oberwać jeszcze raz. A jego mama wybiegła z łazienki, krzycząc, że zatelefonuje do mojej mamy, żeby zaraz po mnie przyszła, że jeszcze nigdy nie widziała czegoś podobnego i że to jest nie do wiary.
Mama przyszła po mnie bardzo szybko, a ja byłem ogromnie zadowolony, bo już przestałem się tak dobrze bawić u Ananiasza, szczególnie z tą jego mamą, która wyglądała na strasznie nerwową. Mama zabrała mnie do domu i cały czas mi powtarzała, że mogę być z siebie dumny i że dziś wieczór mogę się pożegnać z deserem. Muszę powiedzieć, że to było dosyć sprawiedliwe, bo jednak narobiliśmy trochę bałaganu z tym Ananiaszem. W każdym razie mama miała, jak zawsze, rację: z Ananiaszem pysznie się bawiłem. Chętnie bym nawet znowu go odwiedził, ale podobno mama Ananiasza nie bardzo teraz chce, żebyśmy bywali u siebie.
Dobrze by jednak było, żeby mamy zdecydowały się koniec końców, czego właściwie chcą. Nie wiadomo już wcale, do kogo można chodzić z wizytą!
PAN BORDENAVE NIE LUBI SŁOŃCA
Nie rozumiem zupełnie pana Bordenave, który mówi, że nie lubi ładnej pogody.
Przecież deszcz wcale nie jest zabawny. Oczywiście, można się bawić, nawet jeżeli pada.
Można brodzić w rynsztoku, można otwierać usta i połykać krople deszczu, a i w domu jest fajnie, bo jest ciepło, można się bawić elektryczną kolejką, a mama daje na podwieczorek czekoladę i ciastka. Ale znowu kiedy pada, w szkole nie ma prawdziwych pauz, bo nie puszczają nas na podwórze. Dlatego właśnie nie rozumiem pana Bordenave - przecież on także korzysta z ładnej pogody, bo to on opiekuje się nami na pauzach.
Na przykład dzisiaj była piękna pogoda, okropnie dużo słońca i mieliśmy fantastyczną pauzę, tym bardziej że przez całe trzy dni padało i musieliśmy siedzieć w klasie. Zeszliśmy na podwórze parami, jak zwykle, i pan Bordenave powiedział nam: „Rozejść się”, no i zaczęliśmy dokazywać.
- Bawimy się w policjantów i złodziei! - krzyknął Rufus, który ma tatę policjanta.
- Nudzisz - powiedział Euzebiusz. - Gramy w futbol.
No i pobili się. Euzebiusz jest bardzo silny i bardzo lubi dawać fangi kolegom, a ponieważ Rufus jest jego kolegą, więc Euzebiusz dał mu fangę w nos. Rufus się tego nie spodziewał, zachwiał się i potrącił Alcesta, który właśnie jadł bułkę z dżemem, i bułka upadła na ziemię, a Alcest zaczął krzyczeć. Przyleciał pan Bordenave, rozdzielił Euzebiusza i Rufusa i postawił ich do kąta.
- A kto mi odda moją bułkę? - zapytał Alcest.
- Chcesz także iść do kąta? - odpowiedział pan Bordenave.
- Nie, ja chcę mieć z powrotem moją bułkę z dżemem - powiedział Alcest.
Pan Bordenave zrobił się cały czerwony, zaczął sapać przez nos, jak zawsze, kiedy wpada w złość, ale nie mógł dalej rozmawiać z Alcestem, bo Maksencjusz bił się z Joachimem.
- Oddaj mi moją kulkę, szachrowałeś! - krzyczał Joachim i ciągnął Maksencjusza za krawat, a Maksencjusz walił go po głowie.
- Co się tu dzieje? - zapytał pan Bordenave.
- Joachim nie lubi przegrywać, więc krzyczy; jeśli pan chce, mogę mu dać w nos -
powiedział Euzebiusz, który podszedł bliżej, żeby lepiej widzieć.
Pan Bordenave spojrzał na Euzebiusza, bardzo zdziwiony.
- Myślałem, że stoisz w kącie - powiedział.
- Ano tak, prawda - powiedział Euzebiusz i wrócił do kąta, a tymczasem Maksencjusz był już czerwony jak burak, bo Joachim ciągnął go przez cały czas za krawat; pan Bordenave posłał ich obu do kąta, do tamtych.
- A moja bułka z dżemem? - zapytał Alcest, który jadł bułkę z dżemem.
- Przecież właśnie ją jesz! - powiedział pan Bordenave.
- No to co z tego?! - krzyknął Alcest. - Przynoszę cztery bułki na pauzę i chcę zjeść cztery bułki!
- Pan Bordenave nie zdążył się rozgniewać, bo dostał piłką w głowę - bęc!
- Kto to zrobił?! - krzyknął pan Bordenave, trzymając się za czoło.
- To Mikołaj, proszę pana, sam widziałem! - powiedział Ananiasz.
Ananiasz jest pierwszym uczniem i pieszczoszkiem pani nauczycielki, my go za bardzo nie lubimy, to wstrętny skarżypyta, ale nosi okulary i nie możemy go bić tyle razy, ile nam się spodoba.
- Wstrętny skarżypyto! - krzyknąłem. - Gdybyś nie miał okularów, oberwałbyś ode mnie piłką!
Ananiasz zaczął płakać, mówił, że jest bardzo nieszczęśliwy, że się zabije, i zaczął się tarzać po ziemi. Pan Bordenave zapytał mnie, czy to prawda, że to ja rzuciłem piłkę, a ja mu odpowiedziałem, że tak, że bawiliśmy się „w myśliwego” i że nie trafiłem w Kleofasa, i że to nie moja wina, bo wcale nie chciałem upolować pana Bordenave.
- Nie życzę sobie, żebyście się bawili w takie brutalne gry! Zabieram piłkę! A ty marsz do kąta! - powiedział mi pan Bordenave.
Powiedziałem mu, że to jest okropnie niesprawiedliwie; Ananiasz zagrał mi na nosie z bardzo zadowoloną miną i odszedł trzymając książkę pod pachą. Ananiasz nie bawi się nigdy na pauzie - zabiera ze sobą książkę i powtarza lekcje. To wariat ten Ananiasz!