– I tak my przed siebie ruszywszy, nawet nie wiedzieli, gdzie nam wysiąść przyjdzie. I tak się ta wędrówka ludów zaczęła: dzień jedziesz, dwa dni stoisz, tydzień ma dni siedem, w miesiącu jest tygodni cztery, a w pociągu jest wagonów czterdzieści i osiem – Kaźmierz słyszy, jak Marynia westchnieniem potwierdza jego relację.
– A szyn przed parowozem nie ubywa, za to sucharów z wora ubywa. A wiózł ja, prócz klaczy i rodziny, trochę tej Polski w worku z ziemią z naszego spłachetka i tatowego grobu, no i w brzuchu mojej Maryni, co się nieuchronnie do wydania tego oto Pawełka na świat szykowała…
Rozdział 8