Читаем Władcy marionetek полностью

Miała smukłe, bardzo kobiece ciało i piękne nogi. Na ramiona spływały faliste, płomienne czerwone włosy. Twarz może niezbyt piękna ale było w niej coś szczególnego. Byłem pewien, że w jej żyłach płynie indiańska krew. Patrzyła na mnie jakbym był kawałkiem mięsa.

Mój zachwyt „siostrą” okazał się zbyt czytelny.

— No, no Sam. W rodzinie Cavanaughów nie będzie kazirodztwa. Oboje będziecie uważnie obserwowani przez moją ulubioną szwagierkę. Uwielbiacie się, ale w czystości. Jesteś marudnie rycerskim, amerykańskim chłopcem — ostrzegł mnie Starzec.

— Aż tak źle — zapytałem, patrząc wymownie na „siostrę”.

— Zastosuj się do moich poleceń.

— W porządku, jak się masz siostrzyczko. Miło mi cię poznać.

Wyciągnęła do mnie rękę. Wydało mi się, że jest przynajmniej tak silna jak ja.

— Cześć braciszku! — jej głos zabrzmiał głębokim kontraltem.

— Nie wiem czy wiesz — odezwał się Starzec łagodnie — ale jesteś tak przywiązany do siostry, że gotów jesteś umrzeć. Nie lubię mówić takich rzeczy, ale ona w tym momencie jestważniejsza niż ty.

— Zrozumiałem — potwierdziłem. — Dzięki za uprzejmość.

— Teraz Sammy…

— O.K.! Ona jest moją ukochaną siostą. Będę ją chronił przed wściekłymi psami i mężczyznami. Nie trzeba mi powtarzać dwa razy. Kiedy zaczynamy?

— Nie tak szybko! Musimy wstąpić do Sekcji Kosmetycznej, żeby stać się rodziną.

— Wolałbym jednak nie być jej rodziną. Jesteś urocza siostrzyczko.

W Sekcji Kosmetycznej dopasowali mi lepiej nadajnik, ufarbowali włosy, a także zmienili odcień skóry, kości policzkowe i podbródek. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem równie autentycznego czerwonoskórego jak moja siostra. Patrzyłem na moje włosy i próbowałem sobie przypomnieć, jaki był ich naturalny kolor. Zastanawiałem się, jak wcześniej wyglądała moja nowa siostra. Jest taka… Powinienem jak najprędzej zapanować nad żądzami.

Wziąłem ekwipunek — ktoś już spakował mi torbę podróżną. Starzec też poddał się operacji plastycznej. Jego czaszkę zdobiły loki o nieokreślonym kolorze. Coś między białym a różowym. Zupełnie nie wiem co zrobili z jego twarzą, ale wszyscy troje wyglądaliśmy jak blisko spokrewnieni przedstawiciele niezwykłej rasy czerwonoskórych.

— Chodź Sammy — powiedział Starzec. Wszystko ci wyjaśnię w wozie.

Przeszliśmy wyjściem, którego nie znałem. Na lądowisku czekał na nas pojazd. Ja prowadziłem, a Starzec objaśniał nowe zadanie. Kiedy znaleźliśmy się poza zasięgiem kontroli miejskiej, kazał mi przejść na automatyczne sterowanie. Okazało się, że lecimy do Des Moines w stanie Iowa. Ustawiłem program i przyłączyłem się do moich nowych krewnych. Wuj Charlie opowiedział nam historię rodziny Cavanaughów.

— A teraz — zakończył — wybieramy się na rodzinne, wesołe party. I jeśli zdarzy się coś nieprzewidzianego będziemy zachowywać się tak głośno i absurdalnie, jak tylko potrafią turyści.

— Może jednak wyjaśnisz nam o co chodzi — zapytałem — nie bawimy się chyba w to bez powodu…

— Może…

— Dobrze. Tylko jeśli ryzykuję życiem, to lubię wiedzieć dlaczego. Co ty na to, Mary?

Mary nie odpowiedziała. Była jedną z tych niezwykłych i godnych podziwu kobiet, które wiedzą kiedy zabrać głos. Starzec przyglądał mi się uważnie. Widocznie zastanawiał się czy nadszedł czas, by powierzyć mi szczegółowe informacje.

— Sam, czy słyszałeś o latających talerzach?

— Chyba nie masz na myśli odwiecznej manii ludzkości o pojawieniu się przybyszów z kosmosu? Zawsze wydawało mi się, że zajmujesz się sprawami bardziej realnymi. To były tylko zbiorowe halucynacje.

— Czyżby?

— A czyż nie? Nic zajmowałem się zbyt szczegółowo zjawiskami parapsychologicznymi, ale to dość oczywiste, że dowodzić istnienia latających talerzy mogą tylko psychopaci.

— Jesteś pewien, że dzisiaj to twierdzenie jest rozsądne?

— Chyba nie jestem na tyle kompetentny. — Zastanowiłem się, szukając jakiegoś racjonalnego argumentu. — Pamiętam, że ktoś się tym zajmował. Tak, to były doświadczenia Digby’ego. Metodą obliczeniową dowiódł, iż dziewięćdziesiąt siedem procent twierdzi, że latające talerze to halucynacja. Zapamiętałem to, gdyż po raz pierwszy w historii nauki, wszelkie informacje na temat UFO były tak skrupulatnie i systematycznie zbierane. Zresztą nie wiadomo po co.

Starzec spojrzał na mnie łagodnie.

— No, to trzymaj się Sammy. Jedziemy właśnie obejrzeć latający talerz. Może będziemy mogli wziąć sobie kawałek na pamiątkę. Jak prawdziwi turyści.

<p>ROZDZIAŁ DRUGI</p>

— Oglądaliście ostatnie wiadomości? — zapytał Starzec. Spojrzałem zdziwiony. Głupie pytanie, przecież mam urlop.

— Jednak powinieneś — zasugerował — podają wiele interesujących informacji. Na przykład, siedemnaście godzin i dwadzieścia trzy minuty temu — zatarł ręce — wylądował niedaleko Grinnell, stan Iowa, niezidentyfikowany obiekt latający. Typ zupełnie nie znany. W przybliżeniu w kształcie dysku, sto piętnaście stóp średnicy.

— Nic więcej o nim nie wiadomo? — przerwałem.

— Nie — odpowiedział i mówił dalej, cedząc słowa — to fotografia statku zrobiona po lądowaniu ze stacji kosmicznej Beta.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика