Читаем Władcy marionetek полностью

Cofnąłem się trochę i obserwowałem tę dziwną plazmę. Wolałem nie poruszać się zbyt gwałtownie. Nie wiedziałem przecież, czy to dziwactwo na przykład nie potrafi latać. Wolałem się też nie przekonywać o tym, na własnej skórze. Moja broń wciąż była gotowa do strzału. Mary oparła się o mnie ramieniem, jakby szukała pomocy. Objąłem ją.

Za biurkiem leżała sterta pudełek do przechowywania taśm. Starzec wziął jedno z nich i podszedł do tego stworzenia. Położył pudło blisko, ale plazma nie chciała się przesuwać zupełnie jakby przymocowano ją do podłogi. Odepchnąłem ciało Barnesa i zacząłem strzelać, żeby zmusić to, co było obok, do przesunięcia się. Po chwili udało się wciągnąć obce ciało do środka. Starzec szybko zatrzasnął pudło.

— W drogę moi kochani.

Wychodząc, zatrzymał się na chwilę w drzwiach i głośno pożegnał się z Barnesem.

— Jutro odwiedzę znowu pana Barnesa, ale proszę nie wyznaczać konkretnej godziny. Wcześniej zadzwonię — powiedział do sekretarki.

Wychodziliśmy spokojnie i powoli. Starzec ściskając pod pachą pudło, poszedł jeszcze kupić cygaro, Mary zaś zgrywała głupiego podlotka, wygłaszając jakieś bezsensowne uwagi. Kiedy znaleźliśmy się w wozie, szef powiedział mi dokąd mam jechać i przede wszystkim zabronił mi się spieszyć. Zgodnie z jego instrukcjami znaleźliśmy się w garażu.

— Pan Malone potrzebuje tego wozu natychmiast — zawołał Starzec do właściciela stacji samochodowej.

Wiedziałem, że nasz wóz w ciągu dwudziestu minut przestanie istnieć. Będzie spoczywał w skrzyniach z częściami zapasowymi.

— Tędy proszę — powiedział usłużnie. Wysłał dwóch pracowników do innego pomieszczenia, a my zniknęliśmy za wskazanymi drzwiami. Tam odzyskałem własną twarz i kolor włosów, a Starzec znowu miał łysą czaszkę. Włosy Mary stały się czarne, ale wyglądała z nimi równie dobrze jak przedtem. Rodzina Cavanaughów przestała istnieć. Mary miała na sobie elegancki kostium pielęgniarki, ja mundur szofera, a Starzec stał się znowu naszym podstarzałym, kulejącym pracodawcą.

Samochód już czekał. Zasłoniliśmy okna, chociaż chyba to nie było konieczne, bo nawet jeśli znajdą trupa Barnesa i tak nikt nie zechce wyjaśniać całej tej sprawy.

Udaliśmy się prosto do Biura Sekcji. Oczywiście tak szybko, jak to było możliwe. Starzec posłał natychmiast po doktora Gravesa, szefa laboratorium biologicznego. Miał przynieść ze sobą podręczny sprzęt. Po otwarciu pudła smród rozkładającej się organicznej materii, jak odór opanowanej gangreną rany, wypełnił pokój i zmusił nas do włączenia wentylatorów. Graves zatkał nos.

— Co to jest, na Boga? — zapytał. — Przypomina trochę martwe dziecko.

Starzec zaklął cicho.

— Powinieneś chyba udzielić nam bliższych informacji — powiedział. — Chcę żebyś to zbadał. Tylko pracuj w ubraniu ochronnym i nie myśl, że to jest martwe.

— Jeżeli to jest żywe, to ja jestem księżniczka Anna.

— Może jesteś, a w każdym razie masz szansę. Weź się do pracy. Wiemy, że to pasożyt, zdolny przyssać się do żywiciela, na przykład człowieka i kontrolować go. Z całą pewnością jest istotą pozaziemską.

Szef laboratorium pociagnął nosem. — Pozaziemski pasożyt na ludzkim żywicielu? Absurdalne.

Niemożliwe, żeby ich organizmy mogły żyć w symbiozie chociażby ze względów chemicznych.

Starzec wyraźnie się zdenerwował.

— Do cholery z twoimi teoriami! Widzieliśmy jak żerował na człowieku. Jeżeli to organizm ziemski, to ciekaw jestem jakie znajdziesz dla niego miejsce wśród stworzeń zamieszkujących Ziemię. Chyba nie sądzisz też, że jest jedynym przedstawicielem gatunku? A poza tym skończmy z tymi przypuszczeniami, chcę faktów.

— Dostaniesz je — wrzasnął biolog.

— Zacznij badania i postaraj się, bym dostał z powrotem większą część pasożyta. Potrzebuję tego jako dowodu. Pamiętaj, że to jest żywe, więc jednocześnie niewyobrażalnie niebezpieczne. Jeśli zaatakuje jednego z twoich ludzi, to będę musiał go zabić.

Szef laboratorium nie odpowiedział nic, ale to co usłyszał zrobiło na nim spore wrażenie.

Starzec usiadł w fotelu i zamknął oczy. Wyglądał jakby spał. Oboje z Mary staraliśmy zachowywać się jak najciszej. Po pięciu minutach otworzył oczy.

— Jak myślisz Sam, ile takich stworzeń mogło przybyć na Ziemię? Załóżmy, że ich statek był takiej wielkości jak atrapa, którą widzieliśmy — odezwał się po chwili.

— Dowody są dość mgliste.

— Mgliste, ale niezaprzeczalne. Musiał wylądować statek kosmiczny i czuję, że jeszcze tu jest.

— Powinniśmy sprawdzić tamto miejsce.

— Zrobimy to, jak będziemy już coś wiedzieli. Nasi agenci nie byli głupcami. Co myślisz o owym pojeździe?

— Wielkość statku nie mówi nic o jego zawartości. Nie wiemy jaki ma napęd, przyspieszenie, jakie zawiera wyposażenie, czego potrzebowali do podróży pasażerowie. W tej sytuacji nie mamy szans na jednoznaczną ocenę.

— Tak. Dajmy na to, że stworów jest kilkaset. Więc mamy dziś wieczorem kilkuset zombi w stanie Iowa. I co możemy zrobić? Biegać po ulicach i zabijać wszystkich, którzy mają zgarbione plecy? To dopiero byłby temat do plotek — uśmiechnął się nieznacznie.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика