– Admirał Geary do DONa Światów Syndykatu i ludności systemu Parnosa. Flota Sojuszu nie doprowadziła do kolapsu wrót w żadnym z waszych systemów gwiezdnych. Wręcz przeciwnie, kilka okrętów mojej floty naraziło się na poważne niebezpieczeństwo, aby zminimalizować skutki implozji na Sancere. Nie mamy też zamiaru niszczyć waszych wrót. – To należało wyjaśnić na samym początku. Nie chciał, aby ci ludzie pomyśleli, że chociażby rozważa możliwość skorzystania z takiej broni. – Jeśli powstrzymacie się od ataków na moje okręty, nie zniszczymy kluczowych instalacji ani nie będziemy zabijać ludzi w waszym systemie… – Przerwał na moment, a potem dodał to, co wciąż z trudem przechodziło mu przez usta, ponieważ wspominał o zagrożeniu, które nie powinno nigdy mieć miejsca, zwłaszcza ze strony Sojuszu. – Ta flota nie atakuje ludności cywilnej. – Już nie atakuje, odkąd on objął dowodzenie, lecz był pewien, że większość oficerów poparłaby te słowa. – Uderzamy tylko w cele militarne. Domyślam się, że już o tym wiecie choćby z przekazów dotyczących naszych działań w innych systemach. Trzymajcie się z dala od naszej floty, nie atakujcie, a nikomu nie spadnie włos z głowy. Zaklinam się na honor moich przodków.
Desjani pokręciła głową.
– Lecimy przez jeden z najbogatszych systemów Syndykatu, a flota nie odda ani strzału. – Spojrzała z rozbawieniem na Geary’ego. – Za dawnych czasów mielibyśmy sporo zabawy z rozwalaniem wszystkiego.
– Mówi pani o czasach sprzed kilku miesięcy?
– Minęło już więcej niż kilka miesięcy, admirale. – Nagle spoważniała. – Ale jeszcze rok temu nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi powiedział, jak wielkie zajdą zmiany.
Zamierzał odpowiedzieć, lecz przypomniał sobie, gdzie sam był niespełna rok temu: szybował w uszkodzonej kapsule ratunkowej, wciąż pogrążony w śnie hibernacyjnym w samym środku wrakowiska na Grendelu. Nie zdawał sobie sprawy, że ogniwa zasilające były na wyczerpaniu, i brakowało już tylko miesięcy, by nie doczekał ratunku.
– Co się stało? – zapytała zaniepokojona Desjani, widząc jego minę.
– Przez chwilę znów czułem ten chłód – wymamrotał w odpowiedzi, zastanawiając się, czy kiedykolwiek zdoła się pozbyć tego uczucia.
Obserwowała go bacznym wzrokiem przez kolejną minutę, a potem pochyliła się i raz jeszcze naruszyła jego osobistą sferę.
– Bez względu na to co powiedziałam albo uczyniłam w ciągu minionych tygodni, może być pan pewien, że nieustannie dziękuję żywemu światłu gwiazd za to, że pozwoliło panu przeżyć, że trafił pan na mój okręt i udało nam się spotkać.
Skinął jej głową, uśmiech na jego ustach także pojawił się bez specjalnego wysiłku.
– Dziękuję.
Desjani pochyliła się raz jeszcze i dodała:
– Za dzień przekonamy się, czy ten klucz nadal działa. – Uśmiechnęła się złowieszczo. – Nie mogę się doczekać powrotu do Systemu Centralnego. Nasza flota ma tam spory dług do spłacenia.
Na dwie godziny przed dotarciem do wrót hipernetowych Geary udał, że musi odpocząć. Atmosfera na mostku była wystarczająco napięta i bez jego nerwowej krzątaniny. Miał zamiar wrócić na swoje miejsce mniej więcej po godzinie, aby być świadkiem ostatniej fazy podejścia do wrót na Parnosie i odbyć drugą podróż hipernetową w swoim życiu. Tę pierwszą ledwie pamiętał, tkwił wtedy wciąż w stresie pourazowym, tak psychicznym, jak i fizycznym.
Brzęczyk komunikatora zwiastował mile widzianą chwilę zajęcia.
– Tutaj Geary.
– Otrzymaliśmy prośbę o połączenie z panem, admirale – zameldował wachtowy z komunikacyjnego. – Z „Dreadnaughta”.
Geary zerwał się z fotela, obciągnął mundur.
– Łączcie.
Chwilę później w jego kajucie pojawił się hologram kapitan Jane Geary, jego krewniaczki. Stała przed nim jak żywa osoba. Z wyrazu jej twarzy nie dało się wiele wyczytać, mówiła, kontrolując głos.
– Kapitan Jane Geary prosi o możliwość odbycia prywatnej rozmowy, admirale.
– Zezwalam. – Nadal nie potrafił powiedzieć, co Jane myśli i o czym zamierza rozmawiać. – Proszę siadać.
Dowodząca „Dreadnaughtem” kobieta zajęła miejsce na fotelu znajdującym się w jej kajucie. To samo uczyniło jej holograficzne odbicie. Jane spoglądała na niego stanowczym wzrokiem, on także mierzył ją, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu, że wnuczka jego brata, sądząc po śladach widocznych na twarzy, jest nieco starsza od niego. Widział wcześniej jej zdjęcia, ale dopiero teraz, gdy siedziała przed nim, zaczął dostrzegać, że jest podobna do jego brata.
– O czym chce pani ze mną rozmawiać? – zapytał, przerywając w końcu ciszę.
– Po pierwsze, chciałabym wiedzieć, dlaczego przydzielił pan „Dreadnaughta” i „Niezawodnego” do trzeciego dywizjonu pancerników i mianował mnie dowódcą tego zespołu.
Na to pytanie mógł odpowiedzieć z łatwością.
– Trzeci dywizjon miał sporo problemów. Z dowodzeniem, morale i skutecznością. Jednostki, które przetrwały, potrzebowały dobrego przykładu i kogoś, kto nad nimi zapanuje. Sądziłem, że to co pokazały „Dreadnaught” i „Niezawodny” podczas bitwy o Varandala, pozwala mieć nadzieję na spełnienie wymogów pierwszego warunku, a pani idealnie nadaje się na dowódcę.