Читаем Trylogia o Reynevanie – II Bo?y Bojownicy полностью

– Domyśl się – Rzehors splótł ręce na piersi. – A domyśliwszy, zbieraj dupę w troki. Mówiliśmy, jest robota. Vogelsang kontratakuje, a ty wciąż jesteś Vogelsang, nikt cię z Vogelsangu nie wypisał i z obowiązków nie zwolnił. Prokop i Neplach wydali rozkazy. Dotyczące również ciebie. Wiesz, co grozi za niewykonanie? – Ja też was kocham – Reynevanowi nie drgnęła powieka – i sram z radości na wasz widok Ale spuśćcie no nieco z tonu, chłopcy. Względem rozkazów jesteście posłańcami, niczym więcej. Od rozkazywania to jestem ja. Nuże tedy, rozkazuję wam: gadać, co macie do przekazania, a szybko a dokładnie. To rozkaz. Wiecie, co grozi za niewykonanie. – A nie mówiłem? – zaśmiał się Bisclavret. – Nie mówiłem, by tak z nim nie zaczynać? – Wyrósł – przyznał z uśmiechem Rzehors. – Wykapany brat. Cały Peterlin. A może i już nawet Peterlina przerósł. – Wiedzą o tym – Bisclavret, schowawszy wreszcie navaję, skłonił się przesadnie, po małpiemu. – Wiedzą o tym bracia Prokop Goły i Bohuchval Neplach, Flutkiem zwany. Wiedzą, jaki to gorliwy z Peterlinowego brata utrakwista i jak gorący sprawy Kielicha zelator. Proszą tedy namienieni bracia poprzez niegodne usta nasze brata Reynevana, by raz jeszcze swej wierności Kielichowi dowiódł. Proszą bracia uniżenie… – Zamknij się, Francuzie. Gadaj ty, Rzehors. Krótko i po ludzku. Rozkaz Prokopa dla Vogelsangu był w samej rzeczy krótki i brzmiał: zrekonstruować siatkę. I uczynić to szybko. Na tyle szybko, by siatki można było użyć podczas kolejnego uderzenia na Śląsk. Kiedy by to uderzenie nastąpić miało, Prokop nie sprecyzował. Reynevan nie bardzo wiedział, w jaki sposób on osobiście ma rekonstruować coś, o czym ideę miał ogólną i raczej mętną – siatkę, o której nie wiedział praktycznie nic oprócz tego, że jakoby istnieje. Przywołani do porządku Rzehors i Bisclavret wyznali, że głównie upatrują jego pomocy w tym, co, jak się wyrazili, we trójkę robić bezpieczniej niż we dwu. Mimo rzekomo niesłychanej pilności zadania Reynevan nie zgodził się wyruszyć natychmiast. Chciał nauczyć Vogelsang nieco moresu i szacunku dla swej osoby. A przede wszystkim musiał załatwić sprawy z Juttą. Tak, jak oczekiwał, ta druga rzecz była znacznie trudniejsza. Ale i tak poszło mu łatwiej, niż oczekiwał.

– Cóż – rzekła, gdy minął jej pierwszy gniew. – Mogłam się spodziewać. Galahad kocha, obiecuje i przysięga. Jakoby na wieki. Ale naprawdę tylko do momentu, gdy gruchnie wieść o Graalu. – To nie tak, Jutto – zaprotestował. – Nic się nie zmieniło. To tylko kilka dni. Potem wrócę… Nic się nie zmieniło. Rozmawiali w kościele, przed ołtarzem i obrazem przedstawiającym – jakżeby inaczej – wzlatującą gołębicę. Ale Reynevan miał przed oczami nieszczęsną Maifredę da Pirovano, płonącą na stosie na Piazza del Duomo. – Kiedy wyruszasz? – spytała, już spokojniej.

– Rankiem po festum angelorum.

– Mamy więc jeszcze kilka dni.

– Mamy.

– I nocy – westchnęła. – To dobrze. Uklęknijmy. Pomódlmy się do Bogini. Trzydziestego września, rankiem po Michale, Gabrielu i Rafale, wrócili Rzehors i Bisclavret. Gotowi do drogi. Reynevan czekał na nich. Też był gotów.

<p>Rozdział dwudziesty czwarty</p>

w którym powraca duch zniszczenia, będący – jakoby – zarazem duchem twórczym. Zaś Reynevan staje przed wyborem.

W ciągu kilku lat swego istnienia Vogelsang zdołał na Śląsku stworzyć wcale liczną i nieźle rozgałęzioną siatkę agentów uśpionych, było więc w zasadzie z czego rekonstruować. Problem polegał na tym, że przewalająca się ostatnio przez Śląsk fala prześladowań nie mogła pozostać bez wpływu na zwerbowanych. Część, należało się obawiać, przeszła do historii jako męczennicy, mogło po nich nawet popiołu nie zostać. Część z tych, którzy ocaleli, mogła pod wpływem szalejącej Inkwizycji radykalnie zrewidować poglądy i dojść do wniosku, że już z Wiklefem sympatyzować nie chce, a Husa kocha o wiele mniej, niźli wprzódy. Wśród tych ostatnich mogli się znaleźć i tacy, którzy z własnej woli lub pod przymusem zmienili stronnictwa radykalnie. Przekabaceni i przewerbowani czekają teraz, aż ktoś się do nich zgłosi. A jak się zgłosi, w dyrdy donoszą właściwym organom.

Перейти на страницу:
Нет соединения с сервером, попробуйте зайти чуть позже