Kolumb Odkrywca na trzeźwo, w cywilu, poza pijackim wcieleniem, poza alkoholowym poborem, poza wódczanym powołaniem (ach, jakże kunsztowne piramidy fenomenalnych trunkowych metafor możesz tu wznosić, mój uzależniony języku!). Kolumb Odkrywca w życiu codziennym był profesorem nauk społecznych. Przebył wszystkie szczeble kariery uniwersyteckiej, przez szereg lat wykładał za granicą, mówił zachodnimi językami i z pełną odpowiedzialnością światłego uczonego i z całą pryncypialnością człowieka latami przemawiającego ex cathedra twierdził, iż nie ma najmniejszych problemów z piciem.
– Jak się pan czuje, panie profesorze?
– Doskonale, doskonale – mamrotał Kolumb Odkrywca – doskonale, nic mi nie jest, chwila słabości.
– a jak pan sądzi, skąd ta chwila słabości, z czym pan to wiąże?
– Doprawdy nie mam zielonego pojęcia, może przepracowanie, przemęczenie, miałem ostatnio tyle zajęć.
Wciąż jeszcze zaspana, wyrwana z płytkiego dyżurnego snu, choć już lodowato i profesjonalnie sprawna, siostra Viola dalej miała w sobie powabność przed chwilą rozbudzonej kobiety; niezauważalna aura uśmiechu, a może odrazy przemknęła przez jej fantastyczne kości policzkowe.
– a czy nie sądzi pan, panie profesorze – w głosie doktora Granady nie było cienia ironii czy dwuznaczności – czy nie sądzi pan, panie profesorze, że stan pański wolno by było wiązać z niejakim, by tak rzec, nadużywaniem przez pana alkoholu?
– w żadnym wypadku, to absolutnie wykluczone, ja prawie w ogóle nie piję, niekiedy przy specjalnych okazjach jakiś toast czy szklanka dobrego piwa do obiadu.
– w każdym razie, jak rozumiem – z wolna na jasnych niebiosach głosu doktora Granady poczynały gromadzić się ciemniejące obłoki – jak rozumiem, pański pobyt w szpitalu, pańskie złe samopoczucie nie jest w żadnej mierze związane z alkoholem?
– w żadnej mierze – skwapliwie potwierdzał Kolumb Odkrywca, mówił już jednak mniej zdecydowanym głosem – w żadnej mierze – powtarzał z rzekomym namysłem, czynił pauzę, usiłował rysami twarzy imitować nieoczekiwany namysł – chociaż, chociaż przypominam sobie – jego ciało z wolna wyzwalało się z dygotu i w całej postaci coraz wyraźniej zarysowywała się ewentualna gotowość do niewielkich ustępstw.
– Co mianowicie przypomina pan sobie, panie profesorze?
– Tak, przypominam sobie, że być może istotnie na ostatniej uroczystości rodzinnej wypiłem o jeden kieliszek za dużo.
– Pańska diagnoza poraża mnie swą trafnością – mówił spokojnie doktor Granada i natychmiast wybuchał furiackim rykiem: – o jeden kieliszek za dużo! On wypił o jeden kieliszek za dużo! Chodzące wiadro spirytusu wypiło o jeden kieliszek za dużo! Przyznał, iż być może nieco przesadził!
Siostra Viola wprawnym, wyćwiczonym na tysiącach pobudzonych pacjentów gestem jedną ręką brała doktora pod ramię, drugą obejmowała w pasie i prowadziła w kierunku drzwi, on zaś dalej darł się jak opętany:
– Kieliszek za dużo wypił! Niesłychana sensacja! Odkrycie Ameryki! Amerykę odkrył! Krzysztof Kolumb, Odkrywca!
9. Zasady nieuchwytności.
Nie drażniła mnie pijacka obłuda Kolumba Odkrywcy, nie można szczerze pić bez obłudy, usta muszą przeczyć trunkowi, co właśnie przeszedł przez gardło. Pan Bóg niechybnie dla ulżenia pijakom nie wypisał na kamiennych tablicach przykazania: nie kłam. Słowo musi przeczyć nałogowi. Kłamstwo w plemieniu deliryków jest honorem – prawda wpierw jest nietaktem, później zniewagą, na końcu rozpaczą. Jeśli prawdziwie pijesz, musisz wszem wobec ogłaszać, że nie pijesz, jeśli przyznajesz się, że pijesz, to znaczy, że nie pijesz prawdziwie. Prawdziwe straceńcze picie musi być zakryte, kto je odkrywa, kapituluje, przyznaje się do bezradności, pozostaje mu płacz, zgrzytanie zębów i mityngi AA.
Ilekroć wam powiem, że przestałem pić, że nie piję, że po dziesięcioleciach wytrzeźwiałem na dobre, że odzyskałem poczucie czasu, że tygodniami dochodziłem do siebie w lodowatym domu w górach – tylekroć z całym spokojem możecie nie wierzyć. Prawdę powiedziawszy – nie wierzcie ani jednemu mojemu słowu. Słowo jest moją używką, moim narkotykiem, rozsmakowałem się w przedawkowywaniu. Język jest moim drugim, co mówię, drugim, język jest moim pierwszym nałogiem.
Bez względu na to, czy mówię trzeźwy, czy mówię pijany, czy mówię, że od zaranka do wieczora popijałem brzoskwiniówkę, czy mówię, że od stu szesnastu dni nie miałem kropli w ustach, bez względu na to, co mówię, jestem w swym mówieniu nawet dla samego siebie nieuchwytny. Tak jak i w swym piciu jestem dla samego siebie i dla całego świata nieuchwytny.