Ulica nazywa się Newski Prospekt i przecina stary Petersburg ze wschodu na zachód. Im bardziej
Imponujący widok!
Po lewej stronie placu, wzdłuż całej jego długości ciągnie się zielona, szafirowo-biała, zdobna w przemyślne koronki, ażury i pilastry bryła Pałacu Zimowego — siedziba carów.
Naprzeciwko, po drugiej stronie placu stoi długi, pokryty jasną ochrą, masywny gmach Sztabu Generalnego.
A między tymi wspaniałymi budowlami leży rozległa, płaska i pusta, tak wielka, że chciałbym powiedzieć — niezmierzona, przestrzeń placu Pałacowego. Coś tam na jej końcu się majaczy, gdzieś tam przewinie się jakiś pojazd, przejdzie jakiś człowiek, ale wszystko to tylko podkreśla ogrom tego miejsca, jego niewzruszoną, nieruchomą statykę.
Widok tego placu, jego koncepcja, plan i kompozycja mają w sobie głęboką symbolikę mówiącą więcej o tym kraju niż dziesiątki rozpraw i podręczników. Ponieważ plac ten jest egzemplifikacją charakteru i struktury władzy. Jej formę najwyższą symbolizuje Pałac Zimowy — siedziba panującego. Natomiast jej prawym ramieniem, najważniejszym i jedynym, nie jest ani władza duchowa (nie widać tu cerkwi), ani władza przedstawicielska (nie widać budynku parlamentu), ale armia, wojsko, oręż (gmach Sztabu Generalnego).
Monarcha i jego armia — czy to dlatego orzeł rosyjski, herb i symbol państwa, ma dwie głowy, a nie jedną?
Po ulicach starego Petersburga można chodzić bez końca. Tyle tu ciekawej architektury, tyle kanałów, tyle skwerów, tyle zakątków. Stąd wyjechał Puszkin na swój śmiertelny pojedynek (róg Newskiego Prospektu i Mojki), tu Achmatowa pisała swoje wstrząsające „Requiem”, tędy jeździł karetą bohater powieści „Petersburg” Andrieja Biełego — Apollon Apollonowicz Ableuchow, który powiedział: Poza Petersburgiem — nie ma nic. Kiedy tak wędruję ulicami zabudowanymi tysiącami solidnych mieszczańskich kamienic, ciągle nasuwa mi się pytanie, jak w takiej twierdzy kapitału, własności prywatnej i bogactwa mogli zwyciężyć bolszewicy? Przecież w tych domach mieściła się ogromna siła społeczna, wielkie interesy, finansowa i organizacyjna potęga! Gdzież byli ci wszyscy ludzie, co myśleli, co robili, kiedy Lenin sięgnął po władzę?
Historyk amerykański — Richard Pipes — tak odpowiada:
„Curzio Malaparte opisuje dezorientację i zdumienie angielskiego pisarza Israela Zangwilla, który bawił z wizytą we Włoszech, kiedy faszyści przejmowali tam władzę. Zaskoczony brakiem barykad, walk ulicznych i trupów na chodnikach, Zangwill nie chciał uwierzyć, że jest świadkiem rewolucji. Jednakże, jak twierdzi Malaparte, cechą charakterystyczną współczesnych rewolucji jest właśnie to, że całą operację przeprowadzają wyszkolone grupy uderzeniowe, które w sposób bezkrwawy i niemal po cichu opanowują ważne punkty strategiczne. Atak jest przeprowadzony z taką chirurgiczną precyzją, że społeczeństwo nie ma pojęcia o tym, co się wydarzyło.
Opis ten pasuje również do przewrotu październikowego w Rosji (który Malaparte studiował i traktował jako jeden z modeli coup d'etat). W październiku bowiem bolszewicy zrezygnowali z masowych zbrojnych demonstracji i starć ulicznych, które organizowali na polecenie Lenina w kwietniu i w lipcu tegoż roku, a zaniechali ich dlatego, że tłum okazał się trudny do kontrolowania, a ponadto prowokował on władze do kontruderzenia. Zamiast tego, oparli się teraz o małe, zdyscyplinowane oddziały żołnierzy i robotników dowodzone przez Organizację Militarną partii, działającą pod kryptonimem Komitetu Wojskowo-Rewolucyjnego. Oddziały te zajęły główne komunikacyjne i transportowe punkty Piotrogrodu oraz zakłady użyteczności publicznej miasta — a więc newralgiczne punkty każdej współczesnej metropolii. Zorganizowanie kontrataku ze strony rządu uniemożliwili oni po prostu przecinając połączenie telefoniczne między rządem a Sztabem Generalnym. Cała operacja była przeprowadzona tak gładko i sprawnie, że dokładnie w czasie jej trwania kawiarnie i restauracje, a także opera, teatry i kina, były oblężone przez tłumy, które poszukiwały zabawy i rozrywki” (R. Pipes — „The Russian Revolution”).
Od razu przypomina się zdumienie Alexisa de Tocqueville'a, kiedy pisze o nastrojach w przededniu rewolucji francuskiej: Jest rzeczą zadziwiającą, w jak niezwykłym poczuciu bezpieczeństwa żyli ci wszyscy mieszkańcy najwyższych i średnich pięter społecznego gmachu w chwili, kiedy wybuchła rewolucja; w całej naiwności ducha rozprawiają o cnotach ludu, o jego łagodności, przywiązaniu, o jego niewinnych uciechach, kiedy już wisi nad nimi rok 93: komiczny i straszny to widok” (A. de Tocqueville — „Dawny ustrój i rewolucja”).