Читаем Trylogia o Reynevanie – II Bo?y Bojownicy полностью

– Nie taisz ty czegoś przypadkiem przede mną, ojczulku? Czegoś ważnego? Czegoś, co choć trzymane w wielkim sekrecie, lada moment może stać się jawne całemu światu? – To są jakieś brednie! Nie myślę tego słuchać!

– Zapomniałeś Biblii, księże biskupie? Słów ewangelisty? Non enim est aliguid absconditum quod non manifestetur, nec factum est occultum sed ut in palam veniat. Nie ma nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Uprzejmie informuję, że znalazł się świadek napadu na poborcę podatków, dokonanego opodal Barda trzynastego września Anno Domini 1425. – Proszę, proszę – wyszczerzył zęby Konrad z Oleśnicy. – Świadek. Się znalazł. I cóż zeznał? Kto, ciekawość, napadł na poborcę? Oczy Pomurnika błysnęły.

– Wyjawienie sprawcy to tylko kwestia czasu – warknął. – Tak się bowiem składa, że tego świadka odnaleźli ludzie nam nieżyczliwi. Mając świadka, dotrą po nitce do kłębka. I rzecz się wyda. Wyda jak złoto. Spuść tedy nieco z tonu, biskupie! Biskup Konrad czas jakiś mierzył go złym wzrokiem. Potem wygramolił się z łoża, okrył goliznę opończą. Siadł w karle. I milczał długo. – Jak mogłeś, ojczulku – powiedział z wyrzutem Pomurnik, siadając naprzeciw. – Jak mogłeś? Nic mi nie mówiąc? Nie informując? – Nie chciałem cię turbować – zełgał gładko Konrad. Miałeś tyle spraw na głowie… Skąd wiesz o tym świadku? – Magia. I donosiciele.

– Rozumiem. Z pomocą magii i donosicieli można będzie, jak tuszę, owego świadka wyśledzić… I, hmm, usunąć? Tak w ogóle to ja tego świadka olewam, a owych nieżyczliwych ludzi osrywam. Gówno mogą mi zrobić. Ale po co mi kłopoty? Jeśli dałoby się świadkowi po cichutku skręcić kark… Hę? Birkarcie, mój synu? Pomożesz? – Mam mnóstwo spraw na głowie.

– Dobra, dobra, mea culpa – przyznał niechętnie biskup. – Nie wściekaj się. Twoja racja. Zataiłem! A co? Ty niczego przede mną nie taisz? – Dlaczego – Pomurnik wolał nie przyznawać, że i owszem, tai – dlaczego, wyjaśnij mi, księże biskupie, zrabowałeś pieniądze, które miały jakoby posłużyć świętej sprawie? Wojnie z czeską herezją? Krucjacie, do której wciąż nawołujesz? – Ja te pieniądze ocaliłem – odrzekł zimno Konrad. – Dzięki mnie posłużą, czemu posłużyć powinny. Będą wydane na to, na co należy. Na najemników, na konie, na broń, na działa, na strzelbę, na proch. Na wszystko, z pomocą czego zdołamy pobić, pognębić i zniszczyć czeskich odszczepieńców. I jest pewność, że nikt tego grosza nie zdefrauduje. Gdyby ściągnięty podatek pojechał do Frankfurtu, rozkradliby go zwyczajnie. Jak zwykle. – Argumentacja – uśmiechnął się Pomurnik – dość przekonująca. Ale wątpię, by legat papieski dał się przekonać. – Legat to największy złodziej. Zresztą, o czym gadamy. Przecież legat i książęta mają już swoje srebro, wszak po rabunku ściągnęliśmy podatek drugi raz. Jak go zagospodarowali, dało się widzieć. Pod Tachowem! To, co nie trafiło do ich kieszeni, zostało na placu boju, z którego sromotnie uciekli, wszystko zostawiając husytom! A tamten podatek? Już o nim nawet nie pamiętają. To już historia. – Niestety nie – zaprzeczył spokojnie Pomurnik. Tamten podatek uchwalił Reichstag. Ten, kto zrabował pieniądze, zakpił sobie z książąt elektorów Rzeszy, zadrwił z arcybiskupów. Oni nie zostawią tak tej sprawy. Będą węszyć, będą drążyć. W końcu dojdą prawdy. Albo nabędą uzasadnionych podejrzeń. – I co mi zrobią? Co mogą mi zrobić? Zaszkodzić mi nie zdołają. Tu Śląsk! Tu moja władza i moc! Maior sum quam cui possit Fortuna nocere! – Quem dies vidit veniens superbum, hunc dies vidit fugiens iacentem – odparował równie klasycznym cytatem Pomurnik. – Nie bądź zbytnio zadufany, ojczulku. Dmuchajmy na zimne. Nawet gdy kwestia niewygodnego świadka zostanie rozwiązana, należałoby pomyśleć o ostatecznym zamknięciu śledztwa w sprawie grabieży podatku. I nie myślę tu o umorzeniu bynajmniej, lecz o zamknięciu wynikiem w postaci ujęcia i ukarania winnego. – Po prawdzie – przyznał Konrad – to ja też o tym myślę. Według szerzącej się plotki, poborcę napadł i podatek zagrabił Reinmar von Bielau, brat Piotra von Bielau, husyckiego szpiega. Reinmar zbiegł do Czech, do swych kumotrów heretyków. Zwabmy go zatem na Śląsk, schwytajmy i poddajmy śledztwu. Znajdą się dowody jego zbrodni. – Jasne – uśmiechnął się Pomurnik. – Czyż potrzeba lepszych, niż przyznanie się oskarżonego? A Reinmar przyzna się do wszystkich zbrodni, o jakie go oskarżymy. Przy odpowiednio długo trwających perswazjach każdy się w końcu przyznaje. Chyba, że nim się przyzna, pechowo umrze. – Dlaczego pechowo? Uważam za oczywiste i normalne, że Bielau wyzionie ducha w katowni. Po tym, jak przyzna się do napadu na poborcę. Ale przed tym, nim zdradzi miejsce ukrycia zrabowanego srebra. – Ach. Jasne. Rozumiem. Ale…

– Co ale?

– Ludzie interesujący się losem tych pieniędzy mogą wówczas, obawiam się, nadal mieć wątpliwości… – Nie będą mieli. Znajdą się inne niezbite dowody winy. W domu wspólnika Bielaua znajdzie się podczas rewizji pusty kufer, ten sam, w którym poborca wiózł pieniądze. – Genialne. Kto będzie tym wspólnikiem?

Перейти на страницу:
Нет соединения с сервером, попробуйте зайти чуть позже