Читаем Sami Swoi полностью

– Na ogierka, tato… Pawlak jednak widział, że słowa Witii kłamią myślom, a jego roznamiętnione spojrzenie na pewno nie spoczywa na zadzie konia. Podszedł bliżej i nacisnąwszy na głowę maciejówkę, podał synowi wiadro z wapnem.

– Ty mnie w głowie nie bełtaj i przestań się tak modlić do niej oczami, bo wszystko, co po tamtej stronie płota, to twój wróg.

– Kot też? Dopiero teraz Pawlak dostrzegł kota, przykucniętego przy pełnej misce mleka. Odkrył przyczynę jego dezercji: to przebiegłość Kargula pozbawiła go obrońcy przed tą plagą egipską.

– Kici, kici, kici – wabił od płotu pieszczotliwie swoją własność, choć oczy miał zwężone wściekłością. Kot podniósł łeb, spojrzał obojętnie na Pawlaka i znowu zaczął chłeptać mleko. Z ganku przyglądał się tej scenie Kargul. Kaźmierz zmierzył go spojrzeniem, po którym tamten powinien paść jak rażony piorunem.

– Oddaj kota, bo ubiję jak psa!

– I na cóż ta denerwacja? – zachowując pełen godności spokój Kargul wskazał na przedmiot sporu.

– Czy ja trzymam twojego kota na sznurku? Przylazł, to jest.

– Boś mu mleka nastawiał w dwudziestu talerzach!

– Wolno mi. Moje mleko i moje talerze. Pawlaka zatkała ta bezczelność. Wściekłość zamiotła nim po podwórzu,jakby znów szukał kosy do ostatecznego rozstrzygnięcia sporu.

– A to chwost złodziejski! – pryskając śliną zapiał, aż spłoszone kury rozpierzchły się z gdakaniem.

– Witia! Trzymaj mnie, bo nie zdzierżę i kociubą go prześwięcę! Nie mając pod ręką ani kosy, ani pogrzebacza, Kaźmierz postanowił wymierzyć sprawiedliwość kamieniem. Rzucił go w stronę Kargula. Ten uchylił się i kamień trafił w zad ogiera. Koń poderwał się do galopu i zniknął za bramą. Przestraszony kot umknął do stodoły. Jadźka, spodziewając się najgorszego, zaczęła zaganiać młodsze dzieci do domu. Kaźmierz z zadowoleniem obserwował popłoch po tamtej stronie płotu. Marynia z oburzeniem liczyła porozstawiane wszędzie przez Kargula miski z mlekiem.

– To ja dla Pawełka mleka nie mam, a ten kota kusi! Kot zniknął w stodole Kargula, na której pysznił się napis: „3 x TAK”. Teraz już Pawlak nie wahał się ani chwili. Wyrwał Witii pędzel, umoczył go w wapnie i zakończył dzieło Witii wielkimi literami: „NIE”. Witia patrzył na ojca zdumiony.

– A ty czego taki zdziwiony, a?

– A dziwię się, bo rymu nie ma – wyjaśnił Witia – Miało być „Trzy razy tak Polaka znak”.

– Zgadza się – usłyszeli charakterystyczny głos sołtysa Fogla, który właśnie wkroczył na ich podwórze. Z godnością nosił swoje sumiaste wąsy i brzuch, który wylewał mu się zza paska spodni i rozpiętej kurtki drelichowej. Nigdy nie mogli się dowiedzieć, w jakiej randze skończył ich sołtys wojowanie, w każdym razie osadnicy wojskowi z całej gminy zwracali się do niego „panie komendancie” i życzyli mu awansu na wójta gminy, co by komendantowi Foglowi zapewniało dziewięćset złotych pensji, a do tego płynny deputat – dwadzieścia litrów czystego spirytusu. Jeden tylko Pawlak nie zwracał się do sołtysa „panie komendancie”, bo dla niego tylko marszałek Piłsudski zasługiwał na ten tytuł. Sołtys Fogiel, pykając z wiśniowej fajeczki obłoczkami wonnego dymu, podszedł do stodoły Kaźmierza i głośno odczytał napis, jakby nie wierzył własnym oczom: „3 x NIE”.

– Co wy, obywatelu Pawlak? Za senatem jesteście i przeciwko Ziemiom Odzyskanym? Kaźmierz zakręcił się niespokojnie w miejscu, jak uczeń przy tablicy złapany na jawnym błędzie.

– Awo! – wzruszył niechętnie ramionami.

– Ja tam za senatem nie jestem, tylko przeciw Kargulowi. Chyba każdy dureń by pojął, że jak Kargul pisze „TAK” – to on nie może napisać tego samego. Nie od dziś Kaźmierz, na skutek swojej wojny sąsiedzkiej, był postawiony w trudnej sytuacji moralnej. Całą duszą popierał eks-premiera londyńskiego rządu już choćby za to, że Stanisław Mikołajczyk nie wrócił do Polski ze Wschodu. Kiedy jednak dowiedział się, że Kargul na trzeciomajowej uroczystości wystąpił w gminie pod sztandarami PSL – uznał, że nie mogąc być wraz z nim pod jednym sztandarem – musi się sprzeniewierzyć swoim politycznym poglądom i wstąpić w szeregi przeciwników PSL-u. Odbyła się wtedy w domu Pawlaków wielka dyskusja z udziałem sołtysa Fogla.

– Może wy byście, obywatelu Pawlak, chcieli być świadomym fundamentem władzy ludowej i wstąpili do PPR – zaproponował sołtys, który miał z powiatu polecenie stworzenia w terenie organizacji. Na razie jedynym członkiem Polskiej Partii Robotniczej był tylko on sam, ale liczył, że choćby przez złość na Kargula Pawlak zgodzi się wejść w szeregi przeciwników Polskiego Stronnictwa Ludowego.

– A po kiego czorta mnie do PPR-a pchać sia, kiedy czerwoni za kołchozami są i wcześniej czy później będą chętni te ziemie z reformy chłopu odebrać?

– Choćby na złość Kargulowi – Fogiel podsunął chytrze istotny argument.

– On za Mikołajczykiem. to wy, obywatelu, za Bierutem.

Перейти на страницу:

Похожие книги