– By dowieść, żeś nie pijany – podkręcił wąsa Jan Koluch – uczyń, jako ja czynię. Dwa palce w gardło pokładź i powiedz: Hhrrr! Hhrrr! Hhrrr! Ksiądz Buzek wytrzymał pierwsze "Hhrrr", przy drugim jednak zakrztusił się, zacharczał, wybałuszył oczy i zwymiotował. – Rzygaj, rzygaj – odezwała się zjadliwie schylona nad kądzielą babka. – Obyś rzyć własną wyrzygał. Ponownie nikt się nią nie przejął, wszyscy widać przywykli. Zarzyganego kaznodzieję wypchnięto do sieni. Dało się słyszeć, jak dudni, spadając ze schodków. – Tak po prawdzie, mili goście – rzekł Koluch, wycierając stół pozostawionym przez księdza Buźką kapeluszem – to nam jeszcze trochę do pełnego triumfu brakuje. Siedzimy i ucztujemy na Michalovicach, wydartych, jak rzekł brat Czapek, panu Janu Michalcowi. Zajęliśmy Michalovice, spaliliśmy Mladą Boleslav, Beneszów, Mimoń i Jabłonne. Ale pan Michalec daleko nie uciekł, ustąpił na Bezdez. A gdzie Bezdez? Podejdź który do okna, spojrzyj ku północy, tam Bezdez, za rzeką, o dwie mile ledwo oddalony. O dwie mile! Jak kto z nas kichnie, pan Michalec na Bezdezie "Na zdrowie!" woła. – Niestety – powiedział ponuro Szczepan Tlach – nie zdrowia bynajmniej życzy nam pan Michalec, ale śmierci, i to złej. A my go na Bezdezie ruszyć nie możemy, nie zdobyć Bezdezu. Na tamtejszych murach zęby połamiesz. – Niestety – potwierdził przez ramię Yojta Jelinek, właśnie odlewający się w palenisko komina – tak właśnie jest. A nie brak pod samym naszym bokiem innych zamków i panów, złej śmierci nam życzących. Trzy kroki od nas, na Dievinie, siedzi i co dnia grozi Piotr z Yartenberka. O sześć mil stąd jest Ralsko, na Ralsku siedzi pan Jan z Yartenberka przezwiskiem Chudoba… – Z Bohuszem z Kovane, panem na Frydsztejnie, poznaliście się już – dodał Czapek. – Wiecie, co potrafi. A są i inni… – A są, są – warknął Koluch. – My trzymamy, i owszem, co ważniejsze zamki: Vartenberk, Lipie, Czeski Dub, Białą pod Bezdezem, no i Michalovice. Szlak handlowy jest wciąż jednak większą częścią pod kontrolą papieżników i Niemców. Panowie von Dohna siedzą na zamkach Falkenberg i Grafenstein. Na Hammersteinie burgrabią jest Mikulasz Dachs, klient łużyckich Bibersteinów. Na zamku Roimund czai się stary zbój Hans Foltsch, najemnik zgorzelecki. Na Tolsztejnie bracia Jan i Henryk Berkowie z Dube… – Krewniacy – pochwalił się Brazda z Klinsztejna Ronovice, jak i ja. – Tacy krewni jak ty – wtrąciła się od kołowrotka babka – to u Berków psy smyczą. – Z braci z Dube – parsknął Jan Koluch – Henryk na nas szczególnie zawzięty, bośmy mu Lipie wydarli. Podobnież w kościele w Żytawie zaprzysiągł, że mięsa jeść nie będzie, póki nas z lipieckiego zamku nie wyżenie. Długo, widzi mi się, potrwa ten post. – Tak jest! – gruchnął pięścią w stół Szczepan Tlach. Diabła zje, kto nas stąd zechce ruszyć. Niech jeno spróbuje! My, Sierotki, siedzim tu twardo! – Ano! Siedzim twardo!
– Nie w tym rzecz, by jeno siedzieć – zmarszczył czoło Czapek. – I jako psy na łańcuchu poszczekiwać. Nie tak nas brat Żiżka uczył. Najlepsza obrona to atak! Bić wroga, bić, bić, oddechu nie dawać! Nie czekać, aż nieprzyjaciel z chąsą nadciągnie, lecz do niego z wojną iść, w jego dzierżawę nieść miecz i pochodnię. Wystąpcie przeciwko nim, rzekł Pan Izraelitom. I czas, czas wystąpić! Czas zebrać się i uderzyć, na Frydsztejn, na Dievin, na Ralsko, na Roimund, na Tolsztejn… – I dalej jeszcze – wtrącił z wilczym uśmiechem Koluch. – Na Łużyce! Na Grafenstein, Frydland, Żytawę, Zgorzelec! Ale cóż, sami nie wydolim. Sił brak. A skąd wsparcia czekać? Z Pragi? Praga, jeśli zdrady nie knuje, to się w przewroty i ruchawki bawi. Od Taboru? Tabor oblega Kolin. Czeski gród. Jakby nie było madziarskich, rakuskich, niemieckich! – Mówią – odezwał się Szarlej – że Prokop już planuje coś w tym stylu. Że popatruje w stronę Węgier i Rakus. – Daj Bóg. Ale tymczasem sami widzicie, samiście doświadczyli, jakich my tu mamy sąsiadów.
– O jednym z sąsiadów – rzekł niby od niechcenia demeryt – nie było jeszcze w ogóle mowy. Czyżby się nie naprzykrzał? Myślę o panu Ottonie de Bergow na zamku Troski. Odległym od Michalovic o jakieś cztery mile. Jak, ciekawość, znajdujecie to sąsiedztwo? – Jak cierń w dupie – odpowiedziała za husytów babka, majstrując przy wrzecionie. – Właśnie tak pana de Bergowa znajdujecie, prawda, panowie zbóje? Jak cierń w dupie! Długi czas panowała cisza, świadcząca, że starucha trafiła całkiem blisko środka tarczy. Ciszę przerwał Jan Koluch z Vesce. – Myśmy Boży bojownicy – powiedział, bawiąc się nożem. – Myśmy pomni słów Pana, gdy rzecze ustami Jeremiasza proroka: Potknie się zuchwalec i upadnie, nie będzie miał go kto podnieść. Podłożę ogień pod jego miasta, tak że pochłonie całą jego okolicę. – Odpłaćcie mu – dodał równie biegły w biblijnych cytatach Czapek – stosownie do jego postępków. Wszystko, co on czynił, uczyńcie i jemu. – Amen.