Читаем Trawnik полностью

– Gdy Brent nadjechał i wysiadł z jasnego MG, czułem że jestem na właściwym tropie. Pozwoliłem sobie wówczas na drobną niedelikatność: gdy wszedł do siebie, mimo braku nakazu rewizji, przeszukałem jego MG. Znalazłem tam coś, co dało mi rozwiązanie zagadki. Pokażę to panu później, w moim gabinecie.

* * *

– Proszę wejść, mrs Faulks! Proszę mi wybaczyć to nagłe wezwanie...

Weszła do gabinetu swoim lekkim krokiem. Tym razem ubrana była na czarno i nie miała makijażu. Jej piegi wyglądały, jak ślady, które mogą powstać na skutek skropienia twarzy kwasem. Gdy mnie spostrzegła, podniosła lekko brwi, ale zaraz odwróciła głowę, podkreślając w ten sposób, iż odtąd zamierza mnie ignorować.

Brett zachowywał się wobec niej wyjątkowo uprzejmie, niemal szarmancko.

– Proszę zająć miejsce w tym fotelu. Mam nadzieję, że nie miała pani żadnego pilnego spotkania dziś rano?

– Miałam wracać do Londynu!

– Przecież strajk dalej trwa!

– Miałam jechać karawanem – odparła sucho.

– Och, proszę mi wybaczyć, mistress Faulks Zupełnie wylecioło mi to z głowy! – Usiadł na rogu biurka, na wprost fotela, w którym siedziała. Nachylił się nad nią i wyszeptał: – A ja myślałem, że zamierza pani wrócić MG mister Brenta!

Twarz Marjorie przybrała odpychającą, ziemistą barwę. Pod oczami pojawiły się dwa szaro-niebieskie półkola; odniosłem wrażenie, że twarz jej się wydłużyła.

Rozległ się lekki szum: magnetofon Bretta zaczął pracować. Tym razem dźwięk ten zabrzmiał dla mnie jak najsłodsza muzyka.

– Nie wiem, o kim pan mówi, inspektorze.

Brett wysunął jedną z szuflad biurka i wyjął z niej jakiś przedmiot owinięty w białe płótno. Rozwinął je i ukazał się rewolwer. Wydało mi się, że go poznaję.

– Mówię o tym panu, do którego ta dziwno broń należy – nacisnął guzik wewnętrznego telefonu. – Niech pan wpadnie tu na chwilę, Morrow, i proszę włożyć biały kitel.

Minęło kilka minut. Brett bujał nogą i przez cały czas pociągał nosem. Marjorie oddychała ciężko i przyglądała się rewolwerowi z przerażeniem w oczach. Ja zaś miałem uczucie, że uczestniczą w niejasnym dla siebie obrzędzie, którego przebieg śledziłem nie bez trudności.

Wszedł Morrow, ten tłumacz z francuskiego, który potwornie zezował. Miał na sobie zbyt długi kitel, którego poły spadały mu do kostek.

– Hello Morrow – zażartował Brett, będący w figlarnym humorze – czy strzelano kiedyś do pana z bliska?

Przybysz zrobił przerażoną minę.

– Kula w samo serce, mój drogi. Zaraz pan zobaczy!

Brett skierowoł broń w pierś Morrowa i zacisnął spust. Nastąpił silny wybuch, aż zadrżały przedmioty leżące na biurku. Pokój przecięło smuga dymu. Patrzyłem z przerażeniem no kitel Morrowa. Przez ułamek sekundy zdawało mi się, że Brett zastrzelił swego współpracownika, bo no piersi zezowatego pojawiła się wielka plama krwi.

– Proch trochę spalił kitel, sir! – zauważył flegmatycznie Morrow.

– Nie szkodzi, jest służbowy! – odparł Brett, a zwracając się do mnie, dodał: – Nie będzie już można mówić o szkockim skąpstwie, prawda mister Valaise?

– To broń, którą posługiwałem się tamtego dnia na trawniku, czy tak?

– Tak. Jej kule to kapsułki z hemoglobiną. Efekt jest zdumiewający. Mrs Faulks zabrała pana stamtąd natychmiast, żeby pan nie zauważył oszustwa. Brent zaraz się podniósł i poszedł się umyć. Musiał mieć ze sobą to, co było do tego potrzebne. Wieczorem wywabiono pana z hotelu, żeby pan nie miał alibi. To Brent do pana dzwonił. Przekonany, że snuje się pan po pustych ulicach miasta, udał się na spotkanie z tym biednym Faulksem, który na niego czekał i zaprowadził go aż na trawnik. Nie wiem jeszcze, pod jakim pretekstem udało mu się zaciągnąć go w to odludne miejsce. Tym razem strzelił prawdziwą kulą w jego głowę i pan, gdy wrócił nazajutrz do parku, na twarzy Faulksa widział prawdziwą krew.

„Gdybyś się okazał królem frajerów...".

Marjorie zaczęła pojmować, że wszystko jest już stracone i przybrała postawę nieludzko obojętną. Przez okno przyglądała się światu, do którego już nie należała.

– Pana zachowanie przeszło ich najśmielsze nadzieje, mister Valaise! Zagrał pan więcej niż doskonale rolę, którą panu wyznaczyli. Brent jest pani kochankiem, prawda mistress Faulks?

Nie odpowiedziała.

– Chciała pani pozbyć się męża. Zbrodnia została obmyślona misternie. Pomysł, żeby skorzystać z usług niewinnego obcokrajowca, mało obeznanego z życiem kraju, w którym miało nastąpić morderstwo, był wprost genialny!

W jego ustach, słowo „niewinny" brzmiało niemal pejoratywnie. Chyba, że jestem przeczulony! Bo gdy się jest królem frajerów, ma się tendencję do wynajdywania dwuznaczności niemal wszędzie.

Podszedł do drzwi prowadzących na korytarz i zawołał głosem triumfującego człowieka:

– Proszę wejść, mister Brent.

Zanim Brent wszedł do gabinetu, zbliżyłem się dó Marjorie i patrząc na nią pałającym wzrokiem, wziąłem ją pod brodę.

– A gdybym nie strzelił? – wymamrotałem. – Powiedz, Marjorie, co by było, gdybym nie strzelił? Wszystko wzięłoby w łeb, prawda?

Uśmiechnęła się enigmatycznie.

Перейти на страницу:

Похожие книги