Wysunął ukrytą szufladę i włączył wszystkie fonografy i zamaskowane kamery. Tę scenę zachowamy dla potomności. No, gdzie jesteś, Wędrowcze? Aż się spocił z podniecenia i zaczął się trząść jak w febrze. Aby się uspokoić, wrzucił do ust kilka jagód, pogryzł je i połknął, zamknął oczy i zaczął liczyć w pamięci. Kiedy doliczył do siedmiuset, drzwi się otworzyły i do gabinetu, odsuwając na bok referenta, wszedł ten drągal, ten ponury żartowniś, ta nadzieja Chorążych, znienawidzony i uwielbiany, nieustannie wiszący na włosku i nigdy nie spadający, chudy, przygarbiony, z okrągłymi zielonymi oczami i wielkimi, odstającymi uszami, ubrany w swą odwieczną zabawną kurtkę, łysy jak kolano, czarodziej, rządca dusz, pożeracz miliardów.
— Cześć, Wędrowcze — przywitał go prokurator. — Przyszedłeś pochwalić się?
— Czym? — zapytał Wędrowiec zapadając we wszystkim znany fotel i niezręcznie zadzierając kolana. — Massaraksz! Ciągle zapominam o tym diabelskim urządzeniu. Kiedy przestaniesz znęcać się nad interesantami?
— Interesantowi powinno być niewygodnie — powiedział prokurator pouczającym tonem. — Interesant powinien być śmieszny, bo w przeciwnym razie, jaki bym miał z niego profit? Choćby teraz. Patrzę na ciebie i jest mi wesoło. — Tak. Wiem, że jesteś wesołym człowiekiem — powiedział Wędrowiec. — Ale twoje dowcipy nie są najwyższej próby. A propos, możesz już usiąść.
Prokurator dopiero teraz spostrzegł, że ciągle jeszcze stoi. Wędrowiec jak zwykle natychmiast wyrównał rachunek. Prokurator usadowił się wygodnie i łyknął odrobinę leczniczego świństwa.
— No więc? — zapytał.
Wędrowiec od razu przeszedł do sprawy.
— Masz w pazurach — powiedział rzeczowo — człowieka, który jest mi potrzebny. Niejaki Mak Sym. Wpakowałeś go na katorgę. Pamiętasz?
— Nie — odpowiedział prokurator szczerze. Odczuł pewnego rodzaju rozczarowanie. — A kiedy go zapuszkowałem? Za co?
Niedawno, za wysadzenie wieży.
— Coś sobie przypominam. No i co?
— To wszystko — powiedział Wędrowiec. — On mi jest potrzebny.
— Poczekaj! — powiedział prokurator z niezadowoleniem. — Proces prowadził ktoś inny, nie mogę zresztą pamiętać każdego skazańca.
— A ja myślałem, że to wszystko twoi ludzie — powiedział Wędrowiec.
— Tam był tylko jeden mój człowiek, pozostali byli prawdziwi… Jak mówiłeś, on się nazywa?
— Mak Sym.
— Mak Sym… — powtórzył prokurator. — Aha! Ten góralski szpieg. Pamiętam. Tam była jakaś dziwna historia. Rozstrzelali go, ale niedokładnie…
— Zdaje się, że tak.
— Jakiś niezwykły siłacz… Tak, referowano mi tę sprawę. A do czego ci on potrzebny?
— To mutant — powiedział Wędrowiec. — Ma bardzo interesujące mentogramy.
— Będziesz go kroił?
— Możliwe. Moi ludzie już dawno go wyniuchali, kiedy go jeszcze wykorzystywano w Studiu Specjalnym, ale potem im uciekł.
Kompletnie rozczarowany prokurator napchał sobie usta jagodami.
— Dobra — powiedział żując leniwie. — No, a jak tobie w ogóle leci?
— Doskonale, jak zawsze — odpowiedział Wędrowiec. — Tobie, jak słyszałem, również. Wygryzłeś jednak Histeryka. Gratuluję. Kiedy więc dostanę swojego Maka?
— Jutro wyślę depeszę, a dostarczą go za jakieś pięć, siedem dni.
— Czyżby za darmo? — zapytał Wędrowiec.
— Uprzejmość — odparł prokurator. — A co mi możesz zaproponować?
— Pierwszy hełm ochronny.
Prokurator uśmiechnął się.
— I Wszechświatłość na dodatek — powiedział. — Muszę ci jednak powiedzieć, że pierwszego hełmu nie potrzebuję. Chcę mieć jedyny… A propos, czy to prawda, że twojej bandzie polecono zbudować emiter kierunkowy?
— Możliwe — powiedział Wędrowiec.
— Słuchaj! Na diabła to nam potrzebne? Mało mamy kłopotów? Może byś przyhamował tę robotę, co?
Wędrowiec wyszczerzył zęby.
— Boisz się, Mądralo? — zapytał.
— Boję się — powiedział prokurator. — A ty się nie boisz? Albo sądzisz może, że Baron ci zaprzysiągł wieczną miłość? Przecież on cię twoim własnym emiterem… To jasne jak dzień!
Wędrowiec znów wyszczerzył zęby.
— Przekonałeś mnie — powiedział. — Dogadaliśmy się… — Wstał. — Idę teraz do Kanclerza. Coś przekazać?
— Kanclerz się na mnie gniewa — powiedział prokurator. — Bardzo mi z tego powodu przykro.
— Dobrze — powiedział Wędrowiec. — Powtórzę mu to.
— Żarty żartami — powiedział prokurator — ale gdybyś szepnął słówko w mojej obronie…
— Mądrala z ciebie — powiedział Wędrowiec głosem Kanclerza. — Spróbuję.
— A czy przynajmniej z procesów jest zadowolony?
— Skąd mogę wiedzieć? Dopiero co przyjechałem.
— No to spróbuj się dowiedzieć… A co do twojego… Jak on tam się nazywa? Już zapisuję…
— Mak Sym.
— Tak… Zaraz jutro wyślę.
— Bądź zdrów — powiedział Wędrowiec i wyszedł.