– Ma być ostrożność, to ostrożność – powiedziała spokojnie i stanowczo. – Nie będziesz tam spała. Śpij w piwnicy, w wannie, gdzie chcesz, ale nie u siebie. Tam będzie spała imitacja.
– Możesz ją pomacać – dodałam łaskawie. – Dobrze nam wyszłaś, nie?
Alicja bez słowa wrуciła do siebie i obejrzała produkt zastępczy.
– Mordę mam trochę dziwną – zauważyła krytycznie. – Naprawdę uważacie, że można się pomylić?
– Sama się pomyliłaś. Nie wymagaj za wiele, morda z papieru toaletowego nie może być cudem urody. A poza tym, nawet jeśli morderca stwierdzi pomyłkę, nie będzie cię przecież szukał po całym domu!
– A poza tym, będziesz z nią sypiać na zmianę. Raz ona tam, a ty na kanapie, a drugi raz ona na kanapie, a ty tam…
– Ale dzisiaj ja tam!
– Nie, dzisiaj ona tam, a ty tu. Jutro może być odwrotnie…
Alicja uległa zbiorowej presji. Dla świętego spokoju przygotowała sobie pościel na kanapie. Zosia i Paweł poszli spać, kapusta śmierdziała w całym domu. Uchyliłam drzwi na taras w celu wywietrzenia i stwierdziłam, że pada deszcz. Ucieszyłam się, że nie ma już Bobusia i Białej Glisty i nie muszę latać do łazienki przez ogrуd.
– Słuchaj, czy ty nie widziałaś, gdzie ja położyłam papierosy? – spytała niespokojnie Alicja. – Zdawało mi się, że miałam całą paczkę?
– Miałaś, owszem. Otworzyłaś w moich oczach.
– A skąd ją wzięłam?
– Z torebki. Wyjęłaś przy stole. Zaraz potem przyszła Lilian.
Alicja wytrząsnęła na stуł zawartość torby. Papierosуw nie było. Zajrzała pod stуł, obejrzała biurko, zajrzała do swojego pokoju i do szufladki pod lustrem. Przyglądałam się temu, po czym, tknięta złym przeczuciem, wyciągnęłam własną torbę, a z niej paczkę moich papierosуw. Znajdowały się w niej dwie ostatnie sztuki.
– Do ktуrej jest otwarty kiosk na dworcu? – spytałam z troską.
– Do dziewiątej. Na nic. Słuchaj, przypomnij sobie, może widziałaś, co ja z nimi zrobiłam? Ty masz papierosy?
– Dwa ostatnie. Mogę ci dać jednego, bo i tak trzeba będzie kupić. Według mojego rozeznania twoje leżały na stole, jak ta słonica pakowała swoje nasionka. Nie chcę rzucać podejrzeń, ale potem już ich nie było.
Alicja wzięta ode mnie przedostatniego papierosa.
– Fu, z nitrem… – mruknęła z obrzydzeniem. – Możesz rzucać, to bardzo możliwe. Lilian jest roztargniona, wepchnęła do torby wszystko, co było na stole, w tym moje papierosy. To już nie pierwszy raz. Potem zauważa, przeprasza i oddaje.
– Nie możesz jej odebrać od razu?
– Nie chce mi się. Ona mieszka na drugim końcu Allerшd. Trzeba iść do automatu. Deszcz pada…
Poświęciłam się, wzięłam parasolkę, włożyłam jej stare gumiaki, wygrzebałyśmy wspуlnie cztery korony w odpowiednich monetach i poszłam do najbliższego automatu, znajdującego się koło sklepu, zaraz za skrzyżowaniem. W automacie nie było ani moich lookуw, ani jej vikingуw, kupiłam zatem tylko dziesięć sztuk, jedynych, jakie były, bez filtra.
– Przecież palisz z filtrem! – zdziwiła się Alicja.
– Ale ty wolisz bez filtra. Jestem szlachetna jednostka i zrobiłam ci przyjemność. Nawet nie pada tak bardzo, tylko trochę. Nie napiłabyś się kawy?
– A wiesz, że to bardzo dobra myśl. Może kawa zabije trochę tę kapustę?…
Dopiero przy kawie mogłam z nią spokojnie porozmawiać i rozważyć nowe przypuszczenia. Alicja z uwagą wysłuchała podejrzeń w kwestii tajemniczej organizacji.
– Coraz bardziej mnie ciekawi, kto to jest ten twуj – mruknęła. – Co za organizacja, do diabła? Ewa, moim zdaniem, odpada. Roj to idiotyzm, w Anitę nie wierzę. Może jednak naprawdę ktoś z zewnątrz? Czaił się w krzakach…
– I zna twoje wszystkie zwyczaje oraz właściwości fizjologiczne? Ogłaszasz je w prasie? Edek krzyczał, że przyjmujesz takie osoby, nie zapominaj o tym. Narażasz się. To by się nawet zgadzało z organizacją…
– Czekaj – przerwała Alicja. – Zapomniałam ci powiedzieć, że rozmawiałam z panem Muldgaardem. Ten morderca jest niezwykle utalentowany. Nie zostawia żadnych śladуw, nic kompletnie. Zdaje się, że właśnie dzięki temu, że niczego nie powtarza więcej niż dwa razy, za trzecim by już wpadł. Poza tym oni uważają, że ma wspуlnika z samochodem. Robią powiększenia tych zdjęć spod domu, żeby rozpoznać tego kudłatego, bo to może być ten wspуlnik. Będą go pokazywać naszym znajomym. Ale o żadnej organizacji nie było mowy, nic takiego im nie przychodzi do głowy.
– To niech przyjdzie. Ktoś, kto dużo jeździ i nie budzi podejrzeń…
– Jesteś pewna, że to ma sens?
Wyciągnęłam otrzymaną korespondencję i ponownie przeanalizowałam treść mniej prywatną. Wnioski wyszły te same.
– Alicja, ty musisz coś wiedzieć – powiedziałam stanowczo. – Na litość boską, przypomnij sobie, co robiłaś przez ostatnie pięć lat! Może gdzieś byłaś, może kogoś spotkałaś, może widziałaś coś podejrzanego? Gdzie byłaś w ogуle?!
– W Szwajcarii – powiedziała Alicja. – W Wiedniu. W Paryżu, we Florencji, w Monte Carlo, w Amsterdamie, w Sztokholmie. W Norwegii na pуłnocy. W Warszawie.
Przyjrzałam jej się z niesmakiem.
– Dużo jeździsz i nie budzisz podejrzeń… Alicja, przyznaj się, może to jednak ty?