Читаем Trawnik полностью

Dziwne było to widowisko rozgrywające się na tym szerokim trawniku, na którym morderca stał nad swoją ofiarą. A nad nimi wznosił się potężny zamek z wieżami i blankami, z niedorzecznie wymierzonymi w stronę nowego miasta armatami z brązu, ze zbrojownia i skarbcem, z kaplicami, spośród których jedna obwieszona była postrzępionymi flagami. Dziś wieczorem, a może jutro, policjanci odtworzą w tym samym miejscu przebieg zbrodni, z tym tylko, że miejsce zabitego zostanie zajęte przez żywego człowieka, który po strzale podniesie się, otrzepie i uda się do jednego z tych przytulnych i szczelnie zamkniętych domów, do których z trudem przebija się światło dzienne.

Z miłości do Marjorie! To brzmiało jak tytuł powieści dla kucharek. Pastelowa, błękitna okładka z romantyczną, krągłą czcionką! Z miłości do Marjorie!

Czy była to rzeczywiście obrona własna? Starałem się odtworzyć wszystkie swoje ruchy i myśli z chwili, gdy rozgrywał się dramat. Nevil trzymał żonę za gardło; dusił ją. Ja miałem w ręku broń. Mogłem uratować Marjorie, nie zabijając jej męża. Cios w kark byłby całkiem wystarczający, aby go zmusić do puszczenia ofiary. Ale ja w pełni świadomie skierowałem lufę rewolweru w jego twarz. I strzeliłem bez namysłu. Było to więc zwyczajne morderstwo! I każdy będzie w stanie udowodnić, że z premedytacją, nawet jeśli owa premedytacja trwała zaledwie cztery czy pięć sekund.

Rozejrzałem się dookoła, tak samo jak wczoraj w Princess Garden panował spokój. Daleko stąd, bardzo daleko, widziałem, jak dwaj ogrodnicy krzątali się przy jakimś klombie. Trzeci ścinał trawę małą kosiarką, której silnik wypełniał warkotem cała kotlinę. Przy kwietnym zegarze spacerowała para zakochanych: zapewne jacyś urzędnicy, którzy przed pójściem do pracy całowali się w tym odludnym miejscu i zapewniali się o dozgonnej miłości.

Wyszedłem z parku.

* * *

– O jaką łopatkę chodzi, sir?

Sam nie wiedziałem i machnątem ręką, dając do zrozumienia, że zostawiam wybór handlarzowi żelastwa, starszemu mężczyźnie, z łysą głową i fioletowym nosem, na którym tkwiły staroświeckie binokle.

– Do czego ma służyć, sir?

Nie mogłem mu powiedzieć, że mam zakopać pod trawnikiem jakiegoś pana.

– Jadę na kemping – odparłem.

– Rozumiem.

Wyjął z przegródki dwie składane łopatki. Były to solidne narzędzia z grubego żelaza, o krótkich trzonach zakończonych trójkątnym uchwytem. Obie łopatki różniły się tylko wymiarami. Wybrałem mniejszą, zapakował mi ją fachowo w karbowaną tekturę.

Czułem, że mój plan jest bez sensu, ale od początku tej całej historii systematycznie wybierałem rozwiązania odbiegające od tych, jakie dyktuje zdrowy rozsądek. Stojąc nad zwłokami Faulksa pomyślałem sobie, że gdyby udało mi się odwlec o czterdzieści osiem godzin odkrycie trupa, mógłbym mimo strajku wrócić do Francji. Ułożyłem sobie fantastyczną trasę: dojechać autostopem do wybrzeży Atlantyku, wynająć łódź rybacką i popłynąć do Irlandii. Tam wsiąść do pociągu, który prawdopodobnie kursuje normalnie, bo nie ma chyba strajku, i dojechać do Shannon, wielkiego międzynarodowego lotniska, na którym zatrzymywały się samoloty wielkich transoceanicznych linii. Na to trzeba było czterdziestu ośmiu godzin. A może i mniej... Wystarczyło trzydzieści godzin. Zamiast myśleć o autostopie, mogłem kupić motorower. Byłoby to pewniejsze. Jak długo trzeba jechać do Glasgow?

Wychodząc ze sklepu z artykułami żelaznymi, stwierdziłem ze zdziwieniem, że zrobiła się niemal piękna pogoda. Przestało padać i słońce torowało sobie drogę między lekkimi chmurami. Ulice się zapełniły.

Dochodząc do trupa, zamarłem. Jakaś młoda mama zbliżała się do nas, gaworząc z trzy- lub czteroletnią córeczką. Dziewczynka trzymała matkę za rękę i co pewien czas wybiegała na trawnik, żeby zrywać stokrotki. Kobieta miała na sobie szary płaszcz z pagonami, a jej rude włosy błyszczały pod plastykowym kapeluszem.

Za chwilę zauważy ciało. Nie może go dostrzec. Ukląkłem obok Nevila.

– Stary, lepiej wstań z tej mokrej trawy, bo się nabawisz reumatyzmów – powiedziałem do niego, śmiejąc się.

Głos mój przypominał zgrzyt zardzewiałych zawiasów. Kobieta z dzieckiem przeszła dalej, przyglądając się ciału.

– Dlaczego ten pan śpi? – zaszczebiotała dziewczynka.

– Bo się zmęczył spacerem, Sally.

Szły ślimaczym tempem. Obawiałem się, że kobieta zacznie mieć wgtpliwości i powróci, aby bliżej się przyjrzeć mężczyźnie zwróconemu twarzą do mokrej trawy. Ale zbyt zajęta własnym dzieckiem, zapomniała już o wszystkim. Gdy znikły, natychmiast wziąłem sie do pracy. Nie była ona skomplikowana. Dół trzeba było wykopać w miękkiej ziemi klombu. Dół na tyle duży, aby mogło się zmieścić w nim ciało Nevila Faulksa. Pracowałem ukradkiem. Wilgotna gleba przyklejała się do łopatki. Wykopałem rów, układając ziemię po jego obu stronach. Przerywałem pracę co dwadzieścia sekund, żeby się rozejrzeć dookoła. Ogród zaczynał się zapełniać spacerowiczami.

Перейти на страницу:

Похожие книги