Читаем Trylogia o Reynevanie – II Bo?y Bojownicy полностью

Od strony kruchty rozległy się i echem rozbrzmiały kroki, szczęk, stuk, gwar podnieconych głosów. Mrok rozjaśniły pochodnie i łuczywa, w ich świetle dało się rozpoznać wchodzących do kościoła. Szarlej zaklął. Odwiedził ich, okazywało się, Peszek Krejczirz, kaznodzieja Sierotek, jeden z podwładnych Prokupka. Za Krejczirzem szło kilku uzbrojonych wyrostków. Szarlej zaklął ponownie. Tak wojsku Taboru, jak i Sierotkom zawsze towarzyszyły w pochodach kobiety, zajmujące się głównie aprowizacją i kuchnią, czasem pielęgnacją rannych i chorych. Kobiety, w większości wdowy, brały ze sobą dzieci. Z tych bardziej wyrośniętych z czasem wyłoniła się charakterystyczna dla armii husyckich formacja – oddziałki wyrostków. Chłonąc w marszach wiejskich pastuchów i miejskich uliczników, oddziałki te rosły szybko. Szybko stały się też armijnymi maskotkami i beniaminkami, faworyzowanymi i rozpieszczanymi przez wszystkich pupilkami. Poczuwszy status i przewagę, kochane pacholątka rozzuchwaliły się potwornie. Propaganda husycka, kreując ich na "Boże dzieci nowego porządku", krzewiła i podsycała w szczeniakach fanatyzm i okrucieństwo, a ziarno takie jak u każdej dzieciarni – padało na niezwykle podatny grunt. Powszechnie nazywano wesołą trzódkę "procarzętami", uzbrojono ich bowiem głównie w proce, uliczniczą i pastuszą broń. Reynevan nie widział jednak nigdy, by procarzęta użyły proc w boju. I by w ogóle walczyły. Widział natomiast szczeniaków w innych okolicznościach. Po bitwie pod Usti "Boże dzieci" wykłuwały powalonym Sasom oczy, dźgając zaostrzonymi patykami w szpary hełmów. Teraz, niedawno, w Głuchołazach, pod Nysą, w Bardzie, we Frankenstejnie i w Złotoryi ranni byli bici, kopani, kamienowani, kaleczeni, polewani ukropem i wrzącym mlekiem. – Cóż to? – spytał surowo Krejczirz, wskazując na mszalny kielich, z którego popijał Rzehors. – Łamiesz prawo, bracie? Kary prosisz? Łup do wspólnych ma być kładzion kadzi! Kto by choć drobnostkę zatrzymał, ten karan będzie! Zgodnie z Pisma Bożego literą! Akan, syn Zeracha z pokolenia Judy, co z łupu należnego Bogu płaszcz i złoto skradł, palon był i kamienowan w dolinie Achor! – Toć to jeno posrebrzany mosiądz… – bąknął Rzehors.

– Ale dobra, oddam, bierzcie.

– A to? – kaznodzieja wyrwał z ręki Samsona księgę.

– Co to jest? Nie wiesz, bracie, że nadchodzi Nowa Era? Że ksiąg w Nowej Erze nie trza będzie ani pisania nijakiego, bo zakon Boży będzie wypisany w sercach? A stary świat niech w ogniu zginie! Księga z polskim zdaniem z roku 1231 poleciała do ogniska. – Niech zginie świat stary! A jego kłamana mądrość razem z nim! Precz! Precz! Precz! Przy każdym okrzyku w płomienie leciała księga. Poleciał do ognia jakiś Tractatus…, jakiś Codex… i jakaś Cronica sive gęsta… Samson stał z opuszczonymi rękami, uśmiechał się. Reynevanowi bardzo nie podobał się ten uśmiech. Krejczirz zaś otrzepał dłonie z kurzu, wyrwał jednemu z procarząt okutą i naćwieczoną wekierę, rozejrzał się, wszedł w nawę boczną. Dostrzegł obraz. Adorację Dzieciątka. – Nowa Era! – wrzasnął – Wyrzuci człowiek kretom i nietoperzom bożki srebrne i bałwany złote! Mówi Bóg: odwróćcie się od swoich bożków, od wszystkich swoich obrzydliwości się odwróćcie! Zamachnął się, maczuga z trzaskiem zdruzgotała malowaną deskę. Jeden z wyrostków zaśmiał się głupawo. – Nie będziesz czynił – ryczał kaznodzieja, waląc wekierą kolejne malowidła – żadnego obrazu! Tego, co jest na niebie wysoko! Ani tego, co jest na ziemi nisko! Ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Poszło w drzazgi Wygnanie z raju, spadł ze ściany rozłupany tryptyk Zwiastowania, rozpękł się przez pół Pokłon trzech króli. Pękła na szczapki Święta Jadwiga, świetlista i mglista, jakby spod pędzla Mistrza z Flemalle. Krejczirz walił bez opamiętania, aż echo szło po kościele. W szale ogrzmocił jeszcze ścienne polichromie, obtłukł twarzyczki cherubinków na fryzie pilastru. I wtedy dostrzegł rzeźbę. Pomalowaną drewnianą figurę. Wszyscy ją dostrzegli. I zamarli. Stała, lekko skłoniwszy głowę, zebrawszy drobnymi dłońmi drapowaną szatę, której każda wyrzeźbiona fałda śpiewała hymn dla kunsztu snycerza. Przegiąwszy się lekko, acz dumnie, jakby chcąc uwydatnić powiększony brzuch, Madonna brzemienna patrzyła na nich rzeźbionymi i malowanymi oczami, a w oczach tych były Gratia i Agape. Madonna brzemienna uśmiechała się, a w uśmiechu tym artysta wyrzeźbił wielkość, chwałę, nadzieję, jasność świtu po czarnej nocy. I słowa magnificat anima mea Dominum, wypowiadane cicho i z miłością. Magnificat anima mea Dominum.

Et omnia quae intra me sunt.

Перейти на страницу:
Нет соединения с сервером, попробуйте зайти чуть позже