Chery kiŭnuła. Ja prajšoŭ praz scianu čyrvonych soniečnych promniaŭ u kalidor, jaki, niahledziačy na štučnaje asviatlennie, zdavaŭsia amal čornym. Dzviery małoj łabaratoryi byli adčynieny. Lustranyja reštki sasuda Dziuara, jakija lažali na padłozie kala vializnych jomistasciej z vadkim kisłarodam, usio jašče nahadvali pra načnoje zdarennie. Zasviaciŭsia maleńki ekran. Kali ja zniaŭ trubku i nabraŭ numar radyjostancyi, błakitnaja zanavieska, jakaja znutry zakryvała matavaje škło, rassunułasia, i Snaŭt, nahnuŭšysia z vysokaha kresła, zirnuŭ mnie prosta ŭ vočy.
— Vitaju ciabie, — pramoviŭ jon.
— Ja pračytaŭ zapisku. Chacieŭ z taboju pahavaryć. Možna pryjsci?
— Prychodź. Zaraz?
— Aha.
— Kali łaska. Ty… nie adzin?
— Nie, adzin.
Jaho chudy, bronzavy ad zaharu tvar z hłybokimi marščynami na łbie płyŭ u vypukłym škle, jak dziŭnaja ryba ŭ akvaryumie.
— Nu-nu, — pramoviŭ jon šmatznačna. — Ja čakaju.
— My možam isci, kachanaja.
Ja imknuŭsia havaryć ažyŭlena, zachodziačy ŭ kabinu praz čyrvonyja promni, za jakimi bačyŭ tolki siłuet Chery, ale hołas moj sarvaŭsia. Chery pryrasła da kresła: zasunuła ruki pad padłakotniki i saščapiła palcy. Jana zanadta pozna pačuła maje kroki albo nie paspieła chutka pamianiać svaju strašnuju pozu — nie viedaju, ale ja paspieŭ ubačyć, jak jana zmahajecca z toj niezrazumiełaj siłaj, što schavanaja ŭ joj. Majo serca scisnuła slapoje, šalonaje aburennie, zmiešanaje sa škadavanniem. My moŭčki pajšli pa doŭhim kalidory; roznakalarovaja emal na jaho scienach pa zadumie architektara pavinna była pazbavić ad adnastajnasci znachodžannie ŭ mietaličnaj škarłupinie. Ja jašče zdaloku zaŭvažyŭ adčynienyja dzviery radyjostancyi. Adtul u hłybiniu kalidora padała doŭhaja čyrvonaja pałasa — i siudy dachodziła sonca. Ja pahladzieŭ na Chery — jana navat nie sprabavała ŭsmichacca, zasiarodžana rychtujučysia da baraćby z saboj. Vyprabavanni, jakija čakali Chery, užo zaraz zmianili jaje tvar — jon staŭ biełym i chudym. Za niekalki krokaŭ da dzviarej Chery spyniłasia, ja paviarnuŭsia da jaje, končykami palcaŭ jana padšturchnuła mianie, byccam kažučy: „Idzi”. I tut maje płany, Snaŭt, ekspierymient, usia Stancyja — usio zdałosia mnie hetkim drobiaznym u paraŭnanni z tymi pakutami, jakija čakali tut jaje. Ja adčuŭ siabie katam i chacieŭ užo viarnucca nazad, ale šyrokuju soniečnuju pałasu, nadłamanuju na scianie kalidora, zasłaniŭ cień čałavieka. Ja chucieńka zajšoŭ u kabinu. Snaŭt čakaŭ mianie la dzviarej. Čyrvonaje sonca stajała prosta za im, i purpurovy vodblisk hareŭ u jaho sivych vałasach. My davoli doŭha moŭčki pazirali adzin na adnaho. Zdavałasia, Snaŭt vyvučaŭ mianie. Aslepleny soncam, ja drenna bačyŭ vyraz jaho tvaru. Ja abyšoŭ Snaŭta i spyniŭsia kala vysokaha pulta, na jakim tyrčali hnutkija sciabliny mikrafonaŭ. Snaŭt marudna paviarnuŭsia, spakojna nazirajučy za mnoj z raniejšaj hrymasaj, jakaja ŭsprymałasia to jak usmieška, to vydavała stomlenasć. Nie zvodziačy z mianie vačej, Snaŭt padyšoŭ da mietaličnaj, na ŭsiu scianu šafy, pierad jakoj z abodvuch bakoŭ uzvyšalisia aby-iak zvalenyja kučy radyjodetalaŭ, termičnyja akumulatary i rozny instrumient, pastaviŭ tudy kresła i sieŭ, abapirajučysia spinaj na emaliravanyja dzviercy.
Naša maŭčannie stanaviłasia dziŭnym. Ja zasiarodžana prysłuchoŭvaŭsia da cišyni, što panavała ŭ kalidory, dzie zastałasia Chery, ale adtul ničoha nie było čuvać.
— Kali ŭ vas usio budzie hatova? — spytaŭsia ja.
— My mahli b pačać choć sionnia, ale zapis zapatrabuje jašče krychu času.
— Zapis? Ty maješ na ŭvazie encefałahramu?
— Aha, ty ž zhadziŭsia. A što?
— Dy tak, ničoha.
— Ja słuchaju ciabie, — pramoviŭ Snaŭt praz niejki čas.
— Jana ŭsio viedaje… pra siabie, — ledź čutna pramoviŭ ja.
Brovy Snaŭta palezli ŭhoru.
— Viedaje?
Mnie zdałosia, što Snaŭt tolki prytvarajecca zdziŭlenym. Čamu jon prytvarajecca? U mianie adrazu prapała žadannie havaryć, ale ja pierasiliŭ siabie. Treba być choć by łajalnym, padumaŭ ja, kali ničoha inšaha nie zastajecca.
— Jana pačała zdahadvacca, vidać, pasla našaj razmovy ŭ biblijatecy, nazirała za mnoj, supastaŭlała fakty, pasla znajšła mahnitafon Hibaryjana i pasłuchała zapis…
Snaŭt pa-raniejšamu abapiraŭsia na šafu, ale ŭ jaho ŭ vačach zaharelisia iskry. Ja stajaŭ la pulta nasuprać dzviarej, pračynienych u kalidor. Ja praciahvaŭ jašče cišej:
— Sionnia nočču, kali ja spaŭ, jana sprabavała skončyć samahubstvam. Vadki kisłarod…
Niešta zašamacieła, ja scišyŭsia, prysłuchaŭsia — huk danosiŭsia nie z kalidora. Dzieści zusim blizka škrebłasia myš… Myš? Hłupstva! Adkul tut myšy? Ja pilna zirnuŭ na Snaŭta.
— Słuchaju ciabie, — spakojna pramoviŭ Snaŭt.
— Viadoma, joj heta nie ŭdałosia… va ŭsiakim razie jana viedaje, chto jana.
— Navošta ty raskazvaješ pra heta mnie? — raptam spytaŭsia Snaŭt.
Ja nie adrazu skiemiŭ, što jamu adkazać.
— Chaču, kab ty aryjentavaŭsia… kab viedaŭ, što adbyvajecca, — pramarmytaŭ ja.
— Ja papiaredžvaŭ ciabie.
— Inakš kažučy, ty viedaŭ. — Ja mižvoli pavysiŭ hołas.