Wyjaśniliśmy mu bez oporуw kwestię Kangurzycy oraz przyczyny, dla ktуrych jego telefon został tak oryginalnie przyjęty. Zaspokoiwszy ciekawość, poinformował nas dalej, że jego człowiek zajmował się każdym samochodem, plączącym się w nocy po terenie Allerшd. Drуg wjazdowych było na szczęście niewiele. Wszystko wskazywało na to, że czarna figura, ktуrej zamazanie polegało na niemożności rozpoznania, kim jest, przekradła się do ogrodu Alicji przez inne posesje, po czym uciekła wcale nie do pojazdu, ktуrym przybyła i przy ktуrym człowiek pana Muldgaarda przytomnie czatował, tylko w zupełnie inną stronę. Niewyraźne dźwięki, dochodzące z tej innej strony, wskazywały na obecność drugiego samochodu, ktуrym figura odjechała. Należało z tego wnosić, że miała wspуlnika i obawiała się zasadzki. Złapany mercedes okazał się zwyczajnie ukradziony z parkingu na Andersen Boulevard, w pobliżu miejsca, gdzie sama kiedyś mieszkałam. Właściciel mercedesa spał błogim snem i nic nie wiedział o kradzieży, co zbadano na poczekaniu. Był poza podejrzeniami.
– Ja bardzo proszę – rzekł pan Muldgaard z naciskiem. – Żadne więcej goście!
Kategorycznie, gwałtownie i z zapałem Alicja przysięgła, że nikogo więcej nie wpuści za prуg domu. Nawet gdyby następni mieli nocować na dworcu kolejowym!
– Pan podrapano na głowa i pani Biała Glista ja takoż proszę won!
Akurat w tym momencie Biała Glista wyszła z pokoju i usłyszała ostatnie słowa. Nie zdołała się opanować.
– Co takiego? – spytała, patrząc na pana Muldgaarda wzrokiem zaskoczonej harpii.
Pan Muldgaard, żeby nie było wątpliwości, stanowczym gestem pokazał ją palcem, zanim zdążyliśmy go powstrzymać.
– Pani Biała Glista i ten pan proszę precz! Odjazd!
Białej Gliście zabrakło tchu. Nam też. Nikomu wcześniej nie przyszło do głowy, że pan Muldgaard zasłyszane miano potraktuje poważnie i uzna je za nazwisko. Ujawnianie przed Bobusiem i jego ukochaną wszystkich naszych uczuć nie leżało w niczyich zamiarach, a od lat używane określenie stanowiło naszą słodką tajemnicę. Szczegуlnie teraz, kiedy Biała Glista upasła się nieprzyzwoicie i przestała ubierać się na biało, straciło właściwie uzasadnienie i wymagało daleko idących wyjaśnień. Zaciekawiło mnie, czy Bobuś zerwie z Alicją wszelkie kontakty, czy też poprzestanie na zrobieniu awantury.
Za Białą Glistą trzasnęły szarpnięte gwałtownie drzwi.
– No to teraz chyba wreszcie wyjadą – powiedziała mściwie Zosia.
Stropiona i zakłopotana przez chwilę, Alicja machnęła ręką.
– Bierz ich diabli – powiedziała z determinacją. – Jak Bobuś chce, to mu mogę w oczy powiedzieć, co o nich myślę. Nawet będzie lepiej, niech sobie nie wyobraża, że ja to aprobuję! Zamtuz sobie znaleźli!…
Pan Muldgaard, nie mając pojęcia, co narobił, wrуcił do tematu, dopytując się, dlaczego Ewa w piżamie Alicji spała na kanapie i dlaczego Alicja nie spała we własnym łуżku. Sam wprawdzie zalecał to ostatnie, był jednak ciekaw, czy jego zalecenie wystarczyło.
Wytrąceni nieco z rуwnowagi, w zdenerwowaniu zdradziliśmy mu więcej niż pierwotnie mieliśmy ochotę, i kłopotliwy Giuseppe stał się nagle obiektem jego zainteresowania. Widząc, że nie ma już innego wyjścia, powiedzieliśmy o kontaktach Edka z czarnym facetem w Polsce. Pan Muldgaard nie okazał zdziwienia, poczynił sobie notatki, zganił naszą powściągliwość w udzielaniu informacji, pochwalił ostrożność i porzucił towarzystwo.
Bobuś uniуsł się honorem do tego stopnia, że zostawił czek na sumę wyrуwnującą wartość magnetofonu. Biała Glista opuściła dom Alicji bez słowa, nie żegnając się z nikim. Alicja włożyła czek do koperty i wysłała na adres żony Bobusia. Przyszło dwуch facetуw, przynieśli szybę i wstawili ją w okno. O jedenastej zapanował święty spokуj.
– Idę do pracy – powiedziała Alicja. – Z biura zadzwonię do szpitali i dowiem się o wszystkich. Pilnujcie domu, bo nie mam pojęcia, co on teraz wymyśli.
W godzinę zaledwie pуźniej powiadomiła nas telefonicznie, że wszystkie ofiary czują się doskonale. Agnieszka i pani Hansen już przytomnieją, a Włodzio i Marianne narzekają na dietę. Thorsten zostanie wypuszczony ze szpitala nazajutrz. Użyty przeciwko Ewie sztylet zatrzymał się na żebrach, nie dosięgając płuca, Ewa jest przytomna, acz nieco zdenerwowana, Roj siedzi przy jej wezgłowiu i usiłuje całować ją po piętach. Zrozumiałyśmy tę akrobatyczną przenośnię jako sygnał, że Giuseppe nie ma tu już nic do gadania.
– Aż zbrodni potrzeba, żeby głupiego chłopa doprowadzić do przytomności – mruknęła Zosia z niesmakiem.
– Pewnie – przyświadczyłam. – Gdyby nie to, kotłowaliby się tak jeszcze Bуg wie dokąd. Do nich trzeba mieć jednak końskie zdrowie.
– Masz na myśli tych dwoje czy facetуw w ogуle?
– Raczej facetуw w ogуle. Ewa i Roj, jak dotąd, nie przysparzali zmartwień ani sobie, ani nikomu. Pojęcia nie mam, co ich teraz napadło.
– Jeżeli Ewa nie popełniła tych zbrodni…
– Trudno przypuszczać, że sama siebie dziabnęła od tyłu – zauważyłam krytycznie.