Читаем Trylogia o Reynevanie – II Bo?y Bojownicy полностью

– Naturalnie – Domarasc opanował zaskoczenie, nie pozwolił, by choć brew mu drgnęła. – Oczywista, że mówi. – Słucham tedy.

– Kryptonim Vogelsang – magister postarał się, by jego ton był rzeczowy, a głos obojętny – nadano tajnej grupie do zadań specjalnych, podlegającej bezpośrednio Żiżce. Grupa miała koordynatora i łącznika. Gdy ten poniósł śmierć w dziwnych okolicznościach, kontakt się urwał. Vogelsang po prostu zniknął. Otrzymałem rozkaz, by grupę odnaleźć. Podjąłem starania. I poszukiwania. Bezskutecznie. Nie spuścił wzroku, choć żelazne oczy kłuły jak igły.

– Fakty znam – w głosie przybysza nie było śladu emocji. – To, o co proszę, to wasza własna opinia o tej sprawie. I wnioski. Wnioski, pomyślał Domarasc, zostały już dawno wyciągnięte. Wyciągnął je Flutek, Bohuchval Neplach, który teraz gorączkowo szuka winnych. Bo Vogelsang, żadna to tajemnica, dostał z Taboru fundusze. Ogromne pieniądze, mające posłużyć finansowaniu "operacji specjalnych". Pieniądze były najwyraźniej zbyt duże, a zwerbowani do Vogelsangu ludzie najwyraźniej zanadto specjalni. Efekt: zniknęły pieniądze, zniknęli ludzie. I raczej bezpowrotnie. – Łącznik i koordynator Vogelsangu – powiedział, naglony wzrokiem – został, jak mówiłem, zamordowany. Okoliczności zabójstwa były nie tylko zagadkowe. Były zatrważające, a plotka zrobiła z nich wręcz koszmar. Lęk

przed śmiercią może zwyciężyć nad lojalnością i oddaniem sprawie. W wielkiej trwodze i obawie o życie o lojalności się zapomina. – O lojalności się zapomina – powtórzył wolno przybysz. – Wy o waszej zapomnielibyście? – Moja nie jest chwiejna. – Rozumiem.

Mam nadzieję, że tak jest, pomyślał Domarasc. Mam nadzieję, że zrozumiał. Bo znam krążące w otoczeniu Prokopa i Flutka pogłoski o zdradzie, o spisku. Spisek, to dobre. Formuje się jakąś sekretną "grupę specjalną", werbując do niej łotrzyków spod ciemnej gwiazdy, którzy na pierwszy sygnał o zagrożeniu dezerterują, kradnąc powierzone im pieniądze. A potem szuka się spisków. I wysyła na Śląsk mordercę.

Praczki nad Młynówką kłóciły się i obwiniały wzajem o prostytucję. Rybacy klęli. Uczniowie recytowali Owidiusza. Adnue conanti per laudes ire tuorum deque meo pauidos excute corde metus… Ciekawe, pomyślał magister, zamykając okno, gdzie ten typ teraz jest?

– Znasz tę niewiastę? – spytał druha Parsifal Rachenau. – I tę pannę? – Widziałeś przecie, żem się z nią witał – odburknął, poluźniając pas, Henryk Baruth zwany Szpaczkiem. Żem w rękę boćkał. Dumasz, obce babska w rękę boćkać zwykłem? To stryjna moja, Hrozwita, snadź w podróży. Ta pucata to jej dworka. A ta w czepcu jej ochmistrzyni. – A panna?

– Stryjnej córa, znaczy dla mnie kuzynka. Stryjna małżonką jest stryja mego. Ale nie stryja Henryka, który siedzi na Smarchowicach i którego zwą Heinemanem, ani tego z Gołej Góry, Henryka zwanego Żurawiem, lecz tego trzeciego, brata ojcowego najmłodszego, któren zwie się…

Перейти на страницу:
Нет соединения с сервером, попробуйте зайти чуть позже