Читаем Władcy marionetek полностью

— Przepraszam, że pana budzę — powiedział. — Miał pan rację z tą odtrutką.

— Co? — Niespecjalnie byłem jeszcze przytomny.

— Właśnie przysłali nam pierwszą partię z Paryża. Powinna tu być lada moment. Mam tylko nadzieję, że nie jest za stara.

— A jeśli jest?

— Mamy środki, żeby ją wyprodukować. I tak będziemy musieli to zrobić, jeżeli ten szalony plan zostanie zrealizowany.

— Jestem wdzięczny za informacje — podziękowałem. — Myślę, że generał także będzie zadowolony. — Odwróciłem się, żeby odejść, ale zatrzymał mnie.

— Panie Nivens…

— Tak?

— Będziemy mieli problem z roznosicielami…

— Roznosicielami? — Usilnie starałem się skoncentrować.

— Chodzi o roznosicieli wirusa. Nie możemy użyć myszy, szczurów, ani niczego takiego. Czy dowiedział się pan w jaki sposób choroba rozprzestrzeniła się na Wenus? Roznoszą je małe stworzenia, przypominające trochę nasze owady — to jedyna droga zakażenia.

— Chce pan powiedzieć, że gdyby był pan chory, to nie mógłby pan mnie tym zarazić, nawet gdyby pan chciał?

— Mógłbym, na przykład przez zastrzyk. Ale nie wyobrażam sobie miliona spadochroniarzy, którzy biegają po czerwonej strefie, prosząc ludzi opanowanych przez pasożyty, żeby ustawili się w kolejce, bo muszą im zrobić zastrzyk. — To mówiąc, rozłożył bezradnie ręce.

Coś zaczęło mi przychodzić do głowy. Milion ludzi… jeden zrzut…

— Dlaczego mnie pan o to pyta? — odezwałem się. — To chyba jest problem medyczny.

— Tak, rzeczywiście… Pomyślałem sobie… że pan ma gotowy plan. — Zamilkł.

— Dzięki. — Mój biedny umysł próbował rozwikłać kilka problemów na raz. Chyba mu to zaszkodziło. Nie mogłem ruszyć dalej. Ilu ludzi może być w czerwonej strefie?

— Zacznijmy od rzeczy oczywistych: przypuśćmy, że pan jest chory, a ja nie. Ja nie mogę się od pana zarazić? — Wiedziałem przecież, że nie uda się zrzucić personelu medycznego w wystarczającej liczbie.

— To nie byłoby takie proste. Jeżeli wymaz z mojego gardła umieścić w pańskim, może się pan zarazić, ale nie musi. — Najpewniejsza jest transfuzja krwi.

— Bezpośredni kontakt? — Cały czas intensywnie myślałem. — Ilu ludzi może zakazić jeden człowiek? Dziesięciu? Trzydziestu?

— Ma pan chyba problem z głowy — powiedziałem.

— Nie rozumiem.

Co robią pasożyty, kiedy spotykają się z nowym wirusem, którego dotychczas nie znały, z zarażonym ciałem.

— Koniugacja!

— Inaczej, bezpośredni kontakt. — Wolałem jednak to określenie.

— Myśli pan, że w ten sposób choroba się przeniesie?

— Czy tak myślę? Jestem tego pewien. W tutejszym laboratorium robiliśmy wiele eksperymentów. Między innymi udowodniliśmy, że podczas bezpośredniego kontaktu następuje wymiana żywej materii. W takiej sytuacji nie mogą uniknąć wymiany zarazków. Możemy zarazić wszystkie, mając tylko jedno zarażone ciało. Że też o tym nie pomyślałem.

— Te słowa przypomniały mi, że ktoś będzie musiał zgodzić się zostać żywicielem…

— Niech pan nie przesadza z tą euforią — powiedziałem. — Proszę to najlepiej sprawdzić, ale sądzę, że to się uda.

— Na pewno, na pewno… — Był wyraźnie zadowolony. Już chciał odejść, ale zatrzymał się jeszcze na chwilę. — Panie Nivens, mam do pana wielką prośbę…

— O co chodzi? Niech pan mówi, nie mam czasu i robię się głodny. — Tym bardziej, że myślałem już o innych aspektach tego pomysłu.

— Więc, czy pozwoli mi pan ogłosić tę metodę przenoszenia zarazków jako moją? Oczywiście podziękuję panu oficjalnie, ale generał wymaga ode mnie tak wiele… A tak, mój raport byłby pełny. — Był tak przejęty, że chciało mi się śmiać.

— Niech pan ogłasza, co pan chce — odrzekłem. — To przecież pana działka.

— Dziękuję. Postaram się odwdzięczyć. — Odszedł w doskonałym nastroju. Ja także byłem z siebie dumny. Stałem jeszcze chwilę przed drzwiami i układałem w głowie szczegółowy plan wielkiego zrzutu, potem wszedłem do pokoju. Mary właśnie przebudziła się i uśmiechnęła się do mnie słodko. Pogłaskałem ją po włosach.

— Najdroższa, czy ty wiesz, że twój mąż jest geniuszem?

— Tak.

— Wiesz? Nigdy mi o tym nie mówiłaś.

— Bo nigdy mnie nie pytałeś.

Hazelhurst rzeczywiście zaznaczył wkład mojej pracy w raporcie. Cały pomysł nazwał: systemem przenoszenia Nivensa. Na pierwszym zebraniu poproszono mnie o komentarz.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика