Читаем Messier 13 полностью

Z trudem uniosłem nieco głowę i rozejrzałem się. Nie, nie zdążyli mnie jeszcze przenieść do stacji na satelicie. Leżałem w kabinie jednego z moich statków… lub takiego samego, jak moje. Fotel, w którym tkwiłem, podłączony był do przystawki diagnostycznej komputera. To ona wydawała świergocący szum. Byłem chory…

I nagle przypomniałem sobie wszystko. Przestraszyłem się.

— Aria?… — wymamrotałem.

— Leż spokojnie — powiedział facet. — Zdążyłeś ją przewrócić. Sam jednak z rozpędu dotknąłeś bariery… Na szczęście, kiedy upadłeś, oderwałeś się od niej. Inaczej…

Głowa opadła mi z powrotem na oparcie. Inaczej? Co za bzdury. Skoro wszystko odbyło się nie „inaczej”, lecz właśnie tak.

— Gdzie jestem? — spytałem.

— W statku. Kiedy przyjdziesz do siebie, polecisz na stację. Bess cię wzywa. Wrócił, zdaje się, Weyth… — dodał mimochodem. Pomyślałem chwilę.

— A ty zostaniesz tu za mnie? — spytałem wreszcie.

— Uhm…

Poczekałem jeszcze pół minuty, po czym podniosłem się i usiadłem. Patrzył na mnie podejrzliwie.

— Nie za wcześnie? — mruknął.

— Nie — odpowiedziałem. — Umyję się, zjem coś i będę startował. Jak się nazywasz?

— Change. Nie musisz mi nic mówić. Przejrzałem zapisy…

Tego i on nie musiał mówić. Przejrzał zapisy, porozmawiał z Bessem, wysłuchał pouczeń „naszych specjalistów”…

— Nie mam zamiaru mówić — burknąłem. — Gdzie Aria?

Zrobił zdziwioną minę.

— Pomogła mi przenieść cię tutaj. Przedtem byłeś u nich, w bazie. Potem poszła. Cóż miała tu robić?…

Jasne. Pewnie, że jej miejsce było gdzie indziej. Nie czuję się jeszcze tak dobrze, jak mi się wydawało.

Wstałem. Chwilę zabawiłem w łazience; po czym wykonałem kilka ćwiczeń gimnastycznych i zająłem się śniadaniem. Wrócił Weyth… To co, że wrócił? Musiało zajść coś więcej, jeżeli mnie stąd ściągają. Albo po prostu doszli do wniosku, że jestem do niczego, skoro nie upilnowałem… Aria?…

Odrzuciłem tę myśl. Nonsens. Nawet im nie mógł zaświtać tak bzdurny pomysł…

— Lecę twoim statkiem czy moim? — spytałem między jednym kęsem koncentratu a drugim.

— Oczywiście, że swoim — zdziwił się. — Ja zaraz wracam do siebie…

— No to wracaj — burknąłem. — Skończę jeść i startuję.

— Na twoim miejscu poczekałbym jeszcze trochę — zatroskał się.

— Na twoim miejscu nie mówiłbym tyle — odpowiedziałem.

Odwrócił się. Podszedł do komputera i wyłączył aparaturę przystawki medycznej. Następnie podniósł z podłogi kabiny jakieś zawiniątko, z którym najwidoczniej przyszedł, i ruszył ku włazowi. Z otwartej śluzy rzucił mi „cześć” i zatrzasnął klapę.

— Cześć — mruknąłem, kiedy nie mógł mnie już usłyszeć.

Stojąc na ogniu, raz jeszcze ogarnąłem wzrokiem wybrzeże z zabudowaniami bazy. Pomyślałem o kąpieli. O ludziach pod tymi malejącymi błyskawicznie dachami oraz o ruinach, rozsianych po lasach, górach i wszędzie dokoła. O portretach, leczniczych szybkach w suficie, o aparaturze obcych, zamkniętej w kuli założonych przeze mnie ekranów, o chłodnych wieczorach… takich jak wczorajszy.

Dość tego. To nie w porządku, żebym odlatywał stąd z uczuciem żalu. Mam przecież coś do załatwienia na stacji, skoro mnie wzywają…

Pomyślałem jeszcze o Arii. Była to przelotna myśl, która natychmiast ustąpiła miejsca skupieniu, z jakim zająłem się aparaturą. Uderzyłem w zielony klawisz na pulpicie i połączyłem się z Bessem.

<p>Część 6</p>

— Nic nie pamięta? — powtórzyłem bezwiednie. — Co mu się stało? Przeszedł zapalenie opon mózgowych, czy wsadził głowę w jakieś pole elektromagnetyczne? A może nie chce pamiętać?

— To właśnie powinniśmy wiedzieć — Bess był poważny. Zbyt poważny, nawet jak na niego.

— Dlaczego akurat ja mam to zrobić? — spytałem. — Przecież nie było mnie przy tym, kiedy startował. Nie wiem, jak został przygotowany do lotu… on i jego statek. Będzie mi trudniej niż wam…

Bess podniósł się z fotela i przeszedł po kabinie. Nie ulegało wątpliwości, że ma jakiś problem. Rozwiązanie go zajęło mu trochę czasu. Czekałem cierpliwie.

Wreszcie wrócił za swój pulpit, przypominający biurko, i uderzył mnie badawczym wzrokiem.

— Tego, co ci powiem — zaczął — nie powtórzysz nikomu…

— Początek jest obiecujący — warknąłem. — Zważywszy, że nigdy nie umiałem utrzymać języka za zębami… jak pamiętasz.

— Zostaw — skrzywił się. — Sprawa jest zbyt poważna, żeby żartować. Wysłaliśmy Weytha — zdecydował się przejść do rzeczy — z wymazaną pamięcią. Rozumiesz?

To było coś nowego. Czy rozumiałem?

— Przecież musiał wiedzieć, kim jest i co ma zrobić? — mruknąłem. — A poza tym powinien umieć kierować statkiem… jak wszyscy.

— Tyle umiał — Bess usiadł i utkwił wzrok w leżącym przed nim skrawku perforowanej folii. — Zdjęliśmy mu zapis osobowości… żeby mu przywrócić całą pamięć, kiedy będzie na powrót z nami. Teraz jest już tutaj, a my nie możemy tego zrobić. Nie wiemy, z kim właściwie mamy do czynienia. Z Weythem czy z którymś z nich. Chodzi o świadomość, rzecz jasna…

Mimo woli gwizdnąłem przez zęby. Tak. To był problem.

— „Nasi specjaliści” nie potrafią tego stwierdzić? — spytałem. — Przecież łatwo określić, czy wrócił człowiek, poddany przedtem operacji… maskującej, czy obcy twór…

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика