– Syndycy twierdzili, że rzadko udawało im się trafić w okręt Obcych, a jeśli już coś doleciało, to nie robiło żadnych szkód. Nic dziwnego, jeśli mieli w swoich systemach namierzania takie wirusy, jakie my właśnie znaleźliśmy. Ich zadaniem mogło być takie kierowanie ogniem, by zawsze był niecelny. A kiedy rakieta albo promień trafiały w nieistniejące jednostki, po prostu nic się nie działo. Obcy nie są niezwyciężeni, a my możemy dać im popalić.
– Tylko czy musimy to robić? – zapytała Rione. Zobaczyła wszystko, wiedziała więc dokładnie, jak wygląda sytuacja. Teraz podeszła do Geary’ego. – Możemy poinformować Obcych, że odkryliśmy ich wirusy i bez problemu zdołamy namierzyć i zestrzelić ich okręty. Jeśli się o tym dowiedzą, zapewne się wycofają i chętniej przystąpią do negocjacji.
– Jest pani tego pewna? – rzuciła w przestrzeń Desjani. – A może wręcz przeciwnie, zastosują kolejną sztuczkę, której nie zdołamy tak szybko skontrować?
– To też jest prawdopodobne – przyznał Geary. – Pani współprezydent, oni doprowadzili do kolapsu wrót hipernetowych na Kaliksie. Mają wiele ludzkiej krwi na rękach.
– Nie mam zamiaru przekonywać was, że jest inaczej – odparła Rione. – Nie widzę jednak sensu w dalszym nakręcaniu spirali przemocy i zachęcaniu ich do przelania jeszcze większej ilości naszej krwi. A możemy tego uniknąć. Jeśli zaczniemy ich teraz zabijać, doprowadzimy pomiędzy naszymi rasami do wzrostu nienawiści, którego nie da się potem opanować.
Desjani nie odpowiedziała tym razem, ale palce jej prawej dłoni bębniły nerwowo po podłokietniku fotela, tuż przy klawiaturze systemu naprowadzania broni. Nie musiał pytać, by wiedzieć, jakie ma zdanie na ten temat.
Rione wszakże miała rację. Zabicie sporej liczby Obcych mogło doprowadzić do zniechęcenia ich albo do zaognienia sytuacji i kolejnych aktów agresji. Zbyt mało wiedzieli o rasie zwanej Enigmami. A może wręcz przeciwnie?
– Obcy zdają się nie przejmować tym, jak zareagujemy na ich zaczepki. – Rione spojrzała na niego z zaciekawieniem, gdy się odezwał. – Na samym początku wojny zdradzili Syndyków, o ile nasze domysły są słuszne. Potem skłonili nas do zbudowania wrót hipernetowych w najważniejszych systemach gwiezdnych. Przekierowali syndycką flotyllę na Lakotę, by mieć pewność, że zostaniemy rozbici. Z rozmysłem doprowadzili do kolapsu wrót hipernetowych najpierw na Kaliksie, potem w Systemie Centralnym.
– Do czego pan zmierza? – zapytała Rione.
– Oni zachowują się w taki sposób, jakby nie obchodziło ich, co zrobimy w odwecie, jakby nie bali się, że dojdzie do eskalacji tych działań. Przecież każdy, kto zna historię ludzkości albo chociaż ostatniej wojny, wie, że my zawsze mścimy naszych poległych i odpowiadamy na wszelkiego rodzaju prowokacje.
Desjani znów spojrzała na niego kątem oka.
– Sugeruje pan, że oni nie myślą w kategoriach ataku i odwetu?
– Albo uważają, że jesteśmy do tego niezdolni, albo zupełnie się nas nie boją.
Rione także go obserwowała, lecz nie potrafił powiedzieć, co teraz myśli.
– Stara się pan dojść do tego, jak oni rozumują, przez pryzmat ich dotychczasowych działań.
– Tylko tyle o nich wiemy. A jakie jest pani zdanie na ten temat?
Odpowiedziała dopiero po dłuższej chwili.
– Staram się znaleźć argumenty, dzięki którym mogłabym odrzucić pańską konkluzję, ale nie potrafię wymyślić niczego sensowniejszego niż to, że oni się nas po prostu nie boją. To by oznaczało, że powinniśmy ukrócić tę ich arogancję dla naszego własnego dobra. Jeśli jednak ma pan rację, czy oni będą w stanie zrozumieć motywy naszego działania?
– Może coś do nich dotrze, jeśli wyartykułujemy to wystarczająco wyraźnie. – Geary znów odwrócił się do Boyensa. – Obcy powtarzają, że to ich system gwiezdny. Że go posiadają. Czy te obce istoty mogą znać takie pojęcia jak obrona własnego terytorium?
Boyens roześmiał się głośno.
– Można tak powiedzieć. Proszę spojrzeć, co teraz robią. Nie mówią: Dajcie nam ten system, ponieważ go chcemy. Nie. Zamiast tego słyszymy: Ten system jest nasz, musicie odejść. Usprawiedliwiają swoje działania, utrzymując, że to ich terytorium, a my nie jesteśmy na nim mile widziani.
– Czy takie zachowanie pasuje do ich wcześniejszych oświadczeń i zachowań? – zapytała Rione.
Boyens musiał się zastanowić nad odpowiedzią.
– Z tego co pamiętam, tak. To nasze, musicie stąd odejść. To nasze, wynocha. Tego rodzaju teksty.
– Zatem są istotami terytorialnymi.
– I to bardzo. My, czyli Światy Syndykatu, dostrzegaliśmy w ich zachowaniach głównie próby zabezpieczania się. Sądziliśmy, że oni robią co w ich mocy, byśmy nie dowiedzieli się niczego na ich temat, ale teraz widzę, że równie dobrze można interpretować ich zachowania w przedstawiony przez pana sposób. To nasze. Wstęp wzbroniony.
– Dziękuję. – Rione odwróciła się do Geary’ego. Na jej twarzy ujrzał jakże rzadki wyraz niezadowolenia.