— Chciałem, żeby twoi ludzie wyszli, ale teraz nie ma to znaczenia. Andrew, jesteś geniuszem, ale i geniusze popełniają błędy. Przepracowują się i tracą zdolność obiektywnego widzenia sytuacji. Ja nauczyłem się odpoczywać i odreagować już wiele lat temu. Powiedz mi, ile czasu upłynęło od twoich ostatnich wakacji?
— Do cholery z wakacjami! Zrozum, przywiozłem świadków, bo przewidziałem twoją reakcję. Nie są pod wpływem narkotyków, nikt ich też nie nauczył, co mają mówić. Sprowadź swoich specjalistów i sprawdź prawdziwość ich opowieści.
Prezydent pokiwał głową.
— Nie przywiózłbyś świadków nie obeznanych z czymś takim. Myślę, że lepiej się na tym znasz niż ktokolwiek, kogo chciałbym wezwać. Weźmy tego młodzieńca — jest gotów mordować dla ciebie. Wzbudzasz zaufanie. A jeśli chodzi o tę młodą damę, nie mogę rozpętać wojny, opierając się prawie wyłącznie na kobiecej intuicji.
Mary zrobiła krok w jego kierunku.
— Panie Prezydencie — zwróciła się do niego poważnie — ja naprawdę to czuję, za każdym razem. To nie byli normalni mężczyźni.
— Nie chcę dyskutować o tym, co pani czuła. Ale nie bierze pani pod uwagę całkiem prostego wytłumaczenia. Może oni byli impotentami. Wybacz mi młoda damo, ale to się czasem zdarza. Prawdopodobnie mija ich pani ze czterech w ciągu dnia — odpowiedział po krótkim wahaniu.
Mary zupełnie straciła ochotę na dalszą dyskusję. Starzec nie poddawał się.
— Słuchaj Tom, skończ z tym pieprzeniem! — Zadrżałem, chyba nie mówi się tak do Prezydenta. — Znaliśmy się, kiedy jeszcze byłeś senatorem. Masz powody żeby mi ufać. Wiesz, że nie przyszedłbym do ciebie z tą bajeczką, gdybym znalazł jakieś inne wytłumaczenie dla tych wszystkich zdarzeń. Nie można ignorować faktów, szczególnie jeśli widziało się je na własne oczy. Musimy ich zniszczyć, a przynajmniej stawić im czoło. Co z tym statkiem kosmicznym? Dlaczego nie mogę się dostać do miejsca, gdzie wylądował -wyciągnął zdjęcie zrobione przez stację Beta i podsunął je Prezydentowi pod nos. Ten jednak nie wyglądał na zaniepokojonego.
— Fakty. Wiesz dobrze, że tak samo jak ty, doceniam wagę faktów. Ale ja mam kilka innych źródeł informacji oprócz twojej Sekcji. Weźmy na przykład to zdjęcie, mówiłeś o nim, kiedy dzwoniłeś. Sprawdziłem to. Wymiary farmy McLainów zarejestrowane w lokalnym sądzie dokładnie pasują do pomiarów triangulacyjnych na tym zdjęciu.
— Tom… — odezwał się Starzec.
— Tak, Andrew?
— Czy pojechałeś tam i sprawdziłeś to osobiście?
— Oczywiście, że nie.
— Dzięki Bogu — Starzec, mówiąc patrzył w sufit. — Inaczej nosiłbyś na plecach trzy funty pulsującego świństwa. Boże, uchroń Stany Zjednoczone. Możesz być pewien, że urzędnik sądowy i agent, którego wysłałeś, obydwaj są opętani przez pasożyty, podobnie jak szef policji, wydawcy gazet, gońcy, gliny oraz wszyscy ważniejsi ludzie w Des Moines. Tom, oni wiedzą kim jesteśmy, a my nie wiemy nawet z czym przyszło nam walczyć. Jeśli opanują wszystkie ważniejsze dziedziny naszego życia i społeczeństwo, to żadna prawdziwa wiadomość nie zostanie przekazana. Zmienią wszystkie dane, tak jak zrobili to z informacją o miejscu lądowania statku kosmicznego. Panie Prezydencie zwrócił się do niego poważnie — musi pan wprowadzić natychmiastową, drastyczną kwarantannę w obszarze Des Moines. Inaczej nie będziemy mieli żadnej szansy.
— Miałem nadzieję, że ci tego oszczędzę, ale… — włączył coś na pulpicie biurka. — Połączcie mnie ze stacją telewizyjną w Des Moines, z biurem dyrektora.
Szybko rozświetlił się ekran zamontowany w ścianie. Patrzyliśmy na pokój, w którym byliśmy kilka godzin temu. Zaglądaliśmy do wewnątrz zza pleców człowieka stojącego do nas tyłem i zasłaniającego prawie cały ekran. To był Barnes, albo jego brat bliźniak. Byłem wstrząśnięty. Zazwyczaj, kiedy zabija się człowieka, oczekuje się od niego, żeby pozostał martwy. Wciąż jednak bardziej wierzyłem sobie i temu, co widziałem.
— Szukał mnie pan, panie Prezydencie? — powiedział człowiek z ekranu a jego głos brzmiał, jakby był oszołomiony wyróżnieniem.
— Tak. Panie Barnes, czy rozpoznaje pan kogokolwiek z tych ludzi?
Dyrektor zrobił zdziwioną minę.
— Obawiam się, że nie. A powinienem?
— Powiedz mu, żeby zawołał ludzi do gabinetu — odezwał się Starzec.
Prezydent spojrzał na Starca, w jego oczach dostrzegłem kpinę, ale zrobił to. Barnes wyglądał na zakłopotanego, jednak nie miał wyjścia. Po chwili weszło kilka osób. W większości kobiety. Rozpoznałem sekretarkę, siedzącą zazwyczaj przy drzwiach szefa.
— Ach, to Prezydent! — szepnęła jedna z kobiet. Nikt z zebranych oczywiście nas nie poznał. Nic dziwnego jeśli chodzi o mnie i Starca, ale przecież Mary wyglądała tak samo. Jej wygląd zapisuje się w pamięci każdej kobiety, która kiedykolwiek ją widziała. Może odpowiedzią na to był fakt, że wszyscy tam obecni mieli zaokrąglone plecy, tak samo jak Barnes.
Prezydent podszedł do Starca i położył mu rękę na ramieniu.
— Poważnie radzę ci, żebyś pojechał na wakacje. — Uśmiechnął się sztucznie. — Republika nie upadnie przez ten czas, zajmę się nią do twojego powrotu.