Zaproponowałem, żeby poprosić o ogień jakiegoś pana na ulicy. Widziałem, jak to robi mój tata, i to jest bardzo śmieszne, bo tamten pan zawsze stara się zapalić zapalniczkę i nie może tego zrobić z powodu wiatru, więc daje papierosa tacie, a tata przyciska do niego swój papieros i papieros tamtego pana się gniecie, i pan nie jest taki bardzo zadowolony. Ale Alcest powiedział, że ja upadłem na głowę i że żaden pan nie da nam ognia, bo jesteśmy za mali.
- Szkoda, to byłoby fajnie pognieść papierosa jakiemuś panu naszym grubym cygarem.
- To może kupimy zapałki w sklepie tytoniowym? - zaproponowałem.
- Masz forsę? - zapytał Alcest.
Powiedziałem, że moglibyśmy się złożyć, jak w szkole, przy końcu roku, kiedy kupujemy prezent dla pani. Alcest się obraził, powiedział, że on daje cygaro, więc ja powinienem kupić zapałki...
- A ty zapłaciłeś za cygaro? - zapytałem.
- Nie - odpowiedział Alcest - znalazłem je w szufladzie biurka mojego taty, a ponieważ mój tata nie pali cygar, więc mu się krzywda nie stała i nawet nie zauważy, że tam nie ma cygara.
- Jeśli nie zapłaciłeś za cygaro, to nie ma powodu, żebym ja płacił za zapałki -
powiedziałem.
W końcu zgodziłem się, że kupię zapałki, pod warunkiem, że Alcest pójdzie ze mną do sklepu tytoniowego, bo bałem się trochę iść sam.
Weszliśmy do sklepu tytoniowego i pani sprzedawczyni zapytała nas:
- Czego sobie życzycie, moje zajączki?
- Zapałek - powiedziałem.
- Dla naszych tatusiów - powiedział Alcest, ale to nie było sprytnie powiedziane, bo tamta pani zaczęła nas podejrzewać i powiedziała, że nie powinniśmy się bawić zapałkami, że nam zapałek nie sprzeda i że jesteśmy małe łobuziaki. Już wolałem tak, jak było przedtem, kiedy nazywała nas zajączkami.
Wyszliśmy ze sklepu tytoniowego i było nam bardzo głupio. Jak to trudno palić papierosy, kiedy się jest małym!
- Ja mam kuzyna harcerza - powiedział Alcest. - Zdaje się, że uczono go zapalać ogień przez pocieranie dwóch kawałków drewna. Gdybyśmy byli harcerzami, wiedzielibyśmy, co robić, żeby zapalić cygaro.
Nie wiedziałem, że harcerzy uczą takich rzeczy, ale nie można wierzyć we wszystko, co opowiada Alcest. Nigdy nie widziałem, żeby harcerz palił cygaro.
- Mam dość twojego cygara - powiedziałem Alcestowi - wracam do domu.
- Dobrze - powiedział Alcest - zresztą już jestem głodny i nie chcę spóźnić się na podwieczorek, bo będzie babka drożdżowa.
Ale w tej chwili zobaczyliśmy na ziemi, na chodniku, pudełko zapałek. Podnieśliśmy je szybko i otworzyliśmy: była w nim jedna zapałka. Alcest był taki zdenerwowany, że zapomniał o babce. Alcest musi być strasznie zdenerwowany, jeśli zapomni o babce!
- Chodźmy szybko na plac! - krzyknął.
Pobiegliśmy, przeleźliśmy przez płot w miejscu, gdzie brakuje jednej deski. Fajny jest ten plac, często chodzimy grać tam w piłkę. Wszystko tam jest: trawa, błoto, płyty z chodnika, stare skrzynki, pudełka od konserw, koty, no i przede wszystkim samochód! To jest, oczywiście, stary samochód, bez kół, bez motoru, bez drzwiczek, ale wchodzimy do środka i świetnie się bawimy. Mówimy ,,wrr, wrr...” i bawimy się także w autobus: „Dzyń, dzyń, końcowy przystanek, proszę nie wsiadać, komplet”. Fantastyczne!
- Zapalimy cygaro w aucie - powiedział Alcest.
Weszliśmy do środka, a kiedyśmy usiedli, sprężyny w siedzeniach śmiesznie zaskrzypiały, zupełnie jak ten fotel dziadka u babci, którego babcia nie chce naprawić, bo przypomina jej dziadka.
Alcest odgryzł koniec cygara i wypluł go. Powiedział, że widział to na filmie z bandytami. Potem bardzo ostrożnie zapaliliśmy zapałkę, żeby nam nie zgasła - udało się.
Ponieważ cygaro było Alcesta, więc Alcest zaczął; wciągnął dym, wydając przy tym rozmaite odgłosy, i narobił bardzo dużo dymu. To pierwsze zaciągnięcie zaskoczyło go, zaczął
okropnie kaszleć i oddał mi cygaro. Zaciągnąłem się i muszę powiedzieć, że wcale mi to tak bardzo nie smakowało i też zacząłem kaszleć.
- Nie masz pojęcia o paleniu - powiedział Alcest. - Spójrz! Teraz puszczę dym nosem!
I Alcest wziął cygaro, i spróbował wypuścić dym nosem, i zaczął jeszcze gorzej kaszleć. Potem ja spróbowałem, poszło mi lepiej niż jemu, ale dym gryzł mnie w oczy.
Zabawa była na medal!
Podawaliśmy tak sobie po kolei to cygaro, aż w końcu Alcest powiedział:
- Tak mi jakoś dziwnie. Wcale nie jestem głodny.
Zrobił się zielony na twarzy i nagle pojechał do rygi. Wyrzuciliśmy cygaro, bo i mnie kręciło się w głowie i chciało mi się płakać.
- Idę do mamy - powiedział Alcest i poszedł trzymając się za brzuch; myślę, że dziś wieczorem nawet nie tknie drożdżowej babki.
Ja także poszedłem do domu. Czułem się dosyć kiepsko. Tata siedział w salonie i palił
fajkę, mama robiła na drutach, a mnie okropnie zemdliło.