Mimoid dziŭnym čynam nahadvaŭ staradaŭni napaŭrazburany horad, niejkaje ekzatyčnaje marakanskaje pasielišča, jakoje šmat stahoddziaŭ tamu było zrujnavana ziemlatrusam ci niejkim inšym kataklizmam. Ja vyrazna bačyŭ pakručastyja, napałovu zasypanyja i zabarykadavanyja ruinami vulički, jakija kruta spuskalisia da bieraha, kala jakoha bulkała pienistaja maź, vyšej uzdymalisia acalełyja zubcy scien, bastyjony, ich akruhłyja asnovy, a ŭ vypukłych i z upadzinami scienach čarnieli adtuliny, padobnyja na razburanyja vokny abo krapasnyja bajnicy. Uvieś hety horad-vyspa, ciažka nachileny nabok, jak napaŭzatopleny karabiel, biazmetna, nieŭsviadomlena sunuŭsia napierad, marudna pavaročvaŭsia, cieni laniva poŭzali pa zavułkach ruin, časam praz ich prabivaŭsia soniečny pramień, padajučy na toje miesca, dzie ja stajaŭ. Z vialikaj ryzykaj ja zalez jašče vyšej, z vystupaŭ nad majoj hałavoj pasypałasia drobnaje smieccie. Padajučy, jano kłubami pyłu zapoŭniła pakručastyja vulički i ciasniny. Viadoma, mimoid nie skała, padabienstva z vapniakom znikaje, kali voźmieš u ruku askołak: jon značna lahčejšy za piemzu, u jaho drobnajačeistaja budova; tamu jon niazvykła pavietrany.
Ja ŭzniaŭsia ŭžo tak vysoka, što pačaŭ adčuvać ruch mimoida: pad udarami čornych muskułaŭ Akijana jon nie tolki płyŭ napierad nieviadoma adkul i nieviadoma kudy, ale i nachilaŭsia to ŭ adzin, to ŭ druhi bok, vielmi niaspiešna, kožnaje takoje vahannie supravadžałasia praciahłym cmokanniem buraj i žoŭtaj pieny, što sciakała z aholenaha boku. Hety chistalny ruch byŭ nadadzieny mimoidu vielmi daŭno, vidać, jašče nad čas jaho narodzin, jon zachavaŭ jaho dziakujučy svajoj vializnaj masie. Ahledzieŭšy z vyšyni ŭsio, što možna, ja asciarožna spusciŭsia ŭniz i tolki tady, jak ni dziŭna, zrazumieŭ, što mimoid mianie absalutna nie cikavić i što ja prylacieŭ siudy, kab sustrecca nie z im, a z Akijanam.
Ja sieŭ na cviorduju patreskanuju pavierchniu za niekalki krokaŭ ad hielikaptera. Čornaja chvala ciažka zapaŭzła na bierah, raspluščyłasia i straciła koler. Kali jana adstupiła, na bierazie zastalisia dryhotkija nitki slizi. Ja padsunuŭsia jašče bližej i praciahnuŭ ruku nasustrač nastupnaj chvali. Tady jana dakładna paŭtaryła toje, z čym ludzi sutyknulisia jašče amal sto hadoŭ tamu: zatrymałasia, krychu adsunułasia, abkružyła maju ruku, nie dakranajučysia, adnak, da jaje, tak što pamiž rukavicami skafandra i ŭnutranym bokam pahłyblennia, jakoje z vadkaha adrazu stała miasistym, zastaŭsia tonki słoj pavietra. Ja pavoli padniaŭ ruku, chvala, a dakładniej, jaje vuzki atožyłak, pajšła ŭsled za rukoj pa-raniejšamu achoplivajučy maju ruku pastupova sviatlejučym brudnavata-zialonym słojem. Ja ŭstaŭ, kab padniać ruku jašče vyšej. Atožyłak sciudzianistaha rečyva napiaŭsia, jak dryhotkaja struna, ale nie parvaŭsia. Asnova całkam raspluščanaj chvali, jak dziŭnaja, ciarplivaja ŭ čakanni kanca ekspierymienta istota, prychinułasia da bieraha la maich noh, taksama nie datykajučysia da ich. Zdavałasia, što z Akijana vyrasła ciahučaja kvietka, čašačka jakoj achoplivała maje palcy, staŭšy ich dakładnym niehatyvam, ale nie datykałasia da ich. Ja adsunuŭsia. Atožyłak zatrymcieŭ i nieachvotna viarnuŭsia nazad, ełastyčny, chistki, niaŭpeŭnieny. Chvala ŭzniałasia, uciahvajučy jaho ŭ siabie, i znikła za bieraham. Ja paŭtaraŭ hetuju hulniu da taho času, pakul znoŭ, jak i sto hadoŭ tamu, adna z čarhovych chval nie adkaciłasia abyjakava, nibyta zdavolenaja novymi ŭražanniami. Ja viedaŭ, što mnie daviałosia b čakać niekalki hadzin, pakul znoŭku pračniecca jaje „cikaŭnasć”. Ja sieŭ. Dobra viadomaja mnie z knih zjava nibyta pieraradziła mianie: nijakaja teoryja nie mahła pieradać realnaha ŭražannia.
U pačkavanni, roscie, raspaŭsiudžvanni hetaha žyvatvoru, u jaho ruchach — u kožnym paasobku i va ŭsich razam — vyjaŭlałasia niejkaja, tak by mović, asciarožnaja, ale nie pałachlivaja naiŭnasć, kali jon sprabavaŭ až da samazabyccia, paspiešna zviedać, achapić novuju, niečakana sustretuju formu i na paŭdarozie vymušany byŭ adstupicca, bo heta pahražała parušenniem miežaŭ, vyznačanych tajamničym zakonam. Jaki nievierahodny kantrast ujaŭlała jaho niakidkaja cikaŭnasć z nievymiernasciu, što bliščała ad haryzontu da haryzontu. U miernym dychanni chvalaŭ ja ŭpieršyniu tak vyrazna adčuvaŭ vielikanskuju prysutnasć, mahutnuju, nieadolnuju maŭklivasć. Zachopleny suziranniem, skamianieły, ja apuskaŭsia ŭ niedasiažnyja hłybini i, hublajučy samoha siabie, zlivaŭsia z vadkim slapym hihantam. Ja daravaŭ jamu ŭsio, biez malejšaha namahannia, biez słoŭ, biez dumak.