— A jak to się dzieje, że młodziutka modelka zostaje archeologiem… i to pozaukładowym? — odpowiedziałem pytaniem. Nie miałem najmniejszego zamiaru dać się wciągnąć w pryncypialną dyskusję.
— To co innego — odpowiedziała pewnie. — Kwestia zainteresowań. Ale w twoim wypadku zainteresowania nie wchodzą przecież w grę. Wy niczego nie pragniecie poznać… jedyne, o czym myślicie, to broń. Przeciw komu?
W jej głosie tyle było jakiegoś dziewczęcego, rozbrajającego żalu, że mimo woli odpowiedziałem poważniej, niż zamierzałem:
— Dlaczego przeciw? Czy napadam na kogoś? Nie wiesz, o czym mówisz, dziewczyno…
Pomyślała chwilę. Niezbyt długo.
— A na przykład ta aparatura, którą dzisiaj znalazł Beccari. Nie wiem, czy zauważyłeś, że natężenie świateł zmienia się w zależności od obecności ludzi i od tego, co myślą.
— Zauważyłem — burknąłem krótko. Spojrzała na mnie zdziwiona.
— Ale przecież wyłączyłeś ten nadajnik?… — spytała z wahaniem. — Dlaczego?
— Bo przekazywał dane o nas komuś, kogo nie znamy. A ponieważ go nie znamy, nie wiemy także, jakie ma względem nas zamiary. I jak długo nie będziemy tego wiedzieć, tak długo ten ktoś nie powinien nic wiedzieć o nas.
— Dlaczego?
Nie odpowiedziałem. To było beznadziejne. Oni nigdy nie zrozumieją.
Znowu jakiś czas jechaliśmy w milczeniu.
I znowu ona przerwała je pierwsza:
— Zrobiliśmy pewien eksperyment… — zaczęła z wahaniem — nie mówiliśmy ci o tym… nie dlatego, żeby to ukrywać — dodała prędko — tylko nie dałeś nam okazji. Nie wiem, czy wiesz — zacięła się, zamruczała coś pod nosem, następnie odkaszlnęła i niepewnie mówiła dalej: — że Barcew… to znaczy, że Barcew i Lana bardzo się lubią. No, rozumiesz…
— Rozumiem — odparłem chłodno. — Bardzo się lubią.
Zrobiła obrażoną minę, jednak po chwili rozchmurzyła się.
— Semow zauważył, że kiedy Bar mówił do Lany tam, w tej salce, gdzie jest ta obca aparatura, jej światełka… jak by ci to powiedzieć… nie śmiej się — zastrzegła się najzupełniej zbytecznie — łagodniały… stawały się bardziej pastelowe. Za to wypełniały szczelnie wszystkie te rowki… czy jak to nazwać. Sprawdzaliśmy to kilka razy i zawsze było tak samo. Kiedy Warda posprzeczał się z Beccarim, czy próbować wykorzystać ten maszt do wysłania naszych sygnałów, światełka zaczęły mrugać. Całkiem jakby coś wewnątrz przestawało momentami kontaktować… tak to wyglądało. Natomiast kiedy Zamfi wspomniał o tobie, to znaczy… — zająknęła się znowu — o tym, że jesteśmy pod waszą kontrolą, zabłysły i przez chwilę pulsowały bardzo gwałtownie. Potem mówiliśmy jeszcze różne rzeczy… staraliśmy się myśleć o tym czy tamtym… i zawsze to się sprawdzało. Ta aparatura reaguje na nasze myśli… ale także na nasze uczucia… na to, co nawzajem o sobie sądzimy, czy jesteśmy łagodni, skłonni do zgody, czy też przeciwnie, ktoś wzbudza w nas niechęć lub gniew… Och — wykrzyknęła cicho — sama wymyślałam niestworzone rzeczy…
— Pięknie — przerwałem. — Pięknie, że mi to mówisz… teraz. Kiedy już ktoś w kosmosie zabawia się waszymi pomysłami… dlatego czekaliście pół dnia, żeby mnie zawiadomić?…
Nie odpowiedziała.
— Zresztą nie musisz nic mówić — burknąłem. — Sam wiem. Powinienem i ciebie wysłać na Ziemię, razem z Beccarim i Zamfim.
— Nie zrobisz tego!
— Czego? Nie wyprawię ich czy ciebie?
O nich nie mówmy, stracisz tylko czas. A ty możesz być spokojna. Nie żartowałem mówiąc, że przy następnej tego rodzaju zabawie w kotka i myszkę spowoduję, że ludzie odlecą z Petty. Wszyscy. Więc ty sama na razie nie musisz się martwić…
— Dlatego, że ktoś chce wiedzieć, co myślimy? Jesteś… mylisz się — zawróciła z drogi, która w ostatniej chwili wydała jej się pewnie odrobinę zbyt ryzykowna. — Myślisz wyłącznie o zagrożeniu ludzi…
— I Ziemi — przerwałem. — Ziemi. Nie tylko my umiemy poruszać się w nadprzestrzeni. Jeśli ktoś naprawdę zainteresuje się naszą cywilizacją, nietrudno mu będzie dotrzeć do jej źródła.
— Ale dlaczego?! — wybuchnęła. — Przecież gdyby mieli złe zamiary, nie obchodziłoby ich, co my czujemy względem siebie, co o sobie nawzajem myślimy, jakie są nasze stany uczuciowe i tak dalej. Wystarczyłaby im garść informacji o naszej technice. To, że interesują się czymś więcej, świadczy najlepiej o ich pokojowych zamiarach. Nie przyszło ci na myśl, że oni także mogą mieć swoją SAO, która bada, czy odkryta rasa nie zagraża ich istnieniu? A co może dać lepszą gwarancję niż poznanie psychiki obcych istot, ich wzajemnych stosunków i zasad, według których są kształtowane? Jeśli odnosimy się do siebie szczerze i przyjaźnie, jeśli jesteśmy prostolinijni i uczuciowi, to tak samo potraktujemy zapewne wszystkie cywilizowane istoty, które zechcą się z nami spotkać… a może i współdziałać… A teraz zepsułeś wszystko. Przerwałeś ciąg emisji… może przylecą usunąć awarię, a może domyśla się, że nie życzymy sobie, aby tu pracowały ich nadajniki, że nie możemy się dekonspirować, bo zbyt wiele rzeczy mamy do ukrycia…