Kapitan Desjani uśmiechała się do niego przyjaźnie, gdy wchodził na mostek i siadał w admiralskim fotelu, stojącym tuż obok stanowiska dowodzenia dowódcy liniowca. Kiedyś Tania zaskakiwała go swoją krwiożerczością wobec wroga, a zarazem ochotą, z jaką przyjęła jego nową taktykę. Ale szybko pojął powody jej zachowania, a ona wsłuchiwała się w to, co mówił, obdarzając go wiarą chyba nawet większą niż w wypadku przodków. Pomijając wszystko inne, przodkowie Geary’ego musieli wiedzieć, jak pojętnym jest Tania oficerem i jak sprawnie prowadzi swój okręt do boju. A dzisiaj jej obecność bez najmniejszego wątpienia sprawiała, że czuł się na mostku jak u siebie.
– Jesteśmy gotowi, kapitanie Geary – zameldowała.
– Jak zawsze zresztą.
Starał się oddychać powoli, wyglądać pewnie, mówić z przekonaniem. Nie mógł zdradzić tego, że bardzo obawia się sytuacji, jaką zastaną po wyjściu z nadprzestrzeni, wiedział bowiem doskonale, że wszyscy marynarze i oficerowie wpatrują się w niego, a ich pewność siebie wynika wyłącznie z tego, co wyczytają z jego twarzy.
– Pięć minut do wyjścia – zameldował wachtowy z operacyjnego.
Kapitan Desjani nie tylko wyglądała na opanowaną i pewną siebie, ale naprawdę taka była. Ale ona zawsze była tym spokojniejsza, im bliżej było do bitwy. Teraz spoglądała na Geary’ego i nieprzerwanie się uśmiechała.
– Mamy towarzyszy broni do pomszczenia w tym systemie.
– Mamy – przyznał Geary, zastanawiając się jednocześnie, czy kapitan Mosko przeżył zagładę własnego pancernika. Mało prawdopodobne. Mosko był jednym z setek marynarzy i oficerów, którzy mogli ocaleć i dostać się do syndyckiej niewoli na Lakocie. Oprócz czterech pancerników i okrętu liniowego flota Sojuszu straciła podczas starć z Syndykami także dwa ciężkie i trzy lekkie krążowniki oraz cztery niszczyciele. Może nadarzy się okazja do uwolnienia choć części z nich. Władze Syndykatu na pewno nie czuły przymusu do szybkiej ewakuacji jeńców, więc istniały spore szanse na to, że jeńcy wciąż znajdowali się gdzieś na Lakocie.
Słysząc dźwięk zamykanego włazu, Geary odwrócił się i zobaczył, że Rione zajmuje właśnie miejsce w fotelu obserwatora. Ich spojrzenia zetknęły się na moment, Wiktoria skinęła uprzejmie głową i niemal natychmiast odwróciła się do własnego wyświetlacza. Desjani, zajęta własnymi sprawami, nie odwróciła się, aby powitać Rione, lecz współprezydent najwyraźniej nie zwróciła na to uwagi.
– Dwie minuty do zakończenia skoku.
Desjani odwróciła się do Geary’ego.
– Czy zechce pan przemówić do załogi, sir?
Czy powinien przemawiać?
– Tak… – Geary urwał
Ledwie skończył mówić, pojawił się następny komunikat.
– Trzydzieści sekund do zakończenia skoku.
Przez mostek przetoczyły się głośne słowa Desjani:
– Wszystkie systemy bojowe aktywne. Tarcze ustawione na maksimum mocy. Przygotować się do kontaktu bojowego z wrogiem.
– Wyjście!
Niekończąca się szarość zniknęła w ułamku sekundy, już otaczała ich normalna przestrzeń, aksamitna czerń upstrzona milionami gwiazd. Syndyckie pola minowe wciąż znajdowały się w tym samym miejscu, ale
Na holomapie systemu gwiezdnego nie było na razie żadnych zmian, widniała na niej zamrożona sytuacja sprzed niemal dwóch tygodni, gdy flota Sojuszu opuszczała Lakotę; miejsca, w których znajdowały się wówczas jednostki wroga, określały znaczniki opatrzone napisami „ostatnia znana pozycja”, co w dosłownym tłumaczeniu oznaczało: „może być wszędzie, ale na pewno nie tutaj”. Już zaczynało się coś dziać, stare oznaczenia znikały pośpiesznie, w miarę jak sensory odbierały sygnały napływające wraz z falami świetlnymi.
Geary pochylił się, jakby chciał odczytać wszystkie uaktualnienia naraz. Nikt nie bronił wyjścia z punktu skoku, rozproszone jednostki Syndykatu zdawały się krążyć po całym systemie. Było ich multum. Gdy ujrzał, jaką siłą dysponuje nadal wróg, powróciło poczucie klęski. Czyżby naprawdę zawiódł flotę prosto między potężne szczęki wroga?