Читаем Trylogia o Reynevanie – II Bo?y Bojownicy полностью

Jeden ze związanych miał włosy jasne jak słoma, takież brwi i rzęsy, takiż zarost na szerokim i wydatnym podbródku. Drugi, starszy, łysiał mocno. Żaden nie odezwał się słowem, nie wydał dźwięku. Siedzieli, związani, oparci plecami o ścianę, tępo zapatrzeni przed siebie. Twarze mieli martwe, zastygłe, bez śladu emocji. Powinni być choć trochę zaskoczeni, zdumieni – tym choćby, że mimo odgłosów libacji żaden z ich pogromców nie jest nietrzeźwy. Tym, że głosy dobiegały z miejsca, w którym nikogo nie było. Tym, że na nich czekano, że wpadli w precyzyjnie obmyśloną i zastawioną pułapkę. Powinni być zaskoczeni. Może i byli. Ale tego nie okazywali. Czasem tylko migot świecy sprawiał, że ich martwe oczy ożywały. Ale był to pozór jeno. Reynevan siedział na wyrku, patrzył i milczał. Mamun krył się w kącie, wsparty na gudendagu. Tybald Raabe bawił się navają, otwierając ją i zamykając. – Ja ciebie znam – goliard pierwszy przerwał przedłużające się milczenie, wskazując nożem łysiejącego. – Nazywasz się Jakub Olbram. Dzierżawisz od henrykowskich cystersów młyn pod Łagiewnikami. Zabawne, powszechnie uważano cię za kapusia donoszącego opatowi, czyżby to była przykrywka? Bo, jak widzę, nie tylko donosić umiesz. Przed skrytobójczym mordem też się nie cofasz. Łysiejący osobnik nie zareagował. Nawet nie spojrzał na mówiącego, zdawał się w ogóle nie słyszeć jego słów. Tybald Raabe z trzaskiem otworzył navaję i zostawił ją otwartą. – Jest tu niedaleko w lesie jeziorko – odwrócił się do Reynevana. – Na dnie szlamu tam na sążeń. Nikt ich nigdy nie znajdzie. – Twoją misję możesz uznać za niebyłą – dodał poważnie. – Znalazłeś Vogelsang. Tylko że to już nie jest Vogelsang. To szajka złodziei, gotowych mordować w obronie ich złodziejskiego łupu. Nie rozumiesz? Grupa została wyposażona w ogromne fundusze. Wielkie pieniądze na organizację siatek i grup dywersyjnych, na przygotowanie "operacji specjalnych". Oni sobie ten grosz przywłaszczyli, zdefraudowali go. Wiedzą, co ich czeka, gdy to się wyda, a Flutek ich znajdzie, dlatego tak unikali kontaktu. Teraz wpadli w popłoch, są niebezpieczni. To oni, nikt inny, dokonali na ciebie zamachu w Ciepłowodach. Dlatego radzę: żadnej litości. Kamień do szyi i do stawu. Na twarzach obu związanych nie pojawił się nawet cień emocji, w martwych oczach nie zagościł nawet ślad życia. Reynevan wstał, wyjął z ręki goliarda navaję. – Kto strzelał do mnie z kuszy w Ciepłowodach? Kto zabił zakonników? Wy? Ani śladu reakcji. Reynevan schylił się, przeciął więzy. Najpierw jednemu, potem drugiemu. Rzucił im nóż pod nogi. – Jesteście wolni – oświadczył sucho. – Możecie iść.

– Robisz błąd – rzekł Tybald Raabe.

– Bardzo głupi – dorzucił z kąta mamun.

– Jestem – Reynevan jakby ich nie słyszał – Reinmar z Bielawy. Brat dobrze wam niegdyś znanego Piotra z Bielawy. Służę tej samej sprawie, której służył Piotr. Mieszkam tu, "Pod Srebrnym Dzwonkiem". Będę tu mieszkał cały tydzień. Jeśli zjawi się tu Inkwizycja albo ludzie biskupa, informacja o tym trafi do Czech. Jeśli którejś nocy zginę z rąk skrytobójców, informacja o tym trafi do Czech. Prokop będzie wiedział, że nie można liczyć na Vogelsang, bo Vogelsangu już nie ma. – Jeśli zaś – podjął po chwili – jest tak, jak mówi Tybald, to dobrze wykorzystajcie te siedem dni. Przed upływem tygodnia nie poślę do Czech żadnych wieści. Powinno wam wystarczyć, w takim czasie daleko można zajechać. Neplach i tak was odnajdzie, prędzej czy później, ale to już sprawa jego i wasza. Mnie to nie interesuje. A teraz zabierajcie się stąd. Uwolnieni patrzyli na niego, ale tak, jakby patrzyli na przedmiot, na rzecz, w dodatku zupełnie im obojętną. Ich oczy były martwe i puste. Nie odezwali się ani słowem, nie wydali dźwięku. Po prostu,wyszli. Długo panowało milczenie.

Перейти на страницу:
Нет соединения с сервером, попробуйте зайти чуть позже