– Dobrze – powtórzyła. – Do tej pory „Loch” powinien się dowlec do punktu skoku i odlecieć na Varandala, więc żadna wysłana w ostatniej chwili wiadomość nie zdradzi pańskich planów.
– To prawda – stwierdził, jakby naprawdę tak myślał, lecz uśmiech na twarzy Tani był wystarczająco wymowny, by zrozumiał, jak marnym jest kłamcą.
Po około dwunastu godzinach od przybycia floty do systemu Atalia komunikacyjny odebrał wiadomość z zamieszkanej planety: siedem postaci stojących za stołem prezydialnym, jedna przemawiała poważnym tonem:
– Najstarszy DON Światów Syndykatu z systemu gwiezdnego Atalia do kapitana Geary’ego. Właśnie przegłosowaliśmy odłączenie się od Światów Syndykatu i ogłosiliśmy Atalię wolnym systemem gwiezdnym. Oferujemy poddanie się siłom Sojuszu pod warunkiem, że zaręczy pan nam osobiście, że powstrzymacie się od dalszych ataków i odwetu.
Komodor oglądał ten przekaz wygodnie rozparty w fotelu, a gdy wiadomość dobiegła końca, przesłał ją dalej, do jednej z kajut „Nieulękłego”.
– Pani współprezydent, mam tu coś, na co powinna pani rzucić okiem – dodał.
Niecałe dziesięć minut później brzęczyk przy włazie obwieścił mu przybycie Rione. Weszła, wnosząc ze sobą aurę tryumfu z niewielką domieszką zaniepokojenia.
– Poddają się Sojuszowi. Wie pan, kiedy ostatni raz coś takiego miało miejsce?
– Nie.
– Nigdy. Udawało nam się zdobywać i podbijać niektóre systemy po długich i ciężkich walkach. Czasem przyjmowaliśmy kapitulację jakiegoś zdziesiątkowanego oddziału albo zniszczonego doszczętnie miasta, ale nigdy nie dotyczyło to całego systemu gwiezdnego. – Rione usiadła i przymknęła oczy. – Nie zaobserwowaliście żadnych oznak rewolucji na którejś z planet?
– Nie. Tutaj jest zupełnie inaczej niż na Heradao. Sensory floty i wywiad nie wykryły żadnych walk albo problemów dowództwa z utrzymaniem kontroli nad siecią komunikacyjną.
Wzrok Wiktorii powędrował w kierunku panoramy gwiazd zdobiącej kajutę admiralską.
– Przetrąciliśmy kręgosłup sił lojalistycznych przy wyjściu z punktu skoku. Byli tam wszyscy, którzy woleli zginąć, niż się poddać. No i dopięli swego, a cała reszta nie ma ochoty na podzielenie ich losu w walce.
To miało sens, niemniej pozostawała jeszcze jedna, za to niezwykle istotna kwestia.
– Jak mam, u licha, przyjąć kapitulację całego systemu gwiezdnego? Nie mamy na pokładach nawet ułamka sił naziemnych, którymi powinienem obsadzić najważniejsze punkty strategiczne.
Spojrzała na niego z wyrzutem.
– Mógłbyś też zapytać, jak obronić ten system przed możliwym odwetem ze strony Światów Syndykatu. Nie zamierzasz przecież zostawiać tutaj sporej części floty.
– Nie zamierzam. – Geary zaczął się przechadzać nerwowo po kajucie, szukając dobrej odpowiedzi na ten komunikat. – „Loch” nie wykonał jeszcze skoku. Sprawdziłem jego pozycję, powinni odebrać wiadomość o sytuacji w tym systemie przed odlotem na Varandala. Dostarczą ją admiralicji, a ta wyśle tutaj eskadrę niszczycieli, które będą w stanie zneutralizować ataki lekkich jednostek Syndykatu, bo tylko takie mogły pozostać w tym sektorze.
– Atalia zebrała tęgie baty w ciągu minionego stulecia. Nie jest to zdobycz, o jakiej marzyłby ktokolwiek w Sojuszu. – Rione wzruszyła ramionami i wstała. – Ale tu nie chodzi o aneksję. Przygotuję wiadomość dla rady, żeby obiecano tym ludziom minimum ochrony i nic ponadto. Sojuszu nie stać na dawanie gwarancji odbudowy wrogich systemów, mamy problem z poradzeniem sobie z własnym terytorium. Ty natomiast powinieneś dodać od siebie, i to bardzo wyraźnie, że zagwarantowałeś tutejszym władzom, dając słowo honoru, powstrzymanie się od bombardowań i odwetu, o ile oczywiście nie dojdzie do kolejnych ataków na siły Sojuszu.
Gdy opuszczała jego kajutę, już siedział nad obiema wiadomościami. W tym samym momencie otrzymał informację o tym, że wystrzelone dwanaście godzin wcześniej głowice kinetyczne dotarły do wyznaczonych celów. Nie był w stanie powstrzymać tego bombardowania. Nikt nie mógł go powstrzymać – ani siły Sojuszu, ani Syndyków.
Ale nie tylko to go niepokoiło. Atalia nie poddała się Sojuszowi, tylko jemu osobiście.
Kapitan Duellos – nie jego hologram, lecz żywa osoba – rozejrzał się po kajucie admiralskiej.
– Kiedy kogoś odwiedzam osobiście, spodziewam się, że otoczenie będzie wyglądało zupełnie inaczej niż podczas wizyt wirtualnych, mimo iż są naprawdę realistyczne. Zbyt wielu ludzi używa dzisiaj filtrów i prezentuje wirtualnemu gościowi wirtualne bogactwa czy inne cuda, które marzą się osobom znużonym szarością własnej egzystencji.
– Dostrzega pan tutaj jakieś różnice? – zapytał Geary, opadając na stojący naprzeciw fotel.
– Jeśli są, nie jestem w stanie ich zauważyć. – Duellos wzruszył ramionami. – Zresztą nie spodziewałem się czegoś takiego po panu. Z tego co widziałem, nie czuje się pan za dobrze wśród iluzji.