Otworzył teczkę. Przeszłość tego człowieka jest niejasna. Nie jest to wprawdzie najkorzystniejsze przy nawiązywaniu znajomości, ale nie należy wpadać w popłoch; potrafimy obaj wywnioskować nie tylko przyszłość z teraźniejszości, lecz również przeszłość. Jeżeli będziemy koniecznie potrzebować przeszłości naszego Maka, to ją w końcu wydedukujemy z jego teraźniejszości. To się nazywa ekstrapolacja. Nasz Mak rozpoczyna swoją teraźniejszość od tego, że ucieka z katorgi. Nagle. Nieoczekiwanie. Akurat w chwili, kiedy razem z Wędrowcem wyciągamy po niego ręce. Oto paniczny raport gubernatora wojskowego, klasyczny lament idioty, który nabroił i stara się uniknąć kary: nie jest niczemu winien, wszystko robił zgodnie z instrukcją. Nie wiedział, że obiekt ochotniczo zgłosił się od oddziału saperów-samobójców. Obiekt zgłosił się i wyleciał w powietrze na polu minowym. Nie wiedział… My też z Wędrowcem nie wiedzieliśmy. A trzeba było wiedzieć! Obiekt był człowiekiem zdolnym do wszystkiego i powinniśmy być na coś podobnego przygotowani, mój panie Mądralo… Tak, wtedy mnie to zaskoczyło, ale teraz rozumiem, w czym rzecz: ktoś wytłumaczył Makowi, do czego służą wieże, ten doszedł do wniosku, że nie ma czego szukać w kraju Chorążych i prysnął na Południe, pozorując swoją śmierć. Prokurator opuścił głowę i niemrawo potarł czoło. Tak, wtedy się właśnie wszystko zaczęło. To było pierwsze z całej serii moich potknięć: uwierzyłem, że on zginął. Czemu zresztą miałem nie wierzyć? Komu normalnemu przyjdzie do głowy uciekać na Południe do mutantów, narażać się na pewną śmierć? Ale Wędrowiec nie uwierzył!…
Prokurator wziął kolejny raport. O, ten Wędrowiec! Spryciarz Wędrowiec, geniusz Wędrowiec! Powinienem był działać tak jak on! Byłem przekonany, że Mak zginął. Południe to jest Południe. A on usiał całe Zarzecze swoimi agentami. Tłusty Fank — jaka szkoda, że go w swoim czasie nie obłaskawiłem, nie kazałem mu jeść z ręki — ten gruby, wyleniały wieprz wysechł na szczapę szwendając się po całym kraju, węsząc i wypatrując, a jego Kura zdechł na febrę przy Szóstej Trasie. Jego Tapa-Kogucik został schwytany przez górali, a później Pięćdziesiąty Piąty — nie wiem, kto to taki — dostał się w łapy piratów aż gdzieś na wybrzeżu, ale zdążył przekazać wiadomość, że Mak się tam pojawił, poddał się patrolowi i wrócił do swojego obozu. Tak właśnie postępują ludzie z głową: w nic nie wierzą i nikogo nie oszczędzają. Tak właśnie powinienem był wówczas postąpić! Rzucić wszystkie inne sprawy i zająć się wyłącznie Makiem, bo przecież już wtedy rozumiałem, jaka to straszliwa siła, ten Mak. A ja zamiast tego zacząłem się szarpać z Histerykiem i przegrałem, potem wdałem się w tę idiotyczną wojnę i też przegrałem… Teraz też bym przegrał, ale wreszcie mi się powiodło: Mak pojawił się w stolicy, w legowisku Wędrowca i dowiedziałem się o tym wcześniej niż Wędrowiec. Tak, Wędrowcze, tak, kłapouchu, teraz ty przegrałeś! Że cię też podkusiło wyjechać właśnie teraz! Przyznam ci się szczerze, że tym razem nie boli mnie nawet to, iż nie wiem dokąd pojechałeś. Nie ma cię i spokój. Oczywiście we wszystkim zaufałeś swojemu Fankowi, a Fank przywiózł ci Maka, ale — kto by mógł pomyśleć! — wojenne przygody wykończyły twojego Fanka. Leży teraz nieprzytomny w Szpitalu Pałacowym — ważna figura, tacy leczą się tylko w Szpitalu Pałacowym! — i moja już w tym głowa, aby pozostał tam tak długo, jak długo będzie mi to potrzebne. Tym razem nie poszkapię! Ciebie więc nie ma, Fanka nie ma, a nasz Mak jest. Bardzo ładnie się składa…
Prokurator poczuł radość, zdał sobie z tego sprawę i natychmiast przywołał się do porządku. Znowu te emocje, massaraksz! Spokojnie, Mądralo. Poznajesz nowego człowieka imieniem Mak i musisz być bardzo obiektywny. Tym bardziej, że ten nowy Mak jest zupełnie niepodobny do starego, że teraz jest zupełnie dorosły i wie, co to są finanse i przestępczość dziecięca… Spoważniał nasz Mak, zokrutniał.