– Tak, pani senator. Proszę jednak pamiętać, że Syndycy także niczego na tym nie zyskają. – Rione podeszła do stołu i zastukała w niego palcem dla podkreślenia wagi swoich słów. – Samo przeżycie może być traktowane w tej sytuacji jako zwycięstwo. Ani my, ani Syndycy nie zdołamy przetrwać, jeśli nie zakończymy szybko tej wojny. Zarówno Światy Syndykatu, jak i Sojusz rozpadną się od środka. Widziałam raporty dotyczące demonstracji i niepokojów, jakie wybuchły na wieść o utraceniu floty. Gdyby kapitan Geary nie sprowadził jej na terytorium Sojuszu, na co moglibyście liczyć? Zostalibyście zmuszeni do podpisania wszystkiego, co by wam podsunęli Syndycy.
– Ale kapitan sprowadził nasze okręty – upierała się jej rozmówczyni.
– Tak. Żywe światło gwiazd dało je nam w darze. Zaakceptujemy ten fakt w pokorze czy wręcz przeciwnie, zaczniemy eskalować żądania? Które z was odważy się stanąć przed naszymi przodkami i donieść im o tym akcie niewdzięczności oraz chciwości?
Geary widział wyraźnie, że ostatnim zdaniem trafiła w czuły punkt, lecz senator Navarro zdołał zdusić w zarodku rodzący się sprzeciw. I to więcej niż jednego członka rady.
– Nasza opinia wygląda tak – oznajmił przewodniczący. – Po ostatnich zwycięstwach kapitana Geary’ego Sojusz uzyskał kuszącą przewagę nad Światami Syndykatu. Nie wytrzymamy jednak niekończącego się przelewu krwi, zniszczenia i dalszych wydatków związanych z konfliktem, za którego wywołanie nie ponosimy winy. – Navarro wskazał palcem na unoszącą się nad stołem mapę sektora. – Raporty dostarczone przez powracającą flotę pokazują, że i przeciwnik mocno ucierpiał. Senator Rione ma rację. Otrzymaliśmy szansę na zaoferowanie przywódcom Syndyków warunków, które nie osłabią dodatkowo ich pozycji, ale nie dadzą im także żadnych wymiernych korzyści z wojny, którą sprowokowali. Obroniliśmy granice Sojuszu, zadając agresorom w ciągu minionego stulecia ogromne straty w sile żywej i sprzęcie, możemy także uratować budżet Sojuszu przed kolejnymi morderczymi wydatkami. Tak właśnie wygląda definicja zwycięstwa według mnie, a większość rady zgadza się ze mną w większym bądź mniejszym stopniu. Zostało to przegłosowane i nie widzę głębszego sensu w dalszym roztrząsaniu tej sprawy, mimo że wielu z nas pragnęłoby z pewnością wysłuchać, jak wygląda zwycięstwo w opinii kapitana Geary’ego. Komodorze, nasza rada była tak zdesperowana, że poparła uprzednio plan admirała Blocha, a zdaje pan sobie zapewne sprawę, jak wiele mu brakowało do pańskiej propozycji. Warunki uległy jednak zmianie, dzisiaj mamy głównodowodzącego, któremu naprawdę możemy zaufać, i dlatego z największą przyjemnością wyrażamy zgodę na realizację pańskiego planu ataku. Nie muszę chyba dodawać, że pozostanie pan na stanowisku komodora tej floty, aby osobiście wszystkiego dopilnować.
Geary poczuł, jak ogromny ciężar spada mu z serca.
– Dziękuję, sir.
– A co z Obcymi? – zapytała Rione.
– To trudniejsza sprawa – mruknął Navarro. – Musimy się dowiedzieć więcej na ich temat. – Spojrzał Geary’emu prosto w oczy. – Dotarcie do tamtych rejonów terytorium wroga może być trudne, jeśli nie uzyskamy wcześniej zgody władz Syndykatu, ale ostateczną decyzję co do tego kroku pozostawię w pańskich rękach, kapitanie. Jeśli po wynegocjowaniu rozejmu Syndycy zgodzą się na przelot pańskich okrętów na ich zewnętrzną granicę, my także nie będziemy mieli nic przeciw temu. Wierzymy, że uniknie pan rozpoczęcia nowej wojny, jeśli będzie to możliwe, i znajdzie pan odpowiedzi na nurtujące nas pytania, nie prowokując Obcych do kolejnej agresji. A jeśli zostanie pan zmuszony do podjęcia walki, proszę ograniczyć szkody do niezbędnego minimum, aby nie mieli powodów do zemsty na całej ludzkości.
Senator Costa przewróciła szyderczo oczami.
Geary zrozumiał znaczenie tego gestu, wydane mu rozkazy były wewnętrznie sprzeczne. Tyle tylko że dzięki tak niejasnym wytycznym zyskiwał spore pole manewru w razie nieprzewidzianego rozwoju sytuacji.
– Dobrze, sir. Czy mam przez to rozumieć, że mój plan zaaprobowano?
– Mówienie do tego człowieka chyba mija się z celem – burknął senator Gizelle na tyle głośno, by pozostali mogli go usłyszeć. Costa raz jeszcze przewróciła oczami.
– Dokładnie go przedyskutowano i przegłosowano – odparł Navarro. – Nie mam jednak zamiaru wydawać szczegółowych instrukcji, by nie wiązać rąk tak zaufanemu wysłannikowi naszej rady, ponieważ niewiele wiem o sytuacji, jaką zastanie na miejscu. Kapitanie Geary, zdobył pan nasze całkowite zaufanie. Jednakowoż z powodu ogromnego znaczenia negocjacji, zarówno z władzami Syndykatu, jak i z przedstawicielami obcej rasy, uważam, że powinna panu towarzyszyć znacznie szersza reprezentacja senatu. – Spojrzał na Rione. – Zdaje się, że obecność pani współprezydent nie przyniosła flocie większych szkód.
Wielu oficerów zapewne miałoby na ten temat odmienne zdanie, ale komodor skwitował te słowa skinieniem głowy.
– Przywykliśmy jakoś do jej obecności, sir.
Rione odezwała się w tym momencie z nietypową dla niej nieśmiałością: