpiel, nadrezaŭ im sukienku, tam, dzie na spinie pačynałasia dekalte. Ciapier jana mahła zniać sukienku praz hałavu. Kambiniezon byŭ joj trochi vielikavaty.

— My palacim?.. Razam? — dapytvałasia jana, kali my, apranuŭšysia, vychodzili z pakoja.

Ja kiŭnuŭ hałavoj. Ja nadta bajaŭsia, što my sustreniem Snaŭta, ale kalidor, jaki vioŭ da ŭzlotnaj placoŭki, byŭ pusty, a dzviery radyjostancyi, mima jakich my prajšli, začynieny.

Na Stancyi panavała miortvaja cišynia. Chery sačyła, jak na nievialikaj elektryčnaj kalascy ja vyvoziŭ z siaredniaha boksa na svabodnuju pałasu rakietu. Ja mietadyčna pravieryŭ stan mikrareaktara, telekiravannie ruchavika, zatym razam sa startavaj kalaskaj pierakaciŭ rakietu na kruhłuju rolikavuju płoskasć startavaha stała pad centram lejkapadobnaha kupała, pryniaŭšy adtul pustuju kapsułu.

Heta była nievialikaja rakieta dla suviazi Stancyi z Satełoidam; jana pryznačałasia dla pieravozak hruzu, ludzi ŭ joj latali ŭ vyklučnych vypadkach rakieta nie adčyniałasia znutry. Mnie patrabavałasia mienavita takaja rakieta. Viadoma, ja nie zbiraŭsia zapuskać jaje, ale rabiŭ usio, jak pierad sapraŭdnym startam. Chery nieadnojčy supravadžała mianie pad čas palotaŭ i krychu razbirałasia ŭ padrychtoŭcy da startu. Ja pravieryŭ stan kandycyjanieraŭ i kisłarodnaj aparatury, zapusciŭ ich, a kali zapalilisia kantrolnyja lampački, vylez z ciesnaha boksa i zviarnuŭsia da Chery, jakaja stajała la trapa:

— Zachodź.

— A ty?

— Zajdu pasla ciabie. Mnie treba začynić luk.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Звёздный взвод. Книги 1-17
Звёздный взвод. Книги 1-17

Они должны были погибнуть — каждый в своем времени, каждый — в свой срок. Задира-дуэлянт — от шпаги обидчика... Новгородский дружинник — на поле бранном... Жестокий крестоносец — в войне за Гроб Господень... Гордец-самурай — в неравном последнем бою... Они должны были погибнуть — но в последний, предсмертный миг были спасены посланцами из далекого будущего. Спасены, чтобы стать лучшими из наемников в мире лазерных пушек, бластеров и звездолетов, в мире, где воинам, которым нечего терять, платят очень дорого. Операция ''Воскрешение'' началась!Содержание:1. Лучшие из мертвых 2. Яд для живых 3. Сектор мутантов 4. Стальная кожа 5. Глоток свободы 6. Конец империи 7. Воины Света 8. Наемники 9. Хищники будущего 10. Слепой охотник 11. Ковчег надежды 12. Атака тьмы 13. Переворот 14. Вторжение 15. Метрополия 16. Разведка боем 17. Последняя схватка

Николай Андреев

Фантастика / Боевая фантастика / Космическая фантастика