Читаем Niebo ze stali полностью

w dal.

Ewelunrech nie mają duszy. Nie ma dla nich bramy... zrodzeni z martwych ciał, mogą

wędrować między królestwami... znienawidzeni... robią, co chcą... malują świat w biel i

czerwień... bo mogą. Dla nich słodycz i gorycz smakuje tak samo...

Uwagę Kailean przyciągnął towarzysz szpakowatego, niski i chudy. Gdy dziewczyna

mówiła, siedział z przymkniętymi oczyma i bezgłośnie powtarzał jej słowa. Wśród ludzi

krążyły legendy o Żywych Księgach Szczurzej Nory, czarownikach, których aspekty były tak

nietypowe, że nie nadawały się do niczego konkretnego – poza zapamiętywaniem różnych

rzeczy. Jeśli legendy mówiły prawdę, to nawet na łożu śmierci mężczyzna zdoła dokładnie

powtórzyć słowa Laiwy, łącznie z akcentem i przerwami na zaczerpnięcie oddechu. Spojrzała

na „hrabiankę”, dziewczyna wciąż miała nieobecny wzrok. Trzeba było to wykorzystać.

– Ten chłopak nie był szarym.

Kanaloo? Och, kanaloo... Mój brat... zrodzony z tego samego łona... powinnam

powiedzieć: z tej samej matki, ale... Gdy się urodził, nim przecięto pępowinę, założono mu

a’sanwerh... potem zasłonili mu usta i nos, i czekali, aż umrze... złapali duszę... zamknęli ją w

pajęczynie... i ożywili noworodka. Można zmienić ciało... które duszy nie ma, bardziej niż

takie zamieszkane. Dusza nie pozwala na zmiany... Rósł... ciało i dusza razem, lecz osobno,

dusza, która nie poznała dotyku matki, smaku jej mleka, pocałunku... dusza czysta i niewinna,

jak nowo narodzony. Mógł przejść, bo nie można duszy wyrwać z ciała, które jej nie ma. Miał

być moją dłonią... uczyli go walczyć i zabijać, a przecież...

Szpakowaty otworzył usta, Kailean uniosła ostrzegawczo dłoń.

– A ty go spróbowałaś zabić?

– Prowadził ich do mnie! Nie zabraliśmy go tu... był zbyt inny... ale on nie umarł, jak

powiedziała Sainha... Przeżył... a potem...

– Szukał cię, prowadził pościg od uciekiniera do uciekiniera... Coraz bliżej...

– Tak... więc zwabiłyśmy go na wieżę i tam go zabiłam. Widziałam, jak spadał.

– Ale on przeżył i znalazł sobie nową panią... nową siostrę... Bo gdy ci szarzy chcieli

zabić Key’lę i Nee’wę, coś w nim się złamało. Wychowano go, by chronił dziewczynę... A

ona zaopiekowała się nim... nakarmiła i napoiła, gdy był ranny. Stała się jego nową panią.

– To niemożliwe! – Laiwa szarpnęła głową i nagle wyraz oszołomienia znikł z jej twarzy.

– Rozumiesz?! Niemożliwe! Ja jestem jego panią! Tylko ja! Nie mógł tego zrobić! A’sanwerh

nie pozwoliłby mu tego zrobić!

– Dotknął cię, pamiętasz? Zranił. Już nie jesteś jego panią. Bo Key’la opatrzyła go,

nakarmiła i napoiła. I nigdy nie żądała niczego w zamian. Nie doceniasz siły takich gestów. I

zaprowadził nas do niej, bo potrzebowała pomocy.

– I co z tego?!

Kailean poczuła smak popiołu w ustach. Właśnie. I co z tego? Kilka spalonych wozów i

wuj z włosami pokrytymi siwizną.

– Czeka nas wojna z twoimi ludźmi?

Chichot „hrabianki” zabrzmiał upiornie.

– Nie będzie wojny... Dobrzy Panowie nigdy nie walczą. Matka brzydzi się przemocą...

co innego w rodzinie. Zamiast tego...

– Tak, zamiast tego – przerwał jej Laskolnyk. – Jeńcy mówili o jasnowłosej niewolnicy,

która od kilku lat nie odstępowała Yawenyra na krok. Pokazałem jednemu z nich naszego

gościa – wskazał Laiwę – i zapytał od razu, czy schwytaliśmy też Yawenyra. Był przekonany,

że obie są tą samą osobą. Ktoś zadał sobie trud, by ta wyżyna spłynęła krwią, by koczownicy

wyrżnęli tu Wozaków, a Wozacy koczowników. Nim Ojciec Wojny by z nimi skończył, sto,

może dwieście tysięcy ludzi karmiłoby kruki. Więc zamiast tego jej matka – zaakcentował

ostatnie słowo – robi tak, by inni sami oszczędzili jej kłopotów. Po co? Po co jej spustoszona

Wyżyna Lytherańska i na wpół wyludnione Stepy?

„Hrabianka” opuściła głowę.

– Nie wiem. Myśli matki są dla mnie zakryte.

– Dla mnie na razie też. – Kha-dar uśmiechnął się drapieżnie. – Ale nie dołożę do tego

swojej ręki. I dlatego, Sarden, nie ruszymy na Stepy przeciw Se-kohlandczykom. Nie

zamienię ich w krwawe pobojowisko. Co więcej, wkrótce, gdy tylko reszta Verdanno zjedzie

na Wyżynę i się umocni, a Dyrnih odbierze hołd od większości przygranicznych plemion i

stworzy to swoje księstewko, wyślę posłów do Yawenyra z propozycją rozejmu.

Kocimiętka chrząknął.

– Nie zgodzi się.

– Może nie. Ale po takiej klęsce Ojciec Pokoju zacznie odzyskiwać wpływy. A

perspektywa tego, że Meekhan wesprze Wozaków, Dyrniha i Amanewe Czerwonego całą

swoją potęgą, na pewno przemówi też do wyobraźni innym wodzom.

– To nie na moją głowę, kha-dar.

– Ależ tak, poruczniku. – Laskolnyk użył starego stopnia Kocimiętki, a ten odruchowo

zasalutował. – Bo nim nadejdzie lato, musimy zaprowadzić tu porządek.

– A potem co, kha-dar? Mrok?

– A pojedziesz tam ze mną? Dobrze. – Uśmiech Laskolnyka poszerzył się. – Lecz nie.

Coś się dzieje i na Północy, i na Południu. Więc potem pojedziemy nad morze, przepłyniemy

Перейти на страницу:

Похожие книги