– Dziwne zachowanie, nawet jak na kogoś z wojsk inżynieryjnych – zauważyła Desjani.
– To prawda – przyznał komodor. – Chociaż wygląda na to, że kapitan ma dobre chęci i wykona rozkazy. Tyrosian odwalał kawał dobrej roboty jako dowódca eskadry pomocniczej, ale na pewno nie czerpał z tego radości, a czasami miałem wrażenie, że to zadanie zaczyna go przerastać.
– Delikatnie mówiąc.
– Kapitanie? – odezwał się porucznik Yuon. – Eksplozje przesterowanych reaktorów były o pięćdziesiąt procent mocniejsze, niż powinny. Nasze analizy wskazują, że Syndycy wypełnili ładownie tych jednostek rozmaitymi materiałami wybuchowymi.
– Chcieli nas dopaść, zanim zrozumiemy, że znaleźliśmy się w polu rażenia – uznała Desjani. – Ale to już nie problem. – Uśmiechnęła się, widząc, że najbardziej oddalone frachtowce eksplodują po tym, jak dotarła do nich rozlewająca się fala zniszczeń. W miejscu, które zajmowało spore zgrupowanie statków handlowych, widać było rozrastającą się strefę szczątków i wraków. – Proszę powiedzieć, czy to nie piękny widok? Oglądanie, jak syndyckie jednostki same się niszczą, jest chyba lepsze od osobistego ich rozwalania.
Geary uśmiechnął się na to, lecz nadal skupiał całą uwagę na analizie sytuacji. Okręty Sojuszu znajdowały się z dala od morza wraków i mogły je spokojnie ominąć. „Loch” był znacznie bliżej zagrożenia, ale nic mu już nie groziło. Teraz, gdy admirał poradził sobie z siłami pilnującymi punktu skoku, mógł się zająć oceną instalacji obronnych tego systemu.
Nie było ich zbyt wiele. Leżąca przy samej granicy Atalia przeżyła w ciągu minionego stulecia wiele ataków, jej orbitalne stacje obronne były niszczone zaraz po wprowadzeniu do służby. Ponieważ od ostatniej wizyty floty Sojuszu upłynęło już trochę czasu, Syndycy zdołali zorganizować sieć umocnień, włączając w nią działa szynowe umieszczone na księżycach i asteroidach oraz kilka orbitalnych fortec. Do tego dysponowali kilkoma Łowcami-Zabójcami, jednostkami nieco mniejszymi od niszczycieli Sojuszu, rozmieszczonymi przy obu punktach skoku po przeciwległej stronie systemu: jeden prowadził na Padronisa, gdzie znajdował się pozbawiony planet biały karzeł, a drugi na kompletnie zdewastowaną Kalixę. Za mniej więcej cztery godziny, gdy dotrze do nich widok wychodzących z nadprzestrzeni okrętów, jedna z ŁeZ wykona skok do sąsiedniego systemu, by zanieść wiadomość o ruchach sił Sojuszu. Może nawet dwie to zrobią, jeśli Syndycy próbują odbudowywać Kalixę.
Oprócz Łowców-Zabójców na Atalii był tylko samotny lekki krążownik krążący wokół jednej z wewnętrznych planet. Obyło się bez niespodzianek. Syndycy, mając tak niewiele okrętów wojennych, wycofali wszystkie siły, szykując się do obrony Systemu Centralnego. Użycie JSR-ów świadczyło wyraźnie o ich desperacji.
Geary zapytał system bojowy o możliwość przeprowadzenia bombardowania, czyli użycia głowic kinetycznych zwanych w żargonie floty „kamykami”. Gdy moment później otrzymał gotowy plan takiego uderzenia, zaaprobował go natychmiast, a potem przełączył się na sensory zewnętrzne, by na własne oczy zobaczyć, jak dziesiątki jego okrętów wypluwają ogromne kamienne kule, które za wiele godzin uderzą z ogromną prędkością w wybrane cele. Żaden obiekt położony na stałej orbicie nie był w stanie uniknąć trafienia, natomiast jego okręty mogły z łatwością ominąć pociski miotane przez działa szynowe z odległości całych godzin świetlnych. Geary wolał uprzedzić bieg wydarzeń i zniszczyć te działa, zanim wprowadzi flotę bliżej centrum systemu, choć bardziej obawiał się namierzenia i ostrzelania uszkodzonego ciężkiego krążownika, który musiał się zatrzymać, by dokonać najpilniejszych napraw.
Kapitan Smyth zdążył odpowiedzieć, zanim nadeszła jakakolwiek wiadomość z „Locha”.
– Straszny bajzel – rzucił jak zwykle radosnym tonem. – Nie ma szans, żeby sami mogli dokonać tych napraw. Stracili dwie główne dysze. „Tanuki” i „Tytan” mogłyby się tym zająć, ale operacja potrwałaby nie krócej niż cztery dni. A i po tym czasie „Loch” nie byłby w pełni sprawny.
To oznaczało, że flota musiałaby dostosować prędkość przelotową do jednego krążownika. Geary raz jeszcze przetrawił tę wiadomość, zdając sobie doskonale sprawę, że spowalnianie floty podczas przelotu przez terytorium wroga nie jest najrozsądniejsze.
– Dziękuję, kapitanie.
– Do usług.
– Ciekawa jestem, jak on reaguje na naprawdę złe wiadomości.
– Pewnie w taki sam sposób. Im więcej rzeczy do naprawy, tym bardziej jest zadowolony – ocenił Geary.
– Można by się spodziewać lepszego nastawienia po takim fachowcu. A skoro mowa o inżynierach… Czy kapitan Gundel zdołał wykonać zadanie, które mu pan zlecił, i zniknął nam z oczu?
– Nie zdołał. Zostawiłem go na Varandalu, żeby mógł się tym dalej zajmować.
Desjani pokręciła głową.
– Jak pan sądzi, kiedy dotrze do niego, że skoro flota zdołała wrócić na Varandala, to obliczanie ilości surowców potrzebnych do tego, by mogła tam się znaleźć, jest bezsensowne?