Читаем Trylogia o Reynevanie – II Bo?y Bojownicy полностью

– A mamy wyjście? Nie mamy! Tauler wciąż leży bez ducha, a gdyby nawet wstał, to sam powiedziałeś, bracie Czapku, że sekretne podziemne przejście na Troski jest wymysłem i że to nic nam nie da. Czas nagli. Coś trzeba przedsięwziąć. Mój plan dostania się na zamek uważam za całkiem realny i mający spore szansę powodzenia. – Oho!

Reynevan napuszył się.

– Pan de Bergow to Niemiec – jął wyliczać na palcach. – Pan von Dohna to też Niemiec. Husyci, którzy wzięli do niewoli młodego Keuschburga, również Niemca zresztą, mają na Troski znacznie bliżej niż do Falkenbergu. Jest normalne i logiczne, że posła z żądaniem okupu wyślą do de Bergowa. Rzecz bowiem wiadoma i oczywista, że pan de Bergow przekaże to panu von Dohna, swemu rodakowi. – Pan de Bergow – pokręcił głową Czapek – weźmie husyckiego posła za dupę i wrazi go do jamy. Zwykle tak robi. – Husyci – uśmiechnął się triumfalnie Reynevan wiedzą, że tak robi. Nauczyli się, że w układach z nimi nieważne są przysięgi, że ze słowa rycerskiego można skłamać. Dlatego jako posła wykorzystają osobę zupełnie przypadkową. Cudzoziemca. Przypadkowo błądzącego po okolicy wędrownego poetę z Szampanii.

Czapek nic nie powiedział. Wzniósł tylko oczy ku niebu. Znaczy, ku kuchennej powale.


– Wędrowny poeta z Szampanii – pokręcił głową Samson. – Oj, Reinmarze, Reinmarze… A znasz ty choć ze trzy słowa w mowie Franków? – Znam więcej niż trzy. Nie wierzysz?

Par montaignes et par ualees Et par forez longues et lees Par leus estranges et sauuages Et passa mainz felonz passages Et maint peril et maint destroit… – W miarę płynnie – przyznał z westchnieniem Samson. – Akcent, przyznaję, też znośny. A dobór fragmentu romansu… Cóż, wyjątkowo trafny i przystający do okoliczności. – Jeszcze jak przystający – wtrącił się Szarlej, który właśnie bezszelestnie wszedł do kuchni. – Lepiej przystawać iście nie można! Trzeba ci tylko, wędrowny poeto z Szampanii, wymyślić odpowiednio szampańskie miano. Jakieś równie przystające i trafnie cię charakteryzujące nom de guerre. Proponuję Yvain Le Cretin. Kiedy wyruszamy? – Ja wyruszam. Sam.

– Nie – pokręcił głową Samson Miodek. – To ja wyruszam. To dotyczy mnie i tylko mnie. Nie chcę, by którykolwiek z was narażał się dla mnie. Najwyższy czas, bym ujął własne sprawy we własne ręce. Założywszy, że pomysł Reinmara jest dobrym pomysłem, można go nieco zmodyfikować: husyci celem dostarczenia na Troski żądania okupu za młodego Keuschburga mogą wykorzystać wędrownego idiotę. Wydaje mi się to całkiem dobrą przykrywką, a moja aparycja… – Twoja aparycja – przerwał Szarlej – zapiera dech, fakt. Ale to trochę za mało. Rzecz wymaga, by podjął się jej ktoś mający nieco wprawy w dziedzinie oszustwa, szachrajstwa, wodzenia bliźnich za nos i wywodzenia ich w pole. Bez urazy, ale wśród nas trzech jest tylko jeden, który może tu pretendować do miana specjalisty. – Pomysł był mój – odparł spokojnie Reynevan. – I nie zrezygnuję z niego. Wyruszam sam, należy mi się to jako pomysłodawcy. I pewien jestem, że ja najlepiej się do tego przedsięwzięcia nadaję.

– Nieprawda – zaprzeczył Szarlej. – Nadajesz się najmniej. To tobie, nie nam, wróżba kazała wystrzegać się Baby i Panny. Ale ty oczywiście we wróżby nie wierzysz. Gdy tak ci wygodniej. – Biorę w tym przykład z ciebie – odciął się Reynevan.

– Koniec gadania, wyruszam. Sam. Wy zostajecie. Bo gdyby… – Słuchamy. Gdyby?

– Gdyby coś poszło nie tak… Gdybym wpadł… Chciałbym móc liczyć, że mam was obu w odwodzie. Że przyjdziecie z pomocą i wyciągniecie z kabały. Szarlej milczał długo.

– Dręczy mnie myśl – powiedział wreszcie – że gdybym teraz dał ci, Reinmarze z Szampanii, czymś twardym po łbie, związał w kij i zamknął na jakiś czas w piwnicy, to byś mi za to kiedyś podziękował. Ciekawość tedy, czemu tego nie robię. – Bo wiesz, że bym nie podziękował.


Realizacja pomysłu poszła sprawnie. Wciąż goszczący na Michalovicach hejtman Yojta Jelinek, poinformowany – bez szczegółów – o przedsięwzięciu, samorzutnie i dość skwapliwie zadeklarował pomoc. Zmierzając z małym zwiadowczym podjazdem pod Roimund, oświadczył, gotów jest nieco nadłożyć drogi i eskortować Reynevana do jiczyńskiego gościńca, gdzie bez trudu przyłączy się do którejś z kupieckich karawan. Wyruszyli jeszcze tego samego dnia. Około południa.

Перейти на страницу:
Нет соединения с сервером, попробуйте зайти чуть позже