– Słucham.
– Nie mieliśmy wczoraj pojęcia, co się dzieje, ale Syndycy wiedzieli, że jestem najstarszym oficerem z
Ciekawe, co to były za „rozkazy”, pomyślał Geary. Czyżby chodziło o wyłączenie systemów podtrzymywania życia w pomieszczeniach dla więźniów? Ustawienie rdzenia reaktora na przesterowanie? Cóż, chyba jego groźby przekazane Syndykom poskutkowały.
– Dziękuję, komandorze. Proszę odpocząć. Zasłużył pan sobie na to. Zobaczymy się na Branwynie.
– Tak jest, sir. – Savos sięgnął w stronę klawiatury, ale zatrzymał rękę. – Oni się boją, sir. Przeraża ich nasza flota. Pan ich przeraża. Czułem to wyraźnie.
– Hmm… – I jak tu odpowiedzieć? Nigdy nie dowodził za pomocą strachu, ale czym innym jest obawa własnych ludzi przed przełożonym, a czym innym strach wroga. Ale tak czy inaczej, nie widział siebie w takiej roli. – Powinni się bać każdego marynarza tej floty, komandorze Savos, bo nie mógłbym dokonać tych wszystkich rzeczy, gdyby nie każdy mężczyzna i każda kobieta służący na naszych okrętach.
Savos miał wdzięczność w oczach, jakby nie spodziewał się, że usłyszy tak wyraźną pochwałę. Wizerunek komandora zniknął, a Geary znów został sam.
– Wahadłowiec przewożący kapitana Casię i komandor Yin na
– Oboje lecą jednym wahadłowcem?
Widoczna na jego prywatnym wyświetlaczu Desjani skinęła głową.
–
Czyli całe cztery i pół dnia przed wykonaniem skoku na Branwyna. Sporo czasu jak na oddanie jednej salwy przez pluton egzekucyjny tutaj, na Lakocie, zgodnie z daną obietnicą, choć Geary miał dziwne przeczucie, że może z tym nie zdążyć.
Siedzenie we własnej kajucie źle na niego wpływało bez względu na to, czy miał zajęcie czy też się obijał, zwłaszcza teraz, kiedy obserwował prom wiozący tylko dwóch więźniów i eskortujących ich komandosów. Dlatego zabrał się na mostek i zasiadł obok Desjani na dwadzieścia minut przed przewidywanym czasem lądowania. Zastanawiał się, czy pułkownik Carabali znalazła już wystarczającą liczbę ochotników do plutonu egzekucyjnego, przed którym stanie kapitan Casia, ale po chwili namysłu zdecydował, że nie jest jeszcze gotowy na zadanie tego pytania. Tak bardzo chciał przestać myśleć o tych wydarzeniach, ale nie potrafił.
Dziesięć minut później rozdzwoniły się alarmy.
– Wypadek wahadłowca
Geary wciąż wpatrywał się w ekran wyświetlacza, gdy usłyszał jęk Desjani.
– To ptaszek wiozący Casię i Yin.
Poczuł się źle, ale nie potrafił oderwać oczu od ekranów.
– To ich wahadłowiec.
Wszystkie przekazy wizualne i tekstowe nie pozostawiały żadnej wątpliwości. Prom eksplodował.
– Już po nim.
Walcząca z klawiaturą Desjani znów się nachmurzyła.
– Wypadki promów należą do rzadkości, ale jednak się zdarzają. Ale coś takiego… Systemy wskazują, że musiało nastąpić krytyczne skażenie ogniwa paliwowego. Co u licha mogło je skazić?
– Niszczyciel
Już dawno powinien sam ich tam wysłać.
– Przekażcie
Desjani, teraz już wyraźnie wściekła, pokręciła głową.
– Szanse na odnalezienie żywych rozbitków są zerowe, ale może
Niszczyciel wciąż leciał w stronę niewielkiego obłoku składającego się z fragmentów zniszczonego wahadłowca
– Bardzo wygodny wypadek, nieprawdaż? Dwoje oficerów, którzy mogliby podać ciekawe nazwiska, nie żyje.
Spojrzał na nią zdziwiony.
– Naprawdę uważasz?…