zrobiliście... – Laskolnyk pokręcił głową. – Nieważne. Wrócicie w Olekady. Wozacy
podwiozą was rydwanami, więc szykujcie się na szybką jazdę. Przejdziecie na drugą stronę i
udacie się do Kehloren. Oficjalnie nie zdołaliście pochwycić dziewczyn ani odbić
szlachcianki. Ich ślady urwały się nagle albo na nie w ogóle nie natrafiliście. Po
wielodniowych poszukiwaniach postanowił pan przerwać misję i wrócić do zamku. Nie
będziecie jedyną kompanią, której nie udało się wykonać zadania. Do tego teraz, gdy
niebezpieczeństwo od Wschodu zmalało, Czarny zacznie odsyłać inne oddziały do domów.
Za dwa miesiące będziecie w Belenden. Daleko od okolic, którym wszystkie bractwa
czarowników i świątynie będą się uważnie przyglądać.
Porucznik uniósł brwi z tą samą nonszalancją, z jaką wysłuchiwał o planach wybicia
swojej kompanii. Kailean posłała Dag rozbawione spojrzenie. Ci górale byli twardzi.
– Przyglądać? – zapytał spokojnie.
– Zamieszanie w Olekadach już ściąga uwagę, dziwne zaburzenia w aspektach, ludzie
pojawiający się znikąd i zabijający bez litości, jedna ze starych, hrabiowskich rodzin
wymordowana niemal do szczętu we własnym zamku, zgromadzenie plemiennych duchów, o
jakim nie słyszano od lat. Jeśli sądzisz, że nikt się tym nie zainteresuje, jesteś głupcem
niewartym czerwieni na płaszczu, poruczniku. Jeśli jednak, wraz z innymi kompaniami
wrócicie do rodzinnych garnizonów, być może nikt nie skojarzy was z tutejszym zamętem.
Nie muszę pytać, czy twoi ludzie potrafią trzymać gęby zamknięte.
Kenneth wzruszył ramionami.
– O czym niby mieliby opowiadać?
– Dobrze.
– A ja mogę mieć pytanie?
– Możesz, poruczniku.
Rudy oficer skrzywił się nieznacznie.
– Dlaczego mam słuchać generała, który nie służy już w armii i wynajmuje się Wozakom
za garść złota, oraz ludzi, którzy podają się za Szczury, choć Wywiad Wewnętrzny nie ma
prawa działać poza Imperium?
Kocimiętka syknął, robiąc pół kroku do przodu, ale Kailean złapała go za ramię i
przytrzymała. Laskolnyk nie wyglądał na obrażonego ani nawet poirytowanego bezczelnością
młodego oficera. Przyglądał mu się za to uważnie z miną, jakby coś ważył w myślach.
– Czy wie pan, poruczniku, co się dzieje, gdy nasi czarownicy sięgają w głąb Źródeł
Mocy, gdy czerpią z własnych aspektów tak głęboko, jak tylko zdołają sięgnąć? – zapytał
wreszcie cicho.
– Zęby im wypadają?
– To też. Ale nie mówiłem o nieudolnych magikach, próbujących przełknąć więcej, niż
pomieści ich gardło, tylko o prawdziwych mistrzach, stąpających Ścieżkami Mocy. Co oni
czują w takich chwilach?
Kha-dar przeniósł spojrzenie na szpakowatego. Ten przez chwilę mierzył się z nim
beznamiętnym spojrzeniem, wreszcie westchnął, wzruszył ramionami i zaczął mówić:
– Jest ściana... nie, nie ściana. Głębia. Jakbyś, pływając w morzu nad płycizną, nagle
minął podwodny próg i zorientował się, że pod tobą nie ma dna, tylko otchłań, czarna i
mroczna. Można w nią spojrzeć, ale nie można jej przeniknąć. Ci, którzy próbowali...
– Kończą jako Pomiotnicy, szaleńcy lub giną. Tyle wiem jako żołnierz. – Laskolnyk
podziękował mężczyźnie skinieniem głowy. – I do tej pory mnie to nie obchodziło.
Mistrzowie magii, kapłani, potężni szamani i inni, władający Mocą na różne sposoby, mówią
to samo. Pod źródłami aspektowanej Mocy, pod światem duchów, jest coś. Mrok. Nazywają
to tak prawie we wszystkich językach. Mówi się, że dusze zmarłych odchodzą poza Mrok, do
Domu Snu. Mówi się, że ci, którzy przywołują demony, muszą je tutaj ściągać z miejsc tak
odległych, że znajdują się poza Mrokiem. Że Pomiotnicy czerpią zza niego swoje Moce. Że
Uroczyska to miejsca, w których Mrok dotyka naszego świata. Nasi czarodzieje unikają
Uroczysk, nie mogą w ich pobliżu skutecznie używać własnych talentów, nie potrafią zasnąć,
czują się, jakby coś ich dusiło, wysysało siły. Mówi się dużo, ale nie wiemy prawie nic.
Czarodziej, który zbyt zbliży się do Mroku, popada w szaleństwo lub ginie, dusza, która
odejdzie poza Mrok, nie wraca...
Laskolnyk zawahał się, najwyraźniej tak długa przemowa jak zwykle go męczyła.
– Kilka lat temu wydarzyło się coś, co uświadomiło pewnym ludziom, że Mrok to nie
tylko bezdenna otchłań, ale miejsce, w którym – albo za którym – mieszkają potwory. I nie
tylko potwory... Ktoś podjął działania, konsekwentne i logiczne, jakich potwory nie
podejmują. Ale jak zbadać miejsce, do którego samo zbliżenie się eliminuje naszych
najlepszych bitewnych magów...?
Spojrzał przelotnie na ich trojkę, Daghenę, Kocimiętkę i Kailean.
– Na prośbę Szczurzej Nory udałem się na Wschód, w miejsce najbardziej... jak by to
powiedzieć... nasycone nieaspektowanymi talentami. Zatrzymałem się w Lithrew i szukałem