Rasze Musai okazał się chudym, kompletnie wyczerpanym człowieczkiem w postrzępionym szlafroku i jednym pantoflu. Ledwie zdążył usiąść, kiedy brygadier poczerwieniał na twarzy i wrzasnął: „Ukrywasz się, draniu?” — na co Rasze Musai zaczął długo i zawile tłumaczyć, że wcale się nie ukrywa, że ma chorą żonę i troje dzieci, że zalega z komornym, że go już dwa razy zatrzymywano i wypuszczano, że pracuje w fabryce jako stolarz i że nic złego nie zrobił. Maksym spodziewał się, iż jego zaraz też zwolnią, ale brygadier nagle podniósł się i oświadczył, że Rasze Musai, czterdziestodwuletni żonaty, robotnik, dwukrotnie aresztowany, oskarżony o przekroczenie przepisów meldunkowych, zostaje zgodnie z dekretem o zapobieganiu przestępczości skazany na siedem lat ciężkich robót. Po odbyciu kary nie będzie mógł przebywać w centralnych regionach kraju. Rasze Musai około minuty przetrawiał wyrok, a potem rozegrała się okropna scena. Nieszczęśliwy stolarz płakał, bełkotliwie błagał o litość, próbował padać na kolana. Nie przestał płakać i krzyczeć jeszcze wtedy, kiedy Pandi wywlekał go już na korytarz. Maksym znów poczuł uważne spojrzenie rotmistrza Czaczu.
— Kiwi Popszu — powiedział adiutant.
Przez drzwi wepchnięto barczystego chłopaka z twarzą zeszpeconą przez jakąś chorobę skórną. Chłopak okazał się złodziejem mieszkaniowym, recydywistą schwytanym na gorącym uczynku. Zachowywał się na poły bezczelnie, na poły przypochlebnie i albo błagał panów oficerów, aby nie skazywali go na okrutną śmierć, albo ni z tego, ni z owego zaczynał nerwowo chichotać i opowiadać dowcipy lub historie ze swego życia rozpoczynające się nieodmiennie od słów: „Wchodzę ci ja do jednego domu…” Nie dał nikomu dojść do głosu. Brygadier parę razy usiłował zadać mu pytanie, a potem odchylił się do tyłu i popatrzył oburzonym wzrokiem na swych sąsiadów. Rotmistrz Czaczu powiedział obojętnym głosem:
— Kandydat Sym, zatkać mu gębę.
Maksym nie wiedział, jak się zatyka gębę, więc po prostu chwycił Kiwiego Popszu za ramię i parę razy potrząsnął. Kiwi Popszu kłapnął zębami, przygryzł sobie język i zamilkł. Wówczas cywil, który już od dłuższej chwili z ciekawością przyglądał się aresztowanemu, powiedział:
— Tego ja wezmę. Przyda się.
— Doskonale! — powiedział brygadier i rozkazał odprowadzić Kiwiego Popszu z powrotem do celi. Kiedy go zabrano, adiutant powiedział:
— Więcej śmieci nie ma. Teraz będzie grupa.
— Zaczynajcie od razu od kierownika — poradził cywil. — Jak mu tam, Ketszef?
Adiutant zajrzał w papiery i powiedział do taboretu:
— Gel Ketszef.
Wprowadzono znajomego człowieka w białym kitlu. Był w kajdankach i dlatego trzymał ręce nienaturalnie wyciągnięte przed siebie. Oczy miał zaczerwienione, twarz opuchniętą. Siadł i zaczął patrzeć na obraz wiszący nad głową brygadiera.
— Nazywa się pan Gel Ketszef? — spytał brygadier.
— Tak.
— Dentysta?
— Były.
— Co pana łączy z dentystą Gobbim?
— Kupiłem od niego praktykę.
— Dlaczego jej pan nie prowadzi?
— Sprzedałem urządzenie gabinetu.
— Dlaczego?
— Warunki mnie zmusiły.
— Co pana łączy z Ordią Tader?
— To moja żona — powiedział Ketszef.
— Dzieci są?
— Był syn?
— Gdzie on jest?
— Nie wiem.
— Czym się pan zajmował podczas wojny?
— Walczyłem.
— Dlaczego zdecydował się pan na działalność antypaństwową?
— Ponieważ w całej historii nie było wstrętniejszego reżymu — powiedział Ketszef. — Ponieważ kochałem swą żonę i swojego synka. Ponieważ zabiliście moich przyjaciół i zgnoiliście mój naród. Ponieważ zawsze was nienawidziłem. Wystarczy?
— Wystarczy — powiedział spokojnie brygadier. — Nawet za dużo. Proszę nam powiedzieć, ile panu płacą Chontyjczycy? A może to Pandea?
Człowiek w białym kitlu roześmiał się. Okropny to był śmiech, w ten sposób mógłby się śmiać nieboszczyk.
— Proszę skończyć z tą komedią, brygadierze — powiedział. — Komu to potrzebne?
— Jest pan szefem grupy?
— Tak. Byłem.
— Kogo spośród członków organizacji może pan wymienić?
— Nikogo.
— Jest pan tego pewien? — spytał nagle cywil. — Bo widzicie, Ketszef — powiedział miękko — jesteście w wyjątkowo ciężkiej sytuacji. Wiemy o waszej grupie wszystko. Znamy nawet niektóre kontakty. Powinniście rozumieć, że te informacje otrzymaliśmy od pewnej osoby i teraz jedynie od was zależy, jak się ta osoba będzie nazywać: Ketszef, czy też jakoś inaczej…
Ketszef milczał z opuszczoną głową.
— Słuchajcie! — zakrakał rotmistrz Czaczu. — Byliście oficerem liniowym i nie rozumiecie, co wam proponujemy? Nie życie massaraksz! Honor!
Ketszef znowu się roześmiał, zakaszlał, ale niczego nie powiedział. Maksym czuł, że ten człowiek niczego się nie boi. Nie boi się ani śmierci, ani hańby, bo uważa się za zhańbionego trupa.
Brygadier popatrzył na cywila. Ten pokręcił głową. Brygadier wzruszył ramionami, podniósł się i ogłosił, że Gel Ketszef, pięćdziesięcioletni dentysta, żonaty, zostaje na podstawie dekretu o ochronie zdrowia społecznego skazany na likwidację. Termin wykonania wyroku: czterdzieści osiem godzin. Wyrok może być zrewidowany, jeżeli skazaniec zgodzi się zeznawać.